– Mam przeczucie, że nie miałabyś z tym problemu.
Moje oczy zwróciły się na niego.
– Dlaczego tak mówisz?
Mogłam poczuć moją siłę, jak tylko mój rozum wrócił do mnie, gdy wspaniała krew znalazła się w moim ciele.
Wrócił do robienia kanapki i wzruszył ramionami.
– Skojarzyłaś ludzkiego chłopaka, prawda? Właśnie dlatego byłaś zdolna znaleźć go i uratować przed seryjnym mordercą.
– Tak.
Kiedy nie powiedziałam niczego więcej, spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
– Też tak myślę. To się zdarza. Czasem przypadkowo Kojarzymy kogoś.
– Adepci nie. Nie jesteśmy upoważnieni do picia ludzkiej krwi. – powiedziałam.
Uśmiech Lorena był ciepły i pełen uznania.
– Nie jesteś normalną adeptką, więc normalne zasady cię nie obowiązują.
Jego wzrok trzymał mój i wydawało się, jakby mówił o czymś więcej niż tylko przypadkowym piciu odrobiny ludzkiej krwi. Sprawiał, że czułam się i gorąca, i chłodna – przestraszona, ale zupełnie dorosła i seksowna- wszystko w jednej chwili.
Zamknęłam usta i wróciłam do popijania wina zmieszanego z krwią (wiem, że to brzmi kompletnie obrzydliwie, ale było przepyszne).
– Tutaj, zjedz to. – podał mi talerz, na którym leżała kanapka z serem i szynką, którą dopiero co dla mnie zrobił. – Poczekaj, potrzebujesz jeszcze nieco tego.
Pogrzebał w szafce, aż mruknął „aha!” i obrócił się, żeby wysypać całą, dużą paczkę serowych Doritos na mój talerz.
Uśmiechnęłam się. Tym razem moje usta czuły się bardziej naturalnie, robiąc to.
– Doristos! Świetnie.
Wzięłam dużego gryza i zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście byłam bardzo wygłodzona.
– Wiesz, ze nie lubią, żeby adepci jedli śmieciowe jedzenie jak to.
– Jak już powiedziałem – Loren uśmiechnął się znów do mnie tym swoim powolnym, seksownym uśmiechem – nie jesteś taka, jak reszta adeptów. I zdarza mi się obstawać przy poglądzie, że niektóre zasady są po to, żeby je łamać.
Jego oczy przeniosły się z moich oczu na kolczyki z diamencikami tkwiące w płatkach moich uszu.
Poczułam, ze moja twarz robi się gorąca, więc wróciłam do jedzenia, raz tylko chwilkę zerkając w górę na niego. Loren nie zrobił sobie kanapki, ale nalał sobie wina do szklanki i pił je wolno, podczas gdy obserwował, jak jem. Byłam już gotowa powiedzieć mu, że mnie stresuje, kiedy przemówił.
– Od kiedy ty i Afrodyta jesteście przyjaciółkami?
– Nie jesteśmy. – powiedziałam między kęsami kanapki (która była bardzo dobra – więc on jest śmiesznie przystojny, seksowny, mądry, i potrafi gotować!).
– Jechałam z powrotem do szkoły, kiedy zobaczyłam, że idzie. – Podniosłam jedno ramię, jakbym nie mogła powiedzieć o niej nic dobrego. – Stwierdziłam, ze to część mojej pracy jako liderki Cór Ciemności, żeby być miłą, nawet dla niej. Więc zaproponowałam, że ją podwiozę.
– Jestem nieco zdziwiony, że się zgodziła. Wy dwie nie jesteście zaprzysięgłymi wrogami?
– Nieważne! Zaprzysięgłymi wrogami? Tak w ogóle to za dużo o niej nie myślę.
Marzyłam, żeby powiedzieć Lorenowi prawdę na temat Afrodyty. Nie cierpiałam kłamać (i nie byłam w tym zbyt dobra, ale najwyraźniej wydawało mi się, że to się poprawia w miarę praktyki). Ale nawet jeśli myślałam o wyrzuceniu z siebie prawdy przed Lorenem, zdusiłam to w sobie z wyraźnym przeczuciem, że nie ma sposobu, żeby mu o tym powiedzieć. Więc uśmiechnęłam się i zaczęłam przeżuwać moją kanapkę i głównie starałam się skupić tylko na tym, że czuję się już trochę mniej jak w Nocy Żywych Trupów. Co przypomniało mi o profesor Nolan. Odłożyłam połowicznie zjedzoną kanapkę i wzięłam kolejny łyk wina.
– Loren, kto mógł zrobić coś takiego, jak to, co zrobiono profesor Nolan?
Jego przystojna twarz nabrała mrocznego wyrazu.
– Myślę, że cytat jest oczywisty.
– Cytat?
– Nie widziałaś, co było napisane na papierze, który w nią wbili?
Pokręciłam głową, czując, że znów jest mi trochę niedobrze.
– Wiedziałam, że na tym papierze jest coś napisane, ale nie przypatrywałam się na tyle, żeby zobaczyć, co.
– Głosił: „Czarownikom żyć nie dopuścisz. Księga Wyjścia 22:18”. I ŻAŁOWAĆ napisane jest i podkreślone kilkakrotnie.
Coś zaczęło swędzieć w mojej pamięci i zaczęłam się czuć, jakbym płonęła od środka, co nie miało nic wspólnego z krwią w moim winie.
– Ludzie Wiary.
– Na to wygląda. – Loren potrząsnął głową. – Zastanawiam się, o czym myślała kapłanka, kiedy zdecydowali się kupić to miejsce i założyć tu Dom Nocy. Wyglądało to jak proszenie się o kłopoty. Jest kilka części kraju o ograniczonych umysłach i rozwścieczonych, przeczulonych na punkcie swoich religijnych wierzeń.
Potrząsnął głową. Wyglądał na nieźle rozjuszonego. Chociaż nie rozumiałam oddawania czci bogu, który uwłaczał kobietom i którego „prawdziwi wierni” uważali, że prawidłowe jest patrzenie z góry na wszystkich, którzy nie myśleli tak samo, jak oni.
– Nie wszyscy w Oklahomie są tacy. – powiedziałam stanowczo.
– Jest także silny system wierzeń Rodowitych Amerykanów (Indian) i wiele zwykłych ludzi nie chce zaprzedać się uprzedzeniom głupich Ludzi Wiary.
Zaśmiał się i jego twarz się odprężyła.
– Czujesz się lepiej.
– Tak, sądzę, że tak.
– Lepiej, ale bez sił. – powiedział. – Czas skierować się do twojego akademika, a potem do twojego łóżka. Musisz odpocząć i odzyskać swoją siłę na to, co nadejdzie.
Poczułam lodowate ukłucie lęku w brzuchu i miałam nadzieję, że nie zjadłam za dużo chipsów.
– A co się stanie?
– Minęły lata, od kiedy miał miejsce otwarty atak ludzi na wampiry. To zmieni stan rzeczy.
Chłód strachu rozlewał się po moich wnętrznościach.
– Zmieni stan rzeczy? Jak?
Loren napotkał moje spojrzenie.
– Nie będziemy cierpieć zniewag, nie oddając ich.
Jego twarz stała się stanowcza i nagle wyglądał bardziej na strażnika niż na poetę, bardziej na wampira niż człowieka. Wyglądał na pełnego energii, niebezpiecznego, egzotycznego i więcej niż trochę przerażającego. Okay, mówiąc szczerze, na najgorętszego faceta, jakiego kiedykolwiek widziałam.
Wtedy, kiedy zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo, uśmiechnął się, obszedł blat i stanął blisko mnie.
– Ale ty nie potrzebujesz martwić się tym ani trochę. W ciągu doby szkoła zostanie zalana przez elitę wampirzych strażników, Synów Erebusa. Żaden fanatyczny człowiek nie będzie w stanie was tknąć.
Zmarszczyłam brwi, martwiąc się na myśl o konsekwencjach wzmożonej ochrony. Jak, do diabła, uda mi się przemycić siebie i opakowania z krwią dla Stevie Rae z mnóstwem przepełnionych testosteronem strażników bijących się w piersi i będących superopiekuńczy?
– Hej, będziesz bezpieczna. Obiecuję.
Loren wziął mój podbródek w swoje dłonie i podniósł moją twarz. Nerwowe oczekiwanie sprawiło, że mój oddech stał się szybki, a w brzuchu czułam motyle. Starałam się o nim nie myśleć, starałam się nie myśleć o jego pocałunkach i sposobie, w jaki moja krew pulsowała, kiedy na mnie patrzył, ale prawdą było, ze tylko wiedza, jak bardzo moje bycie z Lorenem zraniło by Erika i zestresowanie z powodu Stevie Rae i Afrodyty i okropność tego, co spotkało profesor Nolan sprawiło, ze mogłam myśleć tylko o dotyku jego ust na moich. Chciałam, żeby całował mnie jeszcze raz, jeszcze i jeszcze.
– Wierzę ci. – szepnęłam. W tym momencie przysięgłam sobie, że będę wierzyć wszystkiemu, co powie.