Выбрать главу

– Cieszy mnie, że nosisz moje kolczyki.

Zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć, pochylił się i pocałował mnie, długo i głęboko. Jego język napotkał mój i mogłam skosztować smak wina i nęcący ślad krwi w jego ustach. Po tym, co wydawało się długim czasem, odsunął swoją twarz od mojej. Jego oczy były ciemne, a oddech głęboki.

– Muszę odstawić cię z powrotem do akademika, zanim skuszę się, żeby zatrzymać cię przy sobie na zawsze. – powiedział.

Zebrałam w sobie całą błyskotliwość mojego umysłu i zdołałam powiedzieć na wydechu „Okay”. Ponownie chwycił moje ramię, tak jak wtedy, drodze do kuchni, kiedy mnie podpierał. Tym razem jego dotyk był gorący i osobisty. Nasze ciała ocierały się o siebie, kiedy szliśmy przez ponury poranek do akademika dziewczyn. Poprowadził mnie po frontowych schodach i otworzył drzwi. Duży pokój dzienny był opustoszały. Spojrzałam na mój zegarek i ledwo mogłam uwierzyć, że jest kilka minut po dziewiątej rano. Loren podniósł szybko moją dłoń do swoich ust i pocałował ciepło, zanim puścił.

– Dobranoc tysiąckroć. Tysiąckroć grosza bez twojego blasku. Miły, chcąc miłą swą ujrzeć, nie zwleka, i niby uczeń ze szkoły ucieka. Lecz gdy rozłączy go z nią los okrutny, znowu ku szkole kieruje wzrok smutny…

Niejasno rozpoznałam cytat z Romea i Julii. Mówił mi, że mnie kocha? Moja twarz pokryła się rumieńcem z nerwów i podniecenia.

– Do widzenia. – powiedziałam delikatnie. – Dziękuję, że się mną opiekowałeś.

– Cała przyjemność po mojej stronie, pani. – powiedział. – Adieu.

Ukłonił mi się, kładąc swoją pięść na sercu, w pełnym szacunku wampirzym salucie strażnika dla jego Najwyższej Kapłanki, a potem odszedł. W oparach niepotrzebnego szoku i zawroty głowy spowodowane pocałunkiem Lorena praktycznie frunęłam w górę po schodach i do mojego pokoju. Myślałam o spotkaniu z Afrodytą, ale byłam na krawędzi kompletnego wyczerpania i istniała tylko jeszcze jedna rzecz, na której zrobienie miałam wystarczająco energii, zanim odpłynęłabym. Po pierwsze, zaczęłam kopać w moim koszu na papiery i znalazłam dwie połówki obrzydliwej kartki urodzinowej, wysłanej przez moją mamę i ojciacha. Poczułam niezdrowe szarpnięcie w żołądku, kiedy złączyłam dwa skrawki i zobaczyłam, że dobrze pamiętałam. Był tam krzyż z notatką przypiętą kołkiem w środku, co niesamowicie przypominało mi to, co zdarzyło się profesor Nolan. Zanim zmieniłam zdanie, wzięłam mój telefon komórkowy, zaczerpnęłam głęboki oddech i wybrałam numer. Mama odebrała po trzecim sygnale.

– Witam! To błogosławiony poranek! – powiedziała radośnie. Najwyraźniej nie sprawdziła ID dzwoniącego.

– Mamo, to ja.

Jak przewidziałam, jej ton momentalnie się zmienił.

– Zoey? Znów się coś stało?

Byłam zbyt zmęczona na nasze zwykłe gierki typu matka – córka.

– Gdzie był John zeszłej nocy?

– O czym ty mówisz, Zoey?

– Mamo, nie mam czasu na te bzdury. Po prostu mi powiedz.

– Nie sądzę, żeby podobał mi się twój ton, młoda damo.

Stłumiłam w sobie chęć krzyczenia z frustracji.

– Mamo, to ważne. Bardzo ważne. To sprawa życia i śmierci.

– Zawsze byłaś taka dramatyczna. – powiedziała. Zaśmiała się nerwowym, nieco fałszywym śmiechem. – Twój ojciec przyjechał ze mną do domu, oczywiście. Obejrzeliśmy mecz piłki nożnej w telewizji, a potem poszliśmy spać.

– A o której wyszedł dzisiaj rano?

– Co za głupie pytanie! Wyszedł pół godziny albo godzinę temu, jak zwykle. Zoey, o co chodzi?

Westchnęłam. Czy mogłam jej powiedzieć? Co Neferet mówiła o dzwonieniu na policję? Na pewno to, co stało się profesor Nolan, będzie nadawane w telewizji we wszystkich dzisiejszych wiadomościach. Ale jeszcze nie czas. Nie teraz. Wiedziałam cholernie dobrze, że nie można ufać mojej matce w kwestii zatrzymania czegoś dla siebie.

– Zoey? Zamierzasz mi odpowiedzieć?

– Po prostu oglądaj wiadomości. Zobaczysz, o co chodzi. – powiedziałam.

– Co zrobiłaś? – zdałam sobie sprawę, że nie brzmi to, jakby była zmartwiona czy zła, tylko zrezygnowana.

– Nic. To nie ja. Lepiej patrz bliżej domu, poszukując winowajcy. I pamiętaj, nie mieszkam już w twoim domu.

Jej głos stał się łamliwy.

– To prawda. Z pewnością nie mieszkasz. Czyżbyś ty i twoja pełna nienawiści babcia nie powiedziały mi, że nie będziecie już nigdy ze mną rozmawiać?

– Twoja matka nie jest pełna nienawiści. – powiedziałam automatycznie.

– Jest dla mnie! – wykrztusiła moja matka.

– Nieważne. Masz rację. Nie powinnam była dzwonić. Miej dobre życie, mamo. – powiedziałam, i rozłączyłam się.

Mama miała rację co do jednej rzeczy. Nie powinnam już nigdy do niej dzwonić. Kartka była prawdopodobnie zbiegiem okoliczności. To znaczy, było tylko około biliona specjalnych, religijnych magazynów w Tulsie i Broken Arrow. Wszystkie sprzedawały te kiepskie kartki. I wszystkie one wydawały się wyglądać tak samo – także gołębice i fale zmywające ślady stóp zostawione na piasku, albo krzyże, krew i gwoździe. Nie musiały koniecznie mieć jakiegoś znaczenia. Czy miały?

Moja głowa czuła się pijana, a mój brzuch chory. Musiałam wiele sobie przemyśleć, ale nie byłam w stanie, gdy byłam tak zmęczona. Powinnam iść spać a potem starać się wymyślić, co powinnam zrobić. Zamiast wyrzucać kartkę do kosza, położyłam ją na wierzchu szuflady mojego biurka. Wtedy zdjęłam ubranie i włożyłam moją najwygodniejszy dres. Nala już chrapała na mojej poduszce. Położyłam się koło niej, zamknęłam oczy, zmuszając się do wymazania potwornych obrazów i pytań bez odpowiedzi z mojego umysłu, i w zamian za to skoncentrowałam się na mruczeniu mojego kota, zanim zapadłam w wyjałowiony sen.

Rozdział szesnasty

Wiedziałam, że Heath wrócił do miasta, ponieważ przerwał mój sen. Leżałam na zewnątrz na słońcu (widzicie więc, że oczywiste jest, że to sen) na dużym dmuchanym materacu w kształcie serca na środku jeziora zrobionego ze Sprite’a (kto wie?), kiedy w jednej chwili wszystko zniknęło i znajomy głos Heatha wdarł się do mojej czaszki.

– Zo!

Moje oczy otworzyły się. Nala gapiła się na mnie swoimi zrzędliwymi, kocimi, zielonym oczyma.

Kot, do którego „należałam”, wstawał na tyle długo, żeby podreptać wokół siebie w kółku kilka razy, a potem klapnęła i wróciła do snu.

– W ogóle nie pomagasz. – powiedziałam.

Zignorowała mnie. Spojrzałam na zegarek i jęknęłam. Była dziewiętnasta. Jezu, spałam mniej więcej osiem godzin, ale moje powieki były jak papier ścierny. Ugh. Co dzisiaj muszę zrobić?

Wtedy przypomniałam sobie o profesor Nolan i o rozmowie z moją mamą i mój żołądek ścisnął się. Czy powinnam komuś powiedzieć o moich podejrzeniach? Jak powiedział Loren, Ludzie Wiary byli już zamieszani w morderstwo z powodu okropnej notki, którą tam zostawiono. Więc czy rzeczywiście potrzebowałam powiedzieć coś o fakcie, że nie byłabym zaskoczona, jeśli mój ojciach był w to zaangażowany? Dla mamy było jasne, że był w domu całą zeszłą noc i dzisiejszy ranek. Przynajmniej tak mówiła. Czy mogła kłamać?

Dreszcz przeszedł przez moje ciało. Oczywiście, że mogła. Zrobiłaby wszystko dla tego obrzydliwego faceta. Dowiodła już tego, odwracając się ode mnie. Ale jeśli kłamała, a ja bym ją wydała, to byłabym odpowiedzialna za to, co by jej się mogło stać. Nienawidziłam Johna Heffera, ale czy nienawidziłam go wystarczająco, żeby spowodować upadek mojej matki razem z nim?

Czułam się jak rzygi.

– Jeśli mój ojciach jest zamieszany w morderstwo, to policja to odkryje. Jeśli to się stanie to nic, co nadejdzie, nie będzie moją winą. – powiedziałam te słowa głośno, pozwalając własnemu głosowi uspokoić się. – Będę czekać i zobaczę, co się stanie.