– Muszę się spotkać z Heathem – wyrzuciłam z siebie.
– Z Heathem? – Shaunee patrzyła na mnie jak sroka w gnat.
– Z jej byłym, Bliźniaczko. Nie pamiętasz? – przypomniała jej Erin.
– Aha, z tym uroczym blondaskiem, którego dwa miesiące temu omal nie zjadły duchy wampirów, a potem nie zabił ten okropmy seryjny morderca, który wyglądał jak zwykły przechodzień! – zawołała Shaunee.
– Wiesz, Zo, mogłabyś tak nie doświadczać swoich byłych – mruknęła Erin.
– Fakt, nie ma łatwego życia – przerwałam jej, idąc niby to lekkim krokiem ku drzwiom. – Sorry, laski, muszę lecieć.
– Nikogo nie wypuszczają z campusu – rzekła Erin.
– Wiem, tylko… – Zawahałam się, po czym poczułam, że robię z siebie idiotkę. Nie mogłam powiedzieć dziewczynom o Stevie Rae ani o Lorenie, ale przecież, do cholery, mogłam sobie pozwolić na szczerość w sprawie czegoś tak banalnego jak wymykanie się ze szkoły. – Znam tajne wyjście.
– Super, Zo! -powiedziała Radoście Shaunee. – Bezwzględnie wykorzystamy twoją wybitna umiejętność przenoszenia się poza szkołę w czasie przeznaczonym na naukę przed wiosennymi egzaminami.
– Właśnie. – Erin przewróciła oczami. – Kto jak kto, ale żebyśmy my musiały się uczyć? Zwłaszcza wtedy, gdy w mieście jest tyle posezonowych wyprzedaży butów! – Uniosła swoje bardzo jasne brwi i dodała: – No dobra, Zo, a co mamy powiedzieć ukochanemu?
– Ukochanemu?
– O rany, twojemu ukochanemu. Erikowi Nightowi Uroczemu. – Spojrzała na mnie tak, jakby myślała, że postradałam zmysły.
– Halo. Ziemia do Zoey. Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – zaniepokoiła się Shaunee.
– Spoko, spoko. Nic mi nie jest. Po co macie coś mówić Erikowi?
– Bo kazał nam cie prosić, żebyś do niego zadzwoniła, jak się obudzisz. On też martwi się o ciebie jak diabli.
– Jak wkrótce się do niego nie odezwiesz, to się tu zjawi jak nic – dodała Erin. – O rany, Bliźniaczko! – Zrobiła wielkie oczy ułożyła wargi w seksowny uśmiech. – Myślisz, że Eryk Uroczy przyprowadzi ze sobą tych dwóch przystojniaczków?
Shaunee odrzuciła do tyłu soje gęste ciemne włosy.
– Zdecydowanie wyczuwam taką możliwość. T. J. i Cole są przecież jego kumplami i w tym niespokojnym czasie powinni być u jego boku.
Święta racja, Bliźniaczko. Wszyscy wiemy, jak to przyjaciele powinni się trzymać razem w trudnych chwilach.
W idealnej synchronizacji obie obróciły się do mnie.
– Idź i rób z tym swoim byłym, co tam chcesz – rzekła Erin.
– Jasne. Będziemy cię kryć. Poczekamy, aż Erik się zjawi, i powiemy, żeby nie zostawiał nas, biedaczek, samiuteńkich – dodała Shaunne.
– Zdecydowanie potrzebujemy ochrony – ciągnęła Erin. – A to oznacza, że będzie musiał pójść po swoich kumpli i wszyscy razem będziemy tu siedzieć jak myszy pod miotłą, czekając, aż wrócisz z tego swojego…hm, spotkania.
– Brzmi nieźle, Ale nie mówcie mu, że jestem poza campusem, żeby się nie wkurzył. Ściemniajcie, że poszłam pogadać z Neferet czy coś.
– Spoko. Coś wymyślimy. Wracając do temat, nie uważasz, że jest trochę niebezpiecznie wymykać się teraz? – zapytała Shaunee. – To, że zrobiło się tu trochę strasznie, to niezupełnie nasz wymysł.
– Właśnie. Nie możesz zerwać tym swoim ludzkim chłopakiem później, jak już złapią tego psychola, który ukrzyżował Nolan i obciął jej głowę› – poparła ją Erin.
– Muszę to zrobić teraz. Wiecie, że przy Skojarzeniu nie jest tak samo jak przy zwyczajnym zrywaniu.
– Dramat – mruknęła Erin.
– Wielki dramat – Shaunee z powagą pokiwała głową.
– No właśnie, a im dłużej będę to odkładać, tym będzie trudniej. Heath dopiero co wrócił do miasta i już zadręcza mnie esemesami. – Bliźniaczki rzuciły mi współczujące spojrzenia. – Dobra. To na razie. Wrócę tak, żeby zdążyć się przebrać na obrzęd Neferet. – Wycofałam się szybko, słysząc za sobą chóralne „Nara”!
Wybiegłam za drzwi i natychmiast wpadłam za coś, co wyglądało jak wielka żywa góra. Niewiarygodnie silne ręce podtrzymały mnie, ratując przed upadkiem ze schodów. Podniosłam wzrok (bardzo, bardzo wysoko) i zobaczyła piękną, jakby w kamieniu wyciosaną twarz. Mrugnęłam zdumiona. Niewątpliwie miała przed sobą dorosłego wampira z pełnym (i bardzo fajnym) tatuażem, który jednak wyglądał na niewiele starszego ode mnie. No i był niesamowicie wielki!
– Ostrożnie, adeptko – powiedział ubrany na Czerno wielkolud. Po chwili wyraz jego twarzy się zmienił. – Jesteś Zoey Redbird!
– Owszem
Puścił mnie, zrobił krok w tył i przycisnął pięść do serca w zamaszystym salucie.
– Miło mi. To wielka przyjemność poznać kogoś tak hojnie obdarzonego przez Nyks.
Niezgrabnie odwzajemniłam salut.
– Mnie też miło. A ty jesteś…?
– Darius, Syn Ereba – odparł, skłaniając się lekko, jakby podawał mi swój tytuł, a nie po prostu imię.
– Jesteś jednym z tych gości wezwanych z powody tego, co się stało z profesor Nolan? – zapytałam. Głos drżał mi lekko, co nie umknęło uwadze Dariusa.
– Hej – powiedział, wyglądając teraz jeszcze młodziej, ale jednocześnie niewiarygodnie potężnie – nie martw się, Zoey. Synowie Ereba będą bronić szkoły Nyks do ostatniego tchnienia.
Powiedział to w taki sposób, że ciarki przeszły mi po plecach. Był olbrzymi, muskularny i bardzo, bardzo poważny. Nie wyobrażałam sobie, żeby ktokolwiek mógł go pokonać, nie mówiąc już o zmuszeniu do wydania ostatniego tchnienia.
– Dź…dzięki – wyjąkałam.
– Moi towarzysze są rozstawieni w różnych punktach szkoły. Możesz spac spokojnie, mała kapłanko. – Uśmiechnął się do mnie.
„Mała kapłanko”? Matko, ten chłopach chyba dopiero ci przeszedł Przemianę.
– To dobrze. Cieszę się. – Ruszyłam po schodach w dół. – Idę do… yyy…do stajni odwiedzić swoją klacz. Persefonę. Miło było cię poznać. Cieszę się, że tu jesteś. – zakończyłam i pomachałam mu idiotycznie, po czym szybkim krokiem pomaszerowałam w stron e stajni. Czułam na plecach jego wzrok.
Kurde. Ciężka sprawa. Zachodziłam w głowę, co robić. Niby jak miałam się wymknąć, skoro ci olbrzymi wojownicy (nieważnie jak przystojni) wszędzie się kręcili? Zresztą jakie miało znaczenie, że są przystojni? Czyżbym miała czas na kolejnego źle dobranego partnera? W życiu. Poza ty facet był gigantem. Jezu. Kompletnie zamieszało mi się w głowie. Myślałam, że zwariuję od natłoku wrażeń.
I nagle usłyszałam gdzieś w środku głoś mówiący: Myśl… uspokój się…
Słowa falowały kojąco w mim skołatanym umyśle. Machinalnie zwolniłam i oddychałam głęboko, starając się rozluźnić i zastanowić. Spokojnie… muszę pomyśleć…
I wtedy mnie olśniło. Od razu wiedziałam, co robić. W cieniu pomiędzy dwiema kolejnymi lampami gazowymi zeszłam chodnika, jakbym zamierzała się przejść wśród wielkich starych dębów; tyle że po dotarciu do pierwszego z nich stanęłam w cieniu, zamknęłam oczy i skoncentrowałam się. Potem. Tak jak robiłam już wcześniej, przyzywałam do siebie bezgłośność i niewidzialność, by zamknęły mnie w grobowej ciszy (miałam nadzieję, ze ta metafora jest jedynie dziełem mojej bujnej wyobraźni, a nie jakimś koszmarnym omenem).
Jestem absolutnie bezgłośna… nikt mnie nie widzi… nikt mnie nie słyszy… jestem jak mgła… sny… duch…
Czułam obecność Synów Ereba, ale nie rozglądałam się. Nie pozwalałam sobie na osłabienie koncentracji. Zamiast tego wciąż powtarzałam swoją wewnętrzną modlitwę czy raczej zaklęcie. Poruszałam się jak odprysk myśli, jak tajemnica skryta wśród warstw milczenia i mgły, powietrza i magii. Moje ciało drżało i zdawało mi się, że unoszę się ponad ziemią, a kiedy zerknęłam w dół, zamiast siebie ujrzałam jedynie cie© ukryty wewnątrz innego cienia. To musiało być to, co Stoker opisywał w Drakuli! Zamiast mnie wystraszyć, ta myśl wzmocniła moją koncentrację, czyniąc mnie jeszcze bardziej eteryczną. Poruszając się jak we śnie, odnalazłam przepołowione przez piorun drzewo i wspięłam się po złamanym pniu na gruby konar oparty o mur, jakbym nic nie ważyła.