Zgodnie ze słowami Afrodyty wokół konara w miejscu jego rozwidlenie tkwiła przywiązana mocno lina, zwinięta w kłębek jak przyczajony wąż. Nadal poruszając się bezszelestnie jak we śnie, przerzuciłam jej koniec przez mur. Potem, podążając za instynktem płynącym z najgłębszych głębin mojej duszy, uniosłam ręce i szepnęłam: „Przybądź do mnie powietrze, i ty przybądź duchu. Opuść mnie na ziemię jak nocna mgłę”.
Nie musiałam zeskakiwać z muru. Wiatr zawirował wokół mnie, pieszczotliwie unosząc moje nieważkie teraz ciało i opuszczając łagodnie dwadzieścia stóp w dół, na trawnik po drugiej stronie. Oczarowana na chwilę zapomniałam o zamordowanej nauczycielce, problemach z facetami i wszystkich stresach swojego życia. Kręciłam się wokół z uniesionymi ramionami, chłonąc dotyk wiatru i Nocy na swojej wilgotnej przejrzystej skórze. Zdawało mi się, że jestem częścią Nocy. Ledwie muskając ziemię, posuwałam się trawiastą ścieżką, aż dotarłam do chodnika prowadzącego wzdłuż Utica Street do Utica Square. Czułam się tak niesamowicie, że omal nie zapomniałam się zatrzymać i nałożyć krem maskujący na pokrywające twarz tatuaże. Przystanęłam niechętnie, by wyjąć go z torby wraz z lusterkiem. Widok własnego odbicia zaparł mi dech. Wyglądałam jak migocząca tęcza. Moja skóra połyskiwała perłowymi barwami niczym miraż. Czarne włosy unosiły się łagodnie na wietrze wiejącym wyłącznie dla mnie. Nie wyglądałam ani jak człowiek, ani jak wampir, lecz jak nowa istota, zrodzona z Nocy i pobłogosławiona przez żywioły.
Próbowałam sobie przypomnieć, co Loren powiedział do mnie w bibliotece. Coś o tym, że jestem boginią wśród półbogów. Mój obecny wygląd sprawił, że zaczęłam się zastanawiać, cze przypadkiem nie ma w tym odrobiny prawdy. Poczułam dreszcz mocy, a włosy stanęły mi dęba i przysięgam, że tatuaże na szyj i plecach zaczęły rozkosznie parzyć. Może Loren miał rację w wielu sprawach – także w tej, że jesteśmy sobie pisani? Może po ostatecznym zerwaniu z Heathem powinnam przestać się spotykać także z Erikiem? Myśl o odejściu od niego trochę mnie zamroczyła, ale to było do przewidzenia. Nie byłam potworem. Naprawdę go lubiłam. Czy jednak śmierć Nolan nie pokazała, że nigdy nie wiadomo, co się zdarzy? Życie, nawet życie wampira, czasem trwa stanowczo krótko. Może więc powinnam być z Lorenem? Może to jest właściwe rozwiązanie, myślałam wpatrzona w swoje czarodziejskie odbicie.
W końcu naprawdę różniłam się od innych adeptów.
Powinnam to zaakceptować, przestać z tym walczyć i nie czuć się głupio z tego powodu.
A skoro różniłam się od innych adeptów, czyż nie było logiczne, że muszę być z kimś szczególnym – z kimś, z kim nie mogłaby się spotkać zwykła adeptka?
„Ale Erikowi na tobie zależy i tobie na nim też. Nie jesteś w porządku wobec Erika… ani wobec Heatha… Loren to dorosły facet… i nauczyciel… więc może jednak nie powinniście się potajemnie spotykać…”
Zignorowałam te wyrzuty sumienia i bezgłośnie nakazałam wiatrowi, mgle i ciemności, bo się oddaliły, materializując mnie i pozwalając mi ukryć charakterystyczne tatuaże. Gdy już to zrobiłam, uniosłam brodę, wyprostowałam plecy i ruszyłam w stronę Starbucksa na Utica Square, bo spotkać się z Heathem, nadal nie bardzo wiedząc, co ja u diabła robię.
Szłam wolno ciemniejsza stroną chodnika, gdzie nie było wielu lamp, i zastanawiałam się, co mam mu powiedzieć, żeby zrozumiał, że nie możemy się już widywać. Nie przeszłam jeszcze połowy drogi do placu, gdy zobaczyłam, jak idzie w moja stronę. Tak naprawdę to najpierw go poczułam. Cos jak swędzenie pod skórą, którego nie da się podrapać. Albo abstrakcyjny przymus podążania naprzód, szukania czegoś, co znam i czego pragnę, ale nie wiem, jak to znaleźć. Potem przymus z abstrakcyjnego przeszedł w konkretny, z podświadomego nękania w żądanie. I wtedy zobaczyłam Heatha. Szedł mi na spotkanie. Zauważyliśmy siebie jednocześnie. On był po drugiej stronie ulicy, dokładnie pod lampą. Zobaczyłam, jak błyszcza mu oczy, a uśmiech promienieje. Na mój widok natychmiast ruszył biegiem przez ulicę (nie rozglądając się – na szczęście z powodu kiepskiej pogody było prawie pusto, inaczej chłopak mógłby zionąc pod kołami samochodu).
Nim się spostrzegłam, otoczył mnie ramionami i połaskotał w ucho.
– Zoey! Och, najdroższa, tak tęskniłem!
Nienawidziłam instynktownej reakcji mojego ciała na jego dotyk. Heath pachniał domem – no dobrze, bardziej seksowną i słodką wersją domu, ale jednak. Nie czekając, aż roztopię się bezradnie w jego ramionach, odepchnęłam go, nagle uświadamiając sobie, jak ciemne, odludne, wręcz intymne jest miejsce, w którym stoimy.
– Heath, mieliśmy się spotkać w Starbucksie. – No właśnie, w tamtejszym ogródku zawsze siedziało mnóstwo amatorów kawy, więc o intymności nie mogło być mowy.
Wzruszył ramionami, szczerząc się.
– Wiem, ale poczułem, że się zbliżasz, i nie mogłem wysiedzieć. – Jego brązowe oczy zaiskrzyły uroczo, a dłoń pogłaskała mój policzek. – Nie pamiętasz, że jesteśmy Skojarzeni? Ty i ja na wieki, najdroższa.
Zmusiłam się do zrobienia małego kroczku w tył, żeby sytuacja stała się nieco mniej intymna.
– O tym właśnie muszę z tobą pogadać. Wróćmy do Starbucksa, wypijmy coś i porozmawiajmy. – Wśród ludzi. W miejscu, w którym nie będzie mnie tak kusiło, żeby go ściągnąć z chodnika w ciemną alejkę, zatopić zęby w jego słodkiej szyjce i…
– Nie możemy – powiedział, znów się szczerząc.
– Nie możemy? – Potrząsnęłam głową, usiłując wyłączyć tę na wpół (no dobrze, może i nie na wpół) obrzydliwą scenę, która zaczęła się rozgrywać w mojej (rozbuchanej) wyobraźni.
– Nie. Kayla i banda kurwiszonów właśnie tam siedzą.
– Banda kurwiszonów?
– Taaa, tak z Joshem i Travisem nazywamy Whitney, Lindsey, Chelsea i Paige.
– Aha. Nieźle. Od kiedy to Kayla zadaje się z tymi wrednymi dziwkami?
– Odkąd zostałaś Naznaczona.
Zmrużyłam podejrzliwie oczy.
– Dlaczegóż to Kayla i jej nowe przyjaciółki miałyby akurat dziś wybierać się do Starbucksa?
I dlaczego do tego akurat Starbucksa, a nie do tego w Broken Arrow, gdzie mają znacznie bliżej?
Uniósł ręce w geście poddania.
– Nie zrobiłem tego specjalnie!
– Czego Heath?!! – Matko, jaki z niego chwilami był debil.
– Nie wiedziałem, że będą wychodzić z Gapa dokładnie w momencie, którym ja będę parkował przed Starbucksem. One pierwsze mnie zobaczyły.
– Hm, to wyjaśnia ich nagłą chętkę na kofeinę. Jestem zdumiona, że nie pobiegły za tobą chodnikiem. – No dobra. Pamiętałam, że przyszłam tu, żeby z nim zerwać, ale i tak byłam wściekła jak diabli z powodu faktu, że Kayla wokół niego węszy.
– Raczej nie chcesz się z nimi spotkać, co?
– „Nie chcę” to mało powiedziane – odrzekłam.
– Tak myślałem. To może odprowadzę cię do szkoły. – Zrobił krok w moją stronę. Pamiętam, jak rozmawialiśmy na murze dwa miesiące temu. Fajnie było.
Ja też to pamiętałam. Szczególnie wbił mi się pamięć fakt, że wtedy po raz pierwszy posmakowałam jego krwi. Zadrżałam. I szybko się otrząsnęłam. Naprawdę musiałam pohamować te swoje krwawe żądze.