– Heath – powiedziałam stanowczo – nie możesz mnie odprowadzić do szkoły. Nie oglądasz wiadomości? Jakiś ludzki idiota zabił wampira. Teraz cała szkoła przypomina obóz wojskowy. Musiałam się wymknąć na spotkanie z tobą i zaraz muszę wracać.
– Tak, coś tam słyszałem. – Wziął mnie za rękę. – Ale z tobą wszystko OK.? Znałaś tę wampirkę, którą zabili?
– Owszem. To była moja nauczycielka dramatu. Co do drugiego pytania, to nie, nie jest OK. Dlatego musimy pogadać. – Podjęłam decyzję. – Chodź. Pójdziemy do parku Woodward. – Dodatkowym atutem tego miejsca był fakt, że leżało w samym środku Tulsy, w związku z czym o prywatność było tam trudno. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
– Spoks – odparł radośnie Heath.
Nie puścił mojej dłoni, więc ruszyliśmy wzdłuż ulicy, trzymając się za ręce, tak jak chodziliśmy od czasów podstawówki. Zdążyliśmy przejść może ze dwa metry, gdy głos Heatha wdarł się w moje tłumione my się o tym, że przez złączone nadgarstki czuję, jak synchronicznie biją nam serca.
– Zo, co się stało w tunelach?
Zerknęłam na niego gwałtownie.
– A co pamiętasz?
– Głównie ciemność i ciebie.
– Znaczy?
– Nie pamiętam, jak się tam dostałem, pamiętam tylko zęby i świecące czerwone oczy. – Ścisnął moją dłoń. – Nie chodzi mi o twoje zęby, Zo. Poza tym twoje oczy nie świecą. One lśnią.
– Tak?
– pewnie. Szczególnie kiedy pijesz moja krew. – Zwolnił tak bardzo, że prawie stanęliśmy, po czym uniósł moją dłoń do ust i pocałował. – Wiesz, to cholernie przyjemne wrażenie, kiedy tak ze mnie pijesz…
Jego głos stał się głęboki i ochrypły, a dotyk ust na mojej skórze parzył jak ogień. Miałam ochotę wtulić się w niego, zatracić, zatopić w nim zęby i…
Rozdział osiemnasty
– Heath, skup się. – Przeobraziłam płonący we mnie ogień pożądania w zniecierpliwienie. – Tunele. Miałeś mi powiedzieć, co pamiętasz.
– A, tak. – Uśmiechnął się swoim uroczym łobuzerskim uśmieszkiem. – Zapytałem cie o to właśnie dlatego, że nie pamiętam zbyt wiele. Zęby, pazury, oczy i tak dalej, no i potem ty. To coś jak zły sen. Znaczy, nie licząc fragmentu z tobą. Ten jest super. Hej, Zo, to ty mnie uratowałaś?
Spojrzałam na niego z politowaniem i ruszyłam naprzód, ciągnąc go za sobą.
– Tak, palancie, ja.
– Przed czym?
– Jezu, czy ty nie czytasz gazet? Ta historia była na drugiej stronie. – Chodziło mi o piękną, acz zmyśloną opowieść, w której cytowano krótką i w większości nieprawdziwą wypowiedź detektywa Marksa.
– Wiem, ale niewiele tam napisali. A co się stało naprawdę?
Przygryzłam wargę, zachodząc w głowę, co mu odpowiedzieć. Nie pamiętał prawie nic, co wiązało się ze Stevie Rae i jej bandą nieumarłych eksadeptów. Blokada pamięci zastosowana przez Neferet niewątpliwie wciąż tkwiła w jego umyśle. I nagle zrozumiałam, że tak musi zostać. Im mniej Heath wie o tym, co się zdarzyło, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że Neferet postanowi po raz kolejny wymazać mu pamięć, co nie mogło prowadzić do niczego dobrego. Poza tym chłopak musiał normalnie żyć swoim l u d z k i m życiem i pozbyć się obsesji dotyczącej mnie i wampiryzmu.
– W sumie niewiele ponad to, co pisali w gazetach. Nie wiem, kim był ten facet. Jakiś wariat. Ten sam co zabił Chrisa i Brada. Znalazłam cię i wykorzystałam swoja moc, żeby cię wyrwać z jego łap, ale byłeś trochę pokiereszowany. No wiesz, pociął cię i tak dalej. Pewnie dlatego masz takie dziwaczne wspomnienia. – Wzruszyłam ramionami. – Na twoim miejscu nie zaprzątałabym sobie tym głowy. To nic takiego. – Doszliśmy właśnie do tylnej bramy parku. Nie dopuszczając Heatha do głosu, wskazałam ławkę pod pierwszym z brzegu dużym drzewem. – Może tu siądziemy?
– Jak sobie życzysz, Zo. – Otoczył mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę ławki.
Gdy siadaliśmy, zdołałam się wyplątać z jego uścisku i obrócić ku niemu w taki sposób, że moje kolana tworzyły barierę uniemożliwiającą zbytnia bliskość. Wzięłam głęboki oddech i zmusiłam się, by spojrzeć mu w oczy. Potrafię to zrobić, powtarzałam sobie. Potrafię.
– Heath, musimy przestać się spotykać.
Zmarszczył czoło. Wyglądał teraz, jakby próbował rozwiązać trudne zadanie matematyczne.
– O czym ty mówisz, Zo? Oczywiście, że będziemy się dalej spotykać.
– Nie. To ci szkodzi. Musimy z tym skończyć raz na zawsze. – Zaczął protestować, więc szybko mówiłam dalej: – Wiem, że to ci się wydaje trudne, ale tylko z powodu Skojarzenia. Naprawdę. Czytałam o tym. Jeśli przestaniemy się widywać, więź osłabnie. – Nie do końca była to prawda. W tekście napisano, że więź skojarzeniowa czasami słabnie wskutek braku kontaktów. Cóż, liczyłam na to, że tym razem tak będzie. – Poradzisz sobie. Zapomnisz o mnie i wrócisz do normalnego życia.
Kiedy mówiłam, mina Heatha stawała się coraz bardziej poważniejsza, a ciało nieruchomiało. Nawet tętno mu zwolniło. Potem się odezwał i jego głos brzmiał staro. Bardzo staro. Jakby Heath przeżył tysiąc lat i wiedział o rzeczach, których ja mogłam się jedynie domyślać.
– Nie zapomnę o tobie. Nawet po śmierci. To właśnie jest moje normalne życie. Normalna jest miłość do ciebie.
– Nie kochasz mnie. Jesteśmy po prostu Skojarzeni – powiedziałam.
– Bzdura! – krzyknął. – Nie mów mi, że cie nie kocham! Kocham cię od dziewiątego roku życia. To cało Skojarzenie jest tylko dodatkiem do tego, co łączy nas od dzieciństwa.
– Skojarzenie musi wygasnąć – oznajmiłam.
– Dlaczego? Już ci mówiłem, że czuję się z tym świetnie. Dobrze wiesz, że jesteśmy dla siebie stworzeni, Zo. Musisz w nas uwierzyć.
Patrzył na mnie tak błagalnie, aż zaczęło mnie skręcać z rozpaczy. Miał mnóstwo racji. Byliśmy razem tak długo – gdyby nie moje Naznaczenie, pewnie poszlibyśmy razem na studia, a po ich skończeniu wzięlibyśmy ślub. Mieszkalibyśmy na przedmieściach z dzieckiem i psem. Raz po raz byśmy się kłócili, głównie o to, że Heath ma fioła na punkcie sportu, potem on jak zawsze przynosiłby mi kwiaty i pluszowe misie i godzilibyśmy się.
Ale moje dawne życie umarło z dniem, w którym zostałam Naznaczona. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej się upewniałam, że zerwanie z Heathem będzie właściwym posunięciem. Przy mnie nie mógłby być nikim więcej nić odpowiednikiem z Drakuli, a słodki Heath, miłość mojego dzieciństwa, zasługiwał na lepszy los. Zrozumiałam, co muszę zrobić i jak.
– Heath, dla mnie to nie jest takie fajne jak dla ciebie – rzekłam chłodnym, beznamiętnym głosem. – Nie jesteśmy już razem. Mam chłopaka. Prawdziwego. Jest taki jak ja. Nie jest człowiekiem. Teraz to jego pragnę. – Nie byłam pewna, czy mówię o Eriku czy o Lorenie, ale ból w oczach Heatha zepchnął ten problem na dalszy plan.
– Jeśli muszę się tobą dzielić, niech tak będzie – powiedział niemal szeptem, odwracając wzrok, jakby był zbyt zażenowany, by spojrzeć mi w oczy. – Zrobię, cokolwiek będzie trzeba, byle tylko cię nie stracić.
Poczułam, jak coś wewnątrz mnie pęka, ale roześmiałam mu się w twarz.
– Posłuchaj sam siebie! Jesteś żałosny. Czy ty wiesz, jacy są wampirscy mężczyźni?
– Nie – odparł pewniejszym głosem i tym razem podniósł na mnie wzrok. – Nie, nie wiem, jacy są. Jestem pewien, że potrafią robić wiele świetnych rzeczy. Są wielcy, źli i tak dalej. Wiem za to, czego nie potrafią. Tego.
Ruchem tak szybkim, że nie zdążyłam się zorientować, co robi, wyjął z kieszeni dżinsów żyletkę, przyłożył sobie do szyi i wykonał z boku długie głębokie nacięcie. Od razu wiedziałam, że nie naruszył żadnej tętnicy ani nic z tych rzeczy. Rana nie była groźna, ale płynęła z niej krew – gorące, słodkie świeże strużki krwi, krwi Heatha wydzielającej woń, której od chwili Skojarzenia miałam pożądać ponad wszystko! Słodki aromat wlewał mi się w nozdrza i wywoływał natarczywe mrowienie skóry.