Skinęłam głową.
– Dobra. Jasne. Wracam so szkoły. – Westchnęłam. – A miała tylko z tobą zerwać.
Wyszczerzył się od ucha do ucha.
– Nic z tego, Zo. Ty i ja na zawsze, najdroższa! – Pocałował mnie mocno, po czym pchnął lekko w kierunku rosarium sąsiadującego z parkiem. – Zadzwoń do mnie i umówimy się na przyszły tydzień, OK?
– OK. – wymamrotałam.
Zaczął oddalać się tyłem, żeby widzieć, jak odchodzę, a ja odwróciłam się i ruszyłam do rosarium. Automatycznie, jakbym robiła to od lat, przyzwałam mgłę i noc, magie i mrok, żeby mnie ukryły.
– Łał! Super, Zo! – usłyszałam za plecami wrzask Heatha. – Kocham cię!
– Ja ciebie też. – Nie odwróciłam się, ale szepnęłam te słowa na wiatr i kazałam mu zanieść je do Heatha.
Rozdział dziewiętnasty
Taa, poważnie nawaliłam. Nie tylko nie zerwałam z Heathem, ale prawdopodobnie umocniłam nasze Skojarzenie. W dodatku mogłam spowodować śmierć dwu mężczyzn. Miałam dreszcze, czując się bardziej niż trochę chora. Co, do diabła, się ze mną stało? Piłam krew Heatha i na nowo przeżywając stare, dobre czasy (Jezu, stawałam się jak jakaś suka), a tedy ci mężczyźni zaczęli nas zaczepiać i stało się tak, jakby coś we mnie oszalało zmieniło z Normalnej Zoey w Psychiczną Wampirzą Morderczynię Zoey. Jak to się stało? Czy wampiry wariowały, gdy człowiek, z którym były Skojarzone, był zagrożony?
Pamiętałam, jak wkurzona byłam w tunelach kiedy „przyjaciele” Stevie Rae (aktualnie nie kumplowała się z obrzydliwymi nieumarłymi martwymi dzieciakami) zaatakowali Heatha. Okay, nawet użyłam przemocy, ale nie czułam tak wielkiej wściekłości, żeby przejechać ich twarzami po ziemi! Już samo wspomnienie wszechogarniającej złości, gdy dwaj mężczyźni zaczęli się kierować w naszą stronę (stronę Heatha), chcąc nam (Heathowi) zrobić krzywdę sprawiło, że moje ręce zaczęły się trząść.
Zapewne było w tym za dużo wampirzych rzeczy, żebym mogła o tym wiedzieć. Do diabła, robiłam nawet notatki i zapamiętałam nieco z rozdziału o Skojarzeniu i pożądaniu krwi, ale zaczęłam rozumieć, że było dużo rzeczy, które w tej och-jak-pouczającej książka pominęli. Tym, kogo potrzebowałam, był dorosły wampir. Na szczęście, znałam kogoś, kto chętnie odbyłby wolontariat jako mój nauczyciel. Byłam pewna, że było wiele rzeczy, których z przyjemnością by mnie nauczył.
Myślałam o tych rzeczach, które były łatwe do zrobienie, gdy byłam wypełniona gorącą, seksowną krwią Heatha. Moje ciało wciąż mrowiło od gorąca, siły i wrażeń. Wiedziałam, ze nie mam o tym pojęcia, ale chciałam więcej. O wiele więcej.
Nie było wątpliwości, że między mną i Lorenem coś było. To było inne niż to coś z Heathem i nawet inne niż to, co było między mną a Erikiem. Cholera. Miałam na głowie za dużo rzeczy, wpływających na moje życie.
Przede wszystkim, dotarłam do apartamentu rodziców Afrodyty mieszczącego się nad garażem w postaci napalonej, napełnionej energią i wciąż zawstydzonej mgły i byłam tak rozproszona przez, cóż, seks, że nie myślałam o tym, ze wydawałam się być niczym więcej jak mgłą i ciemnością, stojącą aktualnie w salonie w mieszkaniu i oglądającą Sevie Rae, która gapiła się swoimi wilgotnymi, czerwonymi oczyma na ekran telewizora i pociągała nosem. Spojrzałam na telewizor i zdałam sobie sprawę, że oglądała na Lifetime Film Tygodnia. Wyglądał jak jeden z tych o matkach, które wiedzą, ze umierają na jakieś okropne choroby i muszą ścigać się z czasem (i przerwami na reklamy), żeby znaleźć nowe rodziny dla milionów swoich żywotnych dzieci.
– Mów o byciu w depresji. – powiedziałam. Głowa Stevie Rae obróciła się, a zaraz potem znalazła się w skulonej, dzikiej pozycji obronnej i skoczyła za kanapę, sycząc na mnie i warcząc.
– Ach, cholera! – od razu odwołałam ciemność, więc teraz znów byłam ciałem stałym, widzialną mną. – Przepraszam, Stevie Rae. Zapomniałam, ze wyglądam jak z Brama Stokera.
Spojrzała na mnie zza kanapy z skrzącymi oczyma i obnażonymi kłami, ale już bez syku.
– Uch, to tylko ja. Uspokój się. – złapałam lnianą torbę i potrząsnęłam nią, więc krew wydała obrzydliwy dźwięk. – Twoja przekąska.
Wstała i przewróciła oczyma.
– Nie powinnaś tego robić.
Uniosłam brwi.
– Czego nie powinnam robić? Przynosić ci krwi albo zmieniać się w mgłę i ciemność?
Stevie Rae schwyciła torbę, którą machałam jej przed nosem.
– Podkradać się do mnie. To może być niebezpieczne.
Westchnęłam i usiadłam na kanapie, starając się ignorować to, że zaczęła już chłeptać krew z pierwszej plastikowej torebki.
– Jeśli zagryzłabyś mnie wtedy, gdy moje życie byłoby tak beznadziejne, jak teraz, wyświadczyłabyś mi przysługę.
– Taa, założę się. Pamiętam, jak ciężko było być żywą. Wszystko wypełnione randkowymi dramatami i o-bogini, co ja mam włożyć do szkoły. To naprawdę okropne, w przeciwieństwie do śmierci, a potem zostania nieumarłą, przy czym cały czas czujesz się bardziej jak umarła.- Stevie Rae mówiła chłodnym, sarkastycznym głosem, tak niepodobnym do tego, którym zwykła mówić, który nagle zirytował to gówno siedzące we mnie. Tak, jakbym nie była zestresowana, ponieważ nie byłam martwa. Albo nieumarłą. Albo cokolwiek.
– Profesor Nolan została zabita zeszłej nocy. Wygląda na to, że kilkoro Ludzi Wiary ukrzyżowało ją, odcięło jej głowę i zostawiło niedaleko przejścia we wschodniej części muru z uroczą notką o nie pozwalaniu czarownikom żyć. Sadzę, ze mój ojciach mógł być w to zamieszany, ale nie mogę o tym nic powiedzieć, bo moja mama go kryje i jeśli go wydam, to ona prawdopodobnie zostanie wsadzona do wiezienia na dożywocie. Piłam krew Heatha, kiedy zostało to przerwane przez jakichś dwóch członków gangu, których, jak sądzę, może przypadkowo zabiłam, a Loren Blake i ja obściskiwaliśmy się. Więc, jaki był twój dzień?
Stara Stevie Rae migotała wewnątrz tych czerwonych oczu.
– O, bogini! – powiedziała.
– No.
– Obściskiwałaś się z Lorenem Blake’iem? – Tak jak zawsze, Stevie Rae brała sobie do serca najnowsze plotki. – I jak było?
Westchnęłam obserwując, jak zabiera się za drugą torebkę krwi.
– To było niesamowite. Wiem, że to zabrzmi śmiesznie, ale sądzę, że jest coś między nami.
– Dokładnie jak Romeo i Julia. – powiedziała między łykami.
– Uch, Stevie Rae, mogłabyś używać innej analogii? „Romeo i Julia” nie kończy się za dobrze.
– Założę się, że dobrze smakuje. – powiedziała.
– Hę?
– Miałam na myśli jego krew.
– Nie wiedziałam.
– Jeszcze. – powiedziała i opróżniła kolejne opakowanie krwi.
– Skoro już o tym mówimy, powinnaś przystopować z tym piciem krwi. Neferet skontaktowała się z Wampirzym Synami Erebusa i trudno jest teraz wykraść się ze szkoły. Nie jestem pewna, kiedy będę mogła tu wrócić i przynieść ci więcej krwawego towaru.
Stevie Rae przeszył dreszcz. Wyglądała prawie normalnie, ale moje słowa sprawiły, ze jej mina uległa natychmiastowej zmianie, a oczy stały się czerwieńsze.
– Nie mogę znieść tego dłużej.
Mówiła tak głośnym, piskliwym głosem, ze niemalże jej nie słyszałam.
– To taka wielka sprawa, Stevie Rae? Mam na myśli, się możesz się powstrzymać albo coś w tym stylu?
– To nie tak! Czuję, że to mi się wymyka… coraz bardziej z każdym dniem… z każdą godziną.
– Co się wymyka?
– Moje człowieczeństwo! – praktycznie zaszlochała.
– Ale, słońce – powiedziałam, przysuwając się do niej i otaczając ją ramieniem, ignorując jej dziwny zapach i fakt, że jej ciało przypominało w dotyku skałę. – Już ci lepiej. Jestem tutaj teraz. Zobaczymy, co da się zrobić.