Выбрать главу

Stevie Rae spojrzała mi w oczy.

– Dokładnie teraz mogę poczuć twój puls. Wiem, kiedy twoje serce bije. Jest coś we mnie, co krzyczy, żeby rozszarpać ci szyję i wypić twoją krew.

Odsunęła się ode mnie i przesunęła na drugi koniec kanapy.

– Potrafię przybrać twarz starej Stevie Rae, ale jest we mnie część potwora. Po prostu robię to. Mogę cię upolować.

Wzięłam głęboki wdech i starałam się nie odwrócić od niej wzroku.

– Okay, wiem, ze cześć tego jest prawdą. Ale nie wierzę we wszystko, nie chcę też, abyś ty wierzyła. Twoje człowieczeństwo jest wciąż tutaj, w głębi ciebie. Taa, może być trochę schowana, ale wciąż tu jest. A to znaczy, ze wciąż jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Pomyśl o tym. Nie musisz mnie upolować. Halo – jestem tutaj. Nie chowam się.

– Sądzę, że mogłabyś być w niebezpieczeństwie przeze mnie. – szepnęła. Uśmiechnęłam się.

– Jestem silniejsza niż myślisz, Stevie Rae.

Poruszając się powoli, żeby jej nie zaskoczyć, przysunęłam się do niej i położyłam moje ręce na jej.

– Czerp siłę z ziemi. Jestem pewna, że jesteś inna niż reszta, uch – zamilkłam, starając się wymyślić, jak ich nazwać.

– Obrzydliwych, nieumarłych martwych dzieciaków? – uzupełniła Stevie Rae.

– No. Jesteś inna niż reszta obrzydliwych, nieumarłych martwych dzieciaków ze względu na twoje połączenie z ziemią. Czerp z niej siłę, która pomoże ci walczyć z czymkolwiek, co będzie się w tobie działo.

– Ciemność… To ciemność jest wewnątrz mnie. – powiedziała.

– Nie tylko ciemność. Ziemia też tam jest.

– Okay… okay… – wydyszała. – Ziemia. Zapamiętam. Naprawdę spróbuję.

– Potrafisz to pokonać, Stevie Rae. Potrafimy to pokonać.

– Pomóż mi. – powiedziała nagle ściskając mocno moją dłoń i prawie rozpłatując się. – Proszę, Zoey, pomóż mi.

– Pomogę. Obiecuję.

– Niedługo. To musi być niedługo.

– Będzie. Obiecuję. – powtórzyłam, nie mając pojęcia w jaki sposób zamierzałam dotrzymać obietnicy.

– Co zamierzasz zrobić? – spytała Stevie Rae, patrząc mi desperacko w oczy. Powiedziałam jedyną rzecz, która przyszła mi do głowy.

– Zamierzam stworzyć krąg i prosić Nyks o pomoc.

Stevie Rae zamrugała.

– I to wszystko?

– Cóż, nasz krąg jest silny, a Nyks jest boginią. Czego więcej potrzebujemy? – brzmiałam pewniej, niż się czułam.

– Chcesz, żebym znów reprezentowała ziemię? – jej głos zadrżał.

– Nie. Tak. – zamilkłam w poczuciu winy, zastanawiając się co miałabym zrobić z Afrodytą. Było jasne, że będzie reprezentować ziemię, kiedy dołączyła do naszego kręgu. Ale czy Stevie Rae nie wkurzyłaby się, gdyby zobaczyła, że jej miejsce jest zajęte przez jej zaciekłego wroga? W dodatku, nikt poza Afrodytą nie wiedział o Stevie Rae, a ta wiedza musiała być utrzymana w sekrecie, aby Neferet nie dowiedziała się, jaką wiedzę posiadam na jej temat. Problemy. Definitywnie miałam problemy.

– Uch, nie jestem pewna. Pozwól mi o tym pomyśleć, okay?

Mina Stevie Rae znów uległa zmianie. Teraz wyglądała na złamaną, kompletnie pokonaną.

– Nie chcesz już, żebym była częścią kręgu.

– To nie tak! Po prostu to ty musisz być uzdrowiona, więc może lepiej będzie, jak staniesz pośrodku kręgu zamiast na swoim normalnym miejscu. – westchnęłam i potrząsnęłam głową. – Muszę się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat.

– Zrób to szybko, okay?

– Zrobię. A ty musisz mi obiecać, że przyhamujesz z krwią, zostaniesz tu i skupisz się na swoim połączeniu z ziemią. – powiedziała.

– Okay, spróbuję.

Uścisnęłam jej dłoń, a potem uwolniłam swoją.

– Przykro mi, ale muszę iść. Neferet organizuje specjalny rytuał dla profesor Nolan, a ja muszę odprawić Rytuał Pełni Księżyca.

I zamierzałam wpaść znów do biblioteki i wyszukać cos o rytuale, który mógłby pomóc Stevie Rae. Nie miałam pojęcia, co zrobić z Lorenem. I Erik prawdopodobnie będzie na mnie zły, ponieważ wyszłam. I nie zerwałam z Heathem. Jejku, bolała mnie głowa. Znow.

– To trwa od miesiąca.

– Hę? – stałam w miejscu, już rozproszona problemami, z którymi musiałam sobie poradzić.

– Umarłam dokładnie miesiąc temu, podczas pełni księżyca.

To zajęło całą moją uwagę.

– To prawda. To trwa od miesiąca. Zastanawiam się…

– Czy to może coś znaczyć? Jeśli dziś w nocy to dobry czas, żeby odwrócić to, co się ze mną stało?

Prawie się wzdrygnęłam, słysząc jej wypełniony nadzieją głos.

– Nie wiem. Może.

– Czy powinnam spróbować dostać się do akademika dziś w nocy?

– Nie! To miejsce jest wypełnione strażnikami. Na pewno by cię złapali.

– Może powinni. – powiedziała wolno. – Może wszyscy powinni o mnie wiedzieć.

Pocierałam skronie, usiłując zrozumieć, co podpowiada mi instynkt. Do tej pory cały czas krzyczał, że mam trzymać Stevie Rae w ukryciu, więc teraz nie wiedziałam, czy nadal mam to robić czy też słyszę jedynie echa wcześniejszych krzyków zmieszane z własną konsternacją (zapewne połączoną z odrobiną depresji i przygnębienia).

– Nie wiem. Słuchaj… potrzebuję troszkę więcej czasu, dobrze?

Ramiona Stevie Rae opadły.

– Okay, ale nie sądzę, żeby zostało dużo mnie po minionym miesiącu.

– Wiem. Pospieszę się. – powiedziałam bezmyślnie. Pochyliłam się i szybko ją przytuliłam. – Pa. Nie martw się. Wrócę szybko. Obiecuję.

– Kiedy coś wymyślisz, napisz do mnie albo cos w tym stylu, a ja przyjdę. Okay?

– Okay. – odwróciłam się w stronę drzwi. – Kocham cię, Stevie Rae. Nie zapomnij o tym. Wciąż jesteśmy przyjaciółkami.

Nic nie powiedziała, ale skinęła głową, wyglądając ponuro. Przywołałam do siebie noc, mgłę i magię i pospiesznym krokiem ruszyłam w ciemności.

Rozdział dwudziesty

Oczywiście zostałam przyłapana na zakradaniu się z powrotem do campusu. Zdążyłam już przepłynąć nad murem (tak, w dosłownym znaczeniu przepłynąć, co było tak fajne, że wręcz nie da się tego opisać) i szłam ukradkiem w stronę internatu w tempie, które uważałam za rewelacyjne, kiedy nagle wpadałam prosto na nich: grupę wampirów i uczniów ze starszych formatowań otoczonych co najmniej tuzinem wielkich wojowników (zauważyłam w tym gronie Bliźniaczki i Damiena, więc wyszło na to, że Afrodyta miała rację: Neferet włączyła do swojego kręgu moją radę starszych). Zamarłam, cofnęłam się w cień wielkiego dębu i wstrzymałam oddech w nadziei, że moją nowo odkryta umiejętność znikania (czy też raczej mgielnego kamuflażu) pozwoli mi pozostać niezauważoną. Niestety, Neferet niemal natychmiast się zatrzymała, a cała grupa poszła w jej ślady. Kapłanka przechyliła głowę, przysięgam, że węszyła na wietrze jak pies gończy. Potem jej wzrok powędrował ku mojemu drzewu i jakby się w nie wwiercił. Wtedy straciłam koncentrację, poczułam drżenie i wiedziałam, że znów stałam się całkowicie widoczna.

– O, Zoey, tu jesteś! Właśnie pytałam twoich przyjaciół – przerwała na moment, by rzucić Bliźniaczkom, Damienowi i (a niech to!) Erikowi jeden ze swoich cudownych, superpromiennych uśmiechów – gdzie też możesz się podziewać. – Jej uśmiech osłabł, ustępując miejsca idealnej matczynej trosce. – Nie powinnaś się teraz włóczyć bez eskorty.

– Przepraszam. Musiałam… – Przerwałam, czując na sobie wzrok całej gromady.

– Musiała się wyciszyć przed ceremonią – dokończyła za mnie Shaunee, podchodząc i biorąc mnie pod rękę.