Głos Lorena ucichł, ja po raz ostatni się okręciła, oddalając w myślach mgłę i na powrót stając się widoczna. Nadal wypełniona po brzegi nocna magią, podniosłam z zastawionego wszelkimi dobrami stołu pośrodku kręgu rytualnego zapalniczkę i nagle uświadomiłam sobie, że być może po raz pierwszy naprawdę czuję się jak starsza kapłanka Nyks, wprost ociekająca magią bogini i promieniejąca jej mocami. Zalała mnie fala szczęścia, kompletnie usuwająca w cień wszystkie inne troski ostatnich tygodni. Lekkim krokiem podeszłam do Damiena.
– To było super! – powiedział z uśmiechem.
Odwzajemniłam uśmiech i uniosłam zapalniczkę. Słowa, które natychmiast znalazłam w głowie, musiały pochodzić od Nyks. Sama nigdy w życiu nie byłam tak poetyczna.
– Bądźcie pozdrowione, szepczące bryzy z odległych stron, swobodne, czyste i świeże. W imieniu Nyks przyzywam was do siebie! – Przytknęłam płomień do knota żółtej świecy Damiena i natychmiast otoczył mnie słodki, pieszczotliwy wietrzyk.
Pospiesznie podeszłam so Shaunee i do jej czerwonej świecy. Postanawiając nadal poddawać się temu specyficznemu uczuciu kapłańskiej magii, które mną zawładnęło, rozpoczęłam inwokację bez podnoszenia zapalniczki,
– Bądź pozdrowiony, ożywczy ogniu z odległych stron, który budzisz życie. W imieniu Nyks przyzywam cię do siebie! – Pstryknęłam palcami przy knocie, a on buchnął cudownym płomieniem. Wymieniłam uśmiechy z Shaunee, po czym ruszyłam w stronę Erin.
– Bądźcie pozdrowione, chłodne wody jeziora i strumieni z odległych stron. Przypłyńcie ku nam, niesione magią, czyste i bystre. W imieniu Nyks ukażcie się naszym oczom. Przyzywam was! – Dotknęłam zapalniczką niebieskiej świecy Erin i napawałam się mękami zachwytu, jakimi moi towarzysze przyjęli wodę, która ujawniła się, pluskając w stóp Erin, lecz ich nie dotykając.
– Czad! – szepnęła Erin.
Wyszczerzyłam się do niej i zgodnie z ruchem wskazówek zegara przeszłam do miejsca, którym stała Afrodyta z zieloną świcą. Twarz Afrodyty nie wyrażała żadnych emocji; tylkow oczach dostrzegałam lęk i przez chwilę zadawałam sobie pytanie, od jak dawna ta dziewczyna skrywa emocje. Znając jej koszmarnych rodziców, pewnie od dłuższego czasu.
– Wszystko będzie dobrze – szepnęłam, ledwie poruszając ustami.
– Mogę się porzygać – odszepnęła.
– Daj spokój. – Uśmiechnęłam się, a potem głośno wypowiedziałam piękne słowa, które kołatały mi się w głowie: – Zbudźcie się omszonego snu, niosąc nam obfitość, piękno i harmonię. W imieniu Nyks przyzywam was do siebie.
Zapaliłam świecę Afrodyty i salę zalała wyrazista, silna woń świeżo skoszonego siana, w powietrzu rozbrzmiał świergot ptaków. Pachniały też bzy, tak słodkie, jakby spryskano nas najlżejszymi, najdoskonalszymi perfumami świata. Spojrzałam w błyszczące oczy Afrodyty, później rozejrzałam się po kręgu. Wszyscy spoglądali na nią w zdumionym milczeniu.
– Tak – powiedziała po prostu, odpowiadając na kłębiące się w ich głowach pytania, miałam nadzieję, że i rozwiewając wątpliwości. Mogli jej nie lubić, mogli nawet je nie ufać, ale musieli zaakceptować fakt, że Nyks ja wybrała.
– Afrodyta została pobłogosławiona darem komunikacji z żywiołem ziemi. – Weszłam do środka kręgu i podniosłam fioletową świecę. – Duchu pełen magii i nocy, szepcząca duszo bogini, przyjacielu i nieznajomy, tajemnico i wiedzo, przyzywam cię do siebie! – Świeca zapłonęła, a ja stałam bez ruchu przepełniona znajomą kakofonią wszystkich pięciu żywiołów i tak oczarowana, że niemal zapomniałam o oddychaniu.
Kiedy już trochę doszłam do siebie, zapaliłam splecioną linę z uszonego eukaliptusa i szałwii, po czym zdmuchnęłam ją, wdychając głęboko zapach ziół i starając się wchłonąć zalety, które w nich wychwalała moja babcia: eukaliptus miał uzdrawiać, chronić i oczyszczać, a biała szałwia wyganiać złe duchy, zła energię i złe wpływy. Otoczona pikantnym dymem odwróciłam się do pozostałych i zaczęłam mówić, równie świadoma wpatrzy nocy we mnie oczu jak połyskującej, wyrazistej srebrnej nici łączącej w całość mój krąg.
– Bądźcie pozdrowieni! – zawołałam.
– Bądźcie pozdrowieni! – odkrzyknęli.
– Wszystkim wam wiadomo – zaczęłam, czując jak schodzi ze mnie napięcie – że wczoraj zabito profesor Nolan. Było to w każdym calu tak potworne i tak prawdziwe, jak donoszą plotki. Chciałabym teraz prosić was o wspólne błaganie Nyks o pociechę dla jej duszy, a także o pociechę dla nas. – Przerwałam i odszukałam wzrokiem Erika. – Jestem tu od niedawna, ale wiem, że wielu z was było z profesor Nolan naprawdę blisko. – Choć próbował się uśmiechnąć, jego usta wciąż były smutne, a powieki mrugały gwałtownie, by nie wypuścić łez połyskujących w błękitnych oczach. – Była dobra nauczycielką i miłą osobą. Będzie nam jej brakowało. Poslijmy jej duchowi ostatnie błogosławieństwo.
– Bądź błogosławiona! – odpowiedział mi zgodny żarliwy chór.
Przerwałam, by dać im czas na uspokojenie, po czym kontynuowałam.
– Wiem, że miałam dziś ogłosić nominacje do rady, ale z powodu wszystkich zdarzeń ostatniego miesiąca postanowiłam z tym zaczekać do końca roku szkolnego. Wtedy spotkam się z radą, wybierzemy kilka nazwisk i poddamy wam głosowanie. Tymczasem postanowiłam automatycznie dołączyć do naszej rady jedną osobę. – Starałam się przybrać konkretny ton, jak gdyby moja wiadomość nie była czymś, co większość z nich uzna za kompletne szaleństwo. – Jak już zauważyliście, Afrodyta otrzymała dar komunikacji z ziemią. Podobnie jak Stevie Rae staje się tym samym uprawniona do uczestnictwa w naszej radzie. I tak jak Stevie zgodziła się podporządkować moim nowym regułom dal Cór Ciemności. – Odwróciłam się, by spojrzeć jej w oczy, i z ulga przywitałam jej nerwowy uśmiech oraz krótkie skinienie głowy. Potem, nie dając pozostałym czasu na komentarze, podniosła ze stołu Niks puchar słodkiego czerwonego wina i rozpoczęłam oficjalną inwokację do rytualnej modlitwy Pełni Księżyca.
– W tym miesiącu po raz kolejny odkrywamy, że wraz z pełnią przychodzi nam stawić czoło wielu nowym wyzwaniom. Miesiąc temu były to nowe kanony Cór i Synów Ciemności. Tym razem jest to nowa członkini rady starszych oraz smutek po śmierci nauczycielki. Jestem wasze przewodniczącą dopiero miesiąc, ale wiem już, że mogę… – przerwałam i poprawiłam się: -…możemy zaufać Nyks, która kocha nas i jest z nami nawet o obliczu tak potwornych zdarzeń.
Uniosłam puchar i szłam wokół kręgu, recytując piękny stary wiersz, którego nauczyłam się przed miesiącem.
Skapana blasku księżyca
Tajemnico głębi ziemi
Siło toczonych wód
Ciepło płomieni
W imieniu Nyks przyzywamy was!
Dałam każdemu z adeptów skosztować wina, kiwając głową w odpowiedzi na ich uśmiechy. Starałam się wyglądać na kogoś, komu mogą zaufać i na kogo zawsze mogą liczyć.
Uzdrawianie chorych
Prawda zamiast fałszu
Oczyszczenie nieczystych
Umiłowanie prawdy
W imieniu Nyks niech się stanie!
Cieszyłam się, że po wypiciu wina każdy grzecznie recytuje formułkę „Bądź pozdrowiona: i nikt nie wygląda na szczególnie oburzonego.
Wzroku kota