– Tak wiem. Wszystko w porządku. Po prostu za dużo wrażeń naraz. Chodźmy cos zjeść. – Nie czekając, aż znów zaczną mnie pocieszać, ruszyłam w kierunku stołów, a oni podreptali za mną jak stado kaczuszek.
Miałam wrażenie, że jedzenie i później sprzątanie trwa w nieskończoność, ale gdy spojrzałam na zegarek, okazało się, że Synowie i Córy Ciemności najedli się bardzo szybko i nie ociągali się odejściem. Wszyscy z podnieceniem rozprawiali o Eriku, a ja kiwałam głowa i cos tam odmrukiwałam, starając się nie okazać otępienia i przygnębienia. Podejrzewam, że nie bardzo mi wychodziło, dlatego wszyscy tak szybko się zmywali.
W końcu spostrzegłam, że zostali tylko Jack, Damien i Bliźniaczki, którzy po cichu wyrzucali resztki i pakowali śmieci do worków.
– Hej, ja to zrobię – zaprotestowałam.
– Już kończymy, Zo – odparł Damien. – Musimy jeszcze sprzątnąć rzeczy ze stolika Nyks.
– Zostawcie to mnie – mruknęłam, starając się (oczywiście bezskutecznie, wnioskując z ich min), by wypadło to nonszalancko.
– Zo, wszystko…
Uniosłam rękę, by uciszyć Damiena.
– Jestem zmęczona. Ta historia z Erikiem trochę mnie wystraszyła. Szczerze mówiąc, musze chwile pobyć sama. – Nie chciałam, żeby to zabrzmiało tak wrednie, ale przybliżałam się okresu wytrzymałości, jeśli chodzi o przylepiony do ust uśmiech i udawanie, że nie trzęsę się cała w środku. Zdecydowanie wolałam, by moi przyjaciele myśleli, że mam zespół napięcia przedmiesiączkowego, niż że jestem na skraju wytrzymałości nerwowej. Osoby szkolone na starsze kapłanki nie sypią się z przerażenia. Radzą sobie. A ja naprawdę, naprawdę nie chciałam zdradzić, że mnie to nie dotyczy, – Proszę, dajcie mi czas. Dobra?
– Nie ma sprawy – odparły jednogłośnie Bliźniaczki. – Nara, Zo.
– Donra. No… to do zobaczenia – dodał Damien.
– Narka, Zo – uzupełnił Jack.
Zaczekałam, aż zamkną za sobą drzwi, po czym powoli przeszłam do przyległego pomieszczenia będącego salą do tańców i jogi. W kącie leżała sterta materacy. Klapnęłam na nie i drżącymi rekami wyjęłam z kieszeni sukni telefon.
wszystko gra?
Wstukałam krótką wiadomość i wysłałam na numer komórki, którą dałam Stevie Rae. Miałam wrażenie, że minęła wieczność, nim przyszła odpowiedź.
gra
czekaj – napisałam
streszczaj się – odpisała
ok.
Zamknęłam komórkę, oparłam się o ścianę i czując się jak ktoś, komu zwalił się na barki cały świat, rozryczałam się histerycznie.
Ryczałam, trzęsłam się i ryczałam dalej, mocno przyciskając kolana do piersi i kołysząc się w przód i w tył. Wiedziałam co jest ze mną nie tak, i byłam zdziwiona, że nikt, żaden z moich przyjaciół nie domyślił się tego.
Kiedy myślałam, że Erik umiera, ponownie, przeżyłam sytuację sprzed miesiąca, kiedy to Stevie Rae skonała w moich ramionach. Wszystko wróciło: widok krwi, rozpacz i koszmar tamtej chwili. Byłam tym zupełnie oszołomiona, bo sądziłam, że już sobie z tym poradziłam, zwłaszcza że Stevie w rzeczywistości nie była martwa.
Ale tylko się oszukiwałam
Ryczałam tak strasznie, że nie zauważyła, jego obecności, póki nie dotknął mojego ramienia. Podniosłam wzrok, ocierając łzy i starając się wymyślić jakiś pocieszający banał dla osoby, która po mnie wróciła.
– Czułem, że mnie potrzebujesz.
Rozpoznałam Lorena i ze szlochem rzuciłam mu się ramiona. Usiadł obok, sadzając mnie sobie na kolanach. Przytulił mnie mocno, mamrocząc słodkie słowa – że wszystko będzie dobrze, że już nigdy nie pozwoli mi odejść. Gdy w końcu trochę się uspokoiłam, podał mi jedną ze swoich staromodnych chusteczek z materiału.
– Dzięki – mruknęłam, po czym wydmuchałam noc i otarłam twarz. Starałam się nie patrzeć na siebie w lustrach zawieszonych na przeciwległej ścianie, ale nie zdołałam uniknąć widoku napuchniętych oczu i czerwonego nosa. – Super. Wyglądam jak pół dupy zza krzaka.
Zaśmiał się i obrócił mnie przodem do siebie, po czym łagodnie pogładził moje włosy.
– Raczej jak bogini przygnieciona smutkiem i troskami.
Poczułam, jak gdzieś w piersi wzbiera mi histeryczny chichot.
– Nie sądzę, żeby boginie potrafiły się osmarkać.
Uśmiechnął się.
– Nie byłbym tego taki pewien. – Zaraz spoważniał. – Kiedy Erik przechodził Przemianę, myślałam, że umiera, prawda?
Skinęłam głową, bojąc się, że jeśli się odezwę, znów zacznę ryczeć.
Loren zacisnął zęby.
– Wielokrotnie powtarzałem Afrodycie – rzekł po chwili – że wszyscy adepci, nie tylko piąto – i szóstoformatowcy, powinni wiedzieć, jak wygląda ostatnie stadium Przemiany, żeby nie przeżywali szoku, gdy to nastąpi.
– Czy to boli tak bardzo, jak się wydaje?
– Boli, ale to przyjemny ból, o ile rozumiesz, co mam na myśli. Porównaj to do zmęczenia mięsni po pracy. Bolą, lecz nie ma w tym nic złego.
– Wyglądało o wiele gorzej niż zmęczenie mięśni.
– Nie jest takie złe. Więcej w tym strachu niż prawdziwego bólu. Natłok bodźców i wyostrzona wrażliwość. – Pogłaskał mnie po policzku, lekko przesuwając palcem wzdłuż linii znaku. – sama kiedyś to przeżyjesz
– Mam nadzieję.
Przez chwile oboje milczeliśmy. Loren nadal mnie głaskał, podążając za znakiem w dół szyi. Rozluźniłam się pod jego dotykiem, a jednocześnie przechodziły mnie ciarki.
– Ale coś jeszcze cię martwi, prawda? – zapytał łagodnie. Jego głos był głęboki, melodyjny i hipnotyzująco piękny. – Nie chodzi wyłącznie o to, że Przemiana Erika przypomniała ci o śmierci przyjaciółki.
Nie odpowiedziałam, Po chwili Loren nachylił się i pocałował mnie w czoło, leciutko dotykając wargami wytatuowanego półksiężyca. Zadrżałam
– Porozmawiaj ze mną, Zoey. Tyle się już między nami zdarzyło, że z pewnością wiesz, iż możesz mi zaufać.
Musnął wargami moje usta. Byłoby cudownie, gdybym mogła mu opowiedzieć o Stevie Rae. Może jakoś by mi pomógł, a ja bardzo, ale to bardzo potrzebowałam pomocy. Zwłaszcza teraz, gdy doszłam do wniosku, że moja modlitwa do Nyks mogła uratować Stevie, co oznaczał, że trzeba będzie utworzyć krąg i albo pójść całą gromadą (Damien, Bliźniaczki, Afrodyta i ja) do Stevie Rae, albo sprowadzić ją do nas. Czar ochronny Neferet z pewnością nam w tym nie pomoże.
Loren mógł jednak znać jakąś dorosłą wampirską tajemnicę, która pozwoli go zneutralizować. Usiłowałam wsłuchać się w swój instynkt i ocenić, czy wciąż każe mi trzymać gębę na kłódkę, ale dotyk rąk i warg Lorena kompletnie mnie rozpraszał.
– Porozmawiaj ze mną – szepnął, trzymając usta przy moich.
– Ja… ja naprawdę chcę – odszepnęłam z wysiłkiem. – Tylko… to takie skomplikowane.
– Pomogę ci, kochanie. Razem znajdziemy wyjście. – Jego pocałunki były coraz dłuższe i coraz głębsze.
Chciałam mu wszystko wyznać, ale kręciło mi się w głowie i myślenie, a tym bardziej mówienie stawało się coraz trudniejsze.
– Pokaże ci, ile nas łączy… jak kompletnie możemy się zespolić – powiedział.
Wyjął dłonie z moich włosów i pociągnął za swoją koszulę. Guziki odpadły z trzaskiem, odsłaniając pierś. Potem powili przesunął sobie paznokciem po lewej piersi, tworząc idealnie szkarłatną kreskę. Zapach krwi uderzył mnie w nozdrza,
– Pij – rzekł Loren.
Nie mogłam się powstrzymać. Opuściłam twarz na jego pierś i spróbowałam. Krew rozlała się po całym moim wnętrzu. Była inna niż krew Heatha – nie tak gorąca, mniej smaczna, ale bardziej potężna. Pulsowała we mnie, budząc gwałtowne pożądanie. Przycisnęłam się do niego, pragnąc więcej.