Выбрать главу

– Serio?

Przemknęło mi przez myśl, że to trochę dziwaczne, żeby Loren z takim zdziwieniem odnosił się do mojego pomysłu uzdrowienia Stevie Rae, a z drugiej strony bez większego zdziwienia przyjął fakt istnienia nieumarłych.

– No tak. Mogę się mylić, ale wieżę, że muszę jedynie wykorzystać moc żywiołów. Wiesz… – Urwałam i wierciłam się, mając nadzieję, że nie ciążę mu zbytnio. – Mam szczególny kontakt ze wszystkimi pięcioma żywiołami. Sądzę, że po prostu muszę go wykorzystać.

– Może się uda. Pamiętaj jednak, że wzywasz na pomoc potężną magię, a to zawsze ma swoją cenę. – Mówił powoli, jakby ważył każde słowo (w odróżnieniu ode mnie, bo ja zwykle chlapałam ozorem i później tego żałowałam). – Zoey, jakim sposobem taka straszna rzecz przydarzyła się Stevie Rae i innym adeptom? Kto albo co za tym stoi?

Już miałam powiedzieć "Neferet", gdy nagle coś mnie ścisnęło w środku. Nie wymawiaj jej imienia, powiedział jakiś głos. No dobrze, może to nie był głos ani nie padły te konkretne słowa, ale nagle zrozumiałam, co sprawiło, że ni stąd ni zowąd zachciało mi się rzygać. A potem z lekkim zaskoczeniem uświadomiłam sobie, że nie powiedziałam Lorenowi w s z y s t k i e g o. Mówiąc o tamtej nocy, kiedy uratowałam Heatha przed półmartwymi adeptami i odnalazłam Stevie Rae, bez zastanowienia przemilczałam wszystkie wzmianki o Neferet. Nie zrobiłam tego celowo, ale efekt był taki, że pozbawiłam Lorena ważnego fragmentu układanki.

Nyks. To musiała być kwestia oddziaływania bogini na moją podświadomość. Nyks nie chciała, żeby Loren się dowiedział o Neferet. Czyżby chciała go chronić? Pewnie tak…

– Co się dzieje, Zoey?

– Nic, nic. Po prostu się zamyśliłam. N-nie – zająknęłam się – nie wiem, jak doszło do tej całej sytuacji, chociaż naprawdę bym chciała. Chciałabym się tego dowiedzieć.

– A Stevie Rae? Też nie wie?

Znów poczułam w żołądku ostrzegawcze skurcze.

– Nie jest teraz zbyt komunikatywna. Nie wiem dlaczego. Czy podobne rzeczy już się wcześniej zdarzały?

– Nie, nie słyszałem o niczym takim. – Pogładził mnie uspokajająco po plecach. – Po prostu pomyślałem, że gdybyś wiedziała, jak do tego doszło, byłoby ci łatwiej znaleźć na to sposób.

Spojrzałam mu w oczy, pragnąc się pozbyć męczących mnie mdłości.

– Nie wolno ci o tym nikomu mówić, Loren. Nikomu, nawet Neferet. – Starałam się być stanowcza, jak przystało na straszą kapłankę, choć głos mi drżał i łamał się.

– O to nie musisz się martwić. Pewnie, że nikomu o tym nie powiem. – Przygarnął mnie i głaskał. – Ale czy wie o tym ktoś oprócz nas?

– Nikt – odparłam tak machinalnie, że sama się zdziwiłam.

– Afrodyta też nie? Przecież ukrywasz Stevie Rae w jej mieszkaniu, prawda?

– Tak, ale ona nie wie. Usłyszałam, jak opowiadała paru osobom, że jej rodzice wyjechali na całą zimę i że można zrobić u niej imprezę, tyle że nikt nie był zainteresowany, bo wszyscy są na nią wściekli. Pomyślałam, że skoro mieszkanko stoi puste, to spróbuję tam przechować Stevie Rae. – Wcale nie zamierzałam go okłamywać sprawie Afrodyty, ale najwyraźniej moje usta zadecydowały za mnie. Miałam wielką nadzieję, że Loren nie domyśli się kłamstwa.

– Cóż, pewnie tak jest lepiej. Zoey, powiedziałaś, że Stevie nie jest sobą, że nie jest w pełni komunikatywna. Jak z nią rozmawiasz?

– Nie, no potrafi mówić, ale jest skołowana i… i… – Miotałam się w poszukiwaniu sposobu na wyjaśnienie tego, nie zdradzając zbyt wiele. – I czasem bardziej przypomina zwierzę niż człowieka – dodałam głupkowato. – Widziałam się z nią wieczorem, przed ceremonią Neferet.

Wyczulam, że kiwa głową.

– To stamtąd wracałaś.

– Tak. – Postanowiłam pominąć sprawę Heatha. Na samą myśl o nim czułam się winna. Nasza więź została zerwana, a ja zamiast ulgi odczuwałam dziwaczną pustkę.

– Skąd wiesz, że Stevie nadal siedzi w mieszkaniu Afrodyty i że nic jej nie jest?

– Co? – zapytałam rozkojarzona. – Aha. Dałam jej komórkę. Mogę do niej dzwonić albo pisać. Niedawno sprawdzałam. – Wskazałam na komórkę, która wypadła z kieszeni mojej sukni i leżała na podłodze obok materaców. Potem wyrzuciłam Heatha z myśli, żeby się skupić na pilniejszych sprawach. – Może będę musiała poprosić cię o pomoc.

– Proś, o co tylko chcesz – odparł, delikatnie odsuwając mi włosy z twarzy.

– Muszę albo przemycić Stevie Rae tutaj, do szkoły, albo przetransportować całą ekipę do niej.

– Ekipę?

– No wiesz, Damiena, Bliźniaczki i Afrodytę, żebyśmy mogli utworzyć krąg. Mam przeczucie, że do uzdrowienia Stevie będzie mi potrzebna dodatkowa siła, którą oni dają swoim żywiołom.

– Mówiłaś, że o niej nie wiedzą.

– No bo nie wiedzą. Będę musiała im powiedzieć, ale zrobię to dopiero w ostatniej chwili, tuż przed próbą uzdrowienia Stevie z tego choróbska. – Jezu, co za debilne słowo! Ja chyba kompletnie zwariowałam. Pokręciłam głową z westchnieniem. – Bynajmniej mnie to nie cieszy – dodałam żałośnie, mając na myśli "choróbsko" Stevie Rae i wściekłość moich przyjaciół, kiedy się dowiedzą, że ukrywałam przed nimi coś tak ważnego.

– Więc w końcu zaprzyjaźniłaś się z Afrodytą?

Zadał tytanie lekkim tonem, z uśmiechem, pociągając mnie za kosmyk włosów, ale tak jak w przypadku Heatha, dzięki Skojarzeniu wyczuwałam w nim ukryte napięcie. Moja odpowiedź była dla niego znacznie ważniejsza, niż okazywał. Martwiło mnie to nie tylko dlatego, że znów czułam skurcze żołądka, które wręcz uniemożliwiały mi powiedzenie całej prawdy.

Spróbowałam więc przybrać równie lekki ton.

– Co ty!… Jest okropna. Po prostu z jakiegoś powodu, którego Damien, Bliźniaczki i ja kompletnie nie pojmujemy, Nyks obdarzyła ją zdolnością komunikacji z ziemią. Bez niej krąg nie działa, jak powinien, więc wychodzi na to, że musimy ją wziąć. Ale nie kumplujemy się ani nic takiego.

– To dobrze. Słyszałem, że ma poważne problemy. Nie powinnaś jej ufać.

– Nie ufam. – Powiedziawszy to, uświadomiłam sobie nagle, że jest odwrotnie. Może nawet ufałam jej bardziej niż Lorenowi, z którym właśnie straciłam dziewictwo i dostąpiłam Skojarzenia. Super. Widać taka już moja uroda.

– Hej, nie przejmuj się. Widzę, że samo mówienie o tym cię niepokoi. – Pogłaskał mnie po policzku i odruchowo przywarłam do jego dłoni. Dotyk Lorena był po prostu niesamowity. – Teraz masz mnie. Znajdziemy wyjście. Musimy działać powoli.

Chciałam mu przypomnieć, że Stevie Rae nie ma zbyt wiele czasu, ale on już mnie całował, a ja potrafiłam myśleć tylko o dotyku jego ciała… o tym, że czuję, jak przyspiesza mu puls… i że nasze serca biją w tym samym rytmie. Nasze pocałunki się pogłębiały, jego dłonie schodziły coraz niżej. Kołysałam się w jego ramionach, myśląc o pożądaniu i o krwi… i o niczym więcej; o niczym prócz Lorena, Lorena, Lorena…

Przez otaczającą mnie mgiełkę namiętności przebił się dziwny zdławiony dźwięk. Sennym ruchem odwróciłam głowę, wciąż rozkoszując się pocałunkami Lorena na szyi. I zamarłam.

W drzwiach stał Erik z wyrazem niebotycznego zdumienia na ozdobionej świeżym znakiem twarzy.

– Erik! Ja… – Rzuciłam się naprzód, chwytając suknię i usiłując się niż przykryć. Ale nie musiałam się przejmować, że widzi mnie nagą: Loren natychmiast zasłonił mnie swoim ciałem.

– Przeszkadzasz. – W jego aksamitnym głosie słychać było ledwie tłumioną furię, tak silną, że aż przenikała mi przez skórę, budząc zdumienie.

– Zauważyłem – wycedził Erik, po czym odwrócił się i wyszedł bez słowa.