– Och, powtórzyłam jak całkowita kretynka. – to od Heatha. Chciałam po prostu zniknąć.
– Proszę. Tylko proszę. Dlaczego nie mówiłaś nikomu, ze nie lubisz prezentów urodzinowych które maja coś wspólnego z Bożym Narodzeniem? – Shaunee zapytała jak zwykle bezsensownie.
– Tak, wszystko co musiałaś to, tylko zrobić to coś powiedzieć – powiedziała Erin.
– Uh – odparłam zwięźle.
– Myśleliśmy, że temat bałwanka był słodkim pomysłem, ale nie jeśli nienawidzi się Świąt – powiedział Damien.
– Nie jest tak, że nie lubię świątecznych rzecz – udało mi się powiedzieć. – Lubię globus śnieżny, Jacka powiedziałam cicho patrząc jak on powoli zaczyna płakać. – Śnieżne części mnie powodują radość.
– Wygląda na to, że Heath wie więcej od nas. – Głos Erika był szorstki i bez emocji, ale jego oczy były ciemnie z bólu, który ścisnął mój żołądek.
– Nie, Eryk, to nie jest tak – powiedziałam szybko robiąc krok ku niemu.
On wrócił, jak jakaś straszna choroba której nie chciałam złapać, i nagle to naprawdę mnie wzięło. To nie jest moja wina, że Heath zna mnie lepiej, ponieważ znamy się od trzeciej klasy i zorientował się jak ten dzień na mnie wpływał. Dobrze, wiedział o mnie rzeczy o których jeszcze się nie dowiedzieliście, Nie było w tym nic dziwnego! On był w moim życiu od siedmiu lat. Eriku, Damien, Bliźniaczki i Jack zjawiliście się w moim życiu dopiero dwa miesiące temu. I czy to jest moja wina?
Celowo popatrzyłam się na zegarek.
– Mam się spotkać z babcią sali głównej za piętnaście minut. Już jest trochę późno. – powiedziałam, podeszłam do drzwi, ale zatrzymałam się przed opuszczeniem pokoju. Odwróciłam się i spojrzałam na grupę moich przyjaciół.
– Nie chciałam zranić niczyich uczuć. Przykro mi, jeśli przez pamięć Heatha czujecie się źle, ale to nie moja wina. A ja powiedziałam komuś, że nie lubię, kiedy ludzie starają się zrobić mieszankę urodzin i Bożego Narodzenia. Powiedziałam to Stevie Rea.
Rozdział trzeci
Starbucks na Utica Square, spokojnym centrum handlowym na wolnym powietrzu znajdującym się zaraz z dół ulicy od Domu Nocy, był bardziej zatłoczony niż myślałam. To znaczy, oczywiście, była niezwykle ciepła zimowa noc, ale to był również 24 grudnia, i prawie dziewiąta godzina. Można by pomyśleć, że ludzie powinni być w domach przygotowując się na wizje śliwek z cukrze i innych tym podobnych rzeczy, a nie szukać zastrzyku kofeiny.
Nie, powiedziałam sobie surowo, nie mam zamiaru być w złym humorze przy babci, tak bardzo chciałam ją zobaczyć, i nie zamierzam zepsuć tego krótkiego czasu, gdy jesteśmy razem. Dodatkowo, babcia całkowicie zdaje sobie sprawę jak kiepskie są prezenty gwiazdkorodzinowe. Zawsze daje mi coś tak unikatowego i cudownego jak ona sama.
– Zoey! Tu jestem!
W dalekim końcu deptaka Starbucksa zobaczyłam machającą do mnie rękę babci. Tym razem nie musiałam nakładać na twarz fałszywego uśmiechu. Jej widok zawsze wywoływał u mnie prawdziwą radość, więc zaczęłam więc omijać tłum, spiesząc do niej.
– Oh, Zoey ptaszyno! Tak za tobą tęskniłam U-we-tsi-a-ge-ya!- otuliło mnie czirokeskie słowo oznaczające córkę, wraz z ciepłymi, znajomymi ramionami mojej babci, przynosząc ze sobą słodki, uspokajający zapach lawendy i domu. Przylgnęłam do niej, wchłaniając miłość, bezpieczeństwo i akceptację.
– Również za tobą tęskniłam, babciu.
Uścisnęła mnie jeszcze raz i odsunęła na długość ramienia. – Pozwól mi na siebie spojrzeć. Tak, wyglądasz na siedemnaście lat. Wydajesz się bardziej dojrzała, i myślę, że trochę wyższa, niż gdy miałaś zaledwie szesnaście.
Uśmiechnęłam się szeroko – Oh, babciu, wiesz, że wcale nie wyglądam inaczej.
– Oczywiście, że wyglądasz. Lata zawsze dodają urody i siły pewnym typom kobiet – a ty do nich należysz.
– Tak samo jak ty, babciu. Wyglądasz świetnie – To nie były tylko słowa. Babcia miała z tysiąc lat – co najmniej z pięćdziesiąt- lecz dla mnie zawsze wyglądała wiecznie młodo. No dobrze, nie wiecznie młodo jak kobieta wampir, która wygląda na dwadzieścia-parę lat, a ma pięćdziesiąt-parę (lub sto pięćdziesiąt-parę). Babcia wyglądała zachwycająco młodo w ludzki sposób ze swoimi srebrnymi włosami i życzliwymi brązowymi oczami.
– Żałuję, że musiałaś ukryć swój piękny tatuaż aby się ze mną zobaczyć. – palce babci na krótko dotknęły mojego policzka pokrytego grubą warstwą podkładu, który każdy adept musiał nakładać przed opuszczeniem terenów Domu Nocy. Tak, ludzie wiedzieli o istnieniu wampirów – dorosłe wampiry się nie ukrywały. Ale zasady dla adeptów były inne. Sądzę, że miało to sens – nastolatki nie za dobrze radziły sobie z konfliktami – a świat ludzi dążył do konfliktu z wampirami.
– Tak już musi być. Zasady są zasadami, babciu – wzruszyłam ramionami.
– Ale nie zakryłaś tych pięknych znaków na twojej szyi i ramionach, prawda?
– Nie, dlatego założyłam ta kurtkę. – rozejrzałam się, by sprawdzić czy nikt nie patrzy, po czym odsunęłam włosy i zsunęłam w dół kurtkę by szafirowa pajęczyna z tyłu mojej szyi i ramion stała się widoczna.
– Oh, Zoey ptaszyno, są tak magiczne, – miękko powiedziała babcia. – Jestem dumna, że bogini wybrała właśnie ciebie i tak niezwykle naznaczyła.
Ponownie mnie przytuliła, a ja przylgnęłam do niej, niesamowicie zadowolona, że mam ja w swoim życiu. Akceptuje mnie dla mnie. Nie miało dla niej znaczenia, że zmieniam się w wampira. Nie miało dla niej znaczenia, że doświadczałam żądzy krwi i że mogłam manifestować wszystkie pięć żywiołów: powietrze, ogień, wodę, ziemię oraz ducha. Dla babci byłam jej prawdziwą u-we-tsi-a-ge-ya, córka jej serca, i wszystko inne, co ze sobą przynosiłam, było sprawą drugorzędną. Było to dziwne i cudowne, że byłyśmy ze sobą tak blisko, i tak do siebie podobne, podczas gdy jej prawdziwa córka, moja mama, była całkowicie inna.
– Tu jesteście. Ruch na ulicach był po prostu okropny. Nienawidzę opuszczać Broken Arrow i wywalczać sobie drogę do Tulsy podczas świątecznego ruchu.
Jak gdyby moje myśli ją tu sprowadziły, usłyszałam głos mojej matki i poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Odsunęłyśmy się od siebie z babcią, by zobaczyć moja mamę stojąca przy naszym stoliku, trzymającą prostokątne pudełko z piekarni i zapakowany prezent.
– Mama?
– Linda?
Powiedziałyśmy z babcią jednocześnie. Nie zaskoczyło mnie to, że babcia wyglądała na tak samo zaskoczoną jak ja, przez nagłe pojawienie się mojej matki. Babcia nigdy nie zaprosiłaby mojej matki bez mojej wiedzy. Obie całkowicie zgadzałyśmy się co do niej. Po pierwsze, zasmucała nas. Po drugie, chciałyśmy żeby się zmieniła. Po trzecie, wiedziałyśmy, że prawdopodobnie tego nie zrobi.
– Nie bądźcie tak zaskoczone. Miałabym nie pojawić się, na świętowaniu urodzin mojej własnej córki?
– Ale, Linda, gdy rozmawiałam z Toba w zeszłym tygodniu, powiedziałaś, że zamierzasz przesłać prezent dla Zoey pocztą. – powiedziała babcia, wyglądając na tak zdenerwowaną, jak ja się czułam.
– To było zanim powiedziałaś, że zamierzasz się tu z nią spotkać. – mama powiedziała do babci, potem spojrzała na mnie marszcząc brwi. – To nie tak, że Zoey sama mnie zaprosiła, ale przywykłam do tego, że mam nieuprzejmą córkę.
– Mamo, nie rozmawiałaś ze mną od miesiąca. Jak miałabym zaprosić cię gdziekolwiek? – starałam się utrzymać obojętny ton głosu. Naprawdę nie chciałam przemienić wizyty babci w scenę wielkiego dramatu, ale moja mama nie wypowiedziała jeszcze dziesięciu zdań i była właśnie całkowicie na mnie wkurzona. Z wyjątkiem głupiej świąteczno-urodzinowej kartki, którą mi przysłała, jedyny kontakt jaki miałam z mamą miał miejsce, gdy ona i jej okropny mąż, mój ojciach, przyszli w dzień wizyt dla rodziców do Domu Nocy miesiąc temu. To był koszmar. Ojciach, który jest starszym w Kościele Ludzi Wiary, pokazał swoją ograniczoną umysłowo, oceniającą i świętoszkowatą osobowość, został wyrzucony i zakazano mu powrotu. Jak zwykle, moja mama pobiegła za nim jak dobra uległa żona.