Выбрать главу

– Jezu! Matko! Nie mogę w to uwierzyć! – jęknęłam, chowając płonącą twarz w dłoniach.

Loren natychmiast mnie objął.

– Wszystko w porządku, kochanie – powiedział głosem równie łagodnym jak jego dotyk. – I tak musiałby się o nas kiedyś dowiedzieć.

– Ale nie w ten sposób! – zawołałam. – To po prostu potworne! – Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. – Teraz wszyscy się dowiedzą. A ty mówisz: "W porządku"? Loren, ty jesteś nauczycielem, a ja adeptką. Zasady tego zabraniają. Nie mówiąc już o Skojarzeniu! – Potem uderzyła mnie kolejna myśl, tak straszna, że aż zadrżałam. Co będzie, jeśli za związek z Lorenem wyrzucą mnie z grona Cór Ciemności?

– Zoey, wysłuchaj mnie. – Położył mi ręce na ramionach i potrząsnął mną lekko. – Erik nikomu nic nie powie.

– Owszem, powie! Widziałeś jego minę. Nie ma zamiaru zatrzymać tego w tajemnicy, by mnie chronić. – W ogóle już nigdy w życiu nic dla mnie nie zrobi, pomyślałam.

– Będzie milczał jak grób, bo ja mu każę.

Troska znikła z twarzy Lorena, następując miejsca okrucieństwu. Wyglądał teraz równie niebezpiecznie, jak brzmiał jego głos, kiedy mówił, że Erik nam przeszkadza. Poczułam ukłucie strachu i zaczęłam się zastanawiać, czy Loren coś przede mną ukrywa.

– Nie rób mu krzywdy – szepnęłam, nie zwracając uwagi na spływające mi po policzkach łzy.

– Ojej, kochanie, nie martw się. Nic mu nie zrobię. Po prostu utnę sobie z nim pogawędkę. – Wziął mnie w ramiona i choć moje ciało, puls i całe jestestwo pragnęły być jak najbliżej niego, wyrwałam się.

– Muszę iść.

– Dobrze. Ja też już powinienem.

Ubierałam się, wmawiając sobie, że powodem pośpiechu Lorena jest jedynie chęć porozmawiania z Erikiem, ale sama myśl o oddaleniu się od niego sprawiała, że mój żołądek zaczynał przypominać studnię wypełnioną obrzydliwą czarną, wrzącą cieczą. Nacięcie nad piersią, z którego pił moją krew, piekło. Poza tym ciało bolało mnie w intymnych miejscach, w których nigdy, przenigdy dotąd nie czułam bólu. Zerknęłam na ścienne lustra. Oczy miałam czerwone i napuchnięte, twarz całą w plamach, a nos zaróżowiony. Z włosów zrobiła mi się jedna wielka szopa. Wyglądałam potwornie, co z resztą wcale mnie nie dziwiło, bo tak też się czułam.

Loren ujął mnie za rękę i razem przeszliśmy przez pustą salę rekreacyjną. Przed otwarciem drzwi pocałował mnie raz jeszcze.

– Wyglądasz na zmęczoną – rzekł.

– Bo jestem padnięta. – Zerknęłam na zegar w sali i ze zdziwieniem zobaczyłam, że jest dopiero wpół do trzeciej nad ranem. Miałam wrażenie, że w ciągu kilku ostatnich godzin w rzeczywistości upłynęło kilka nocy.

– Połóż się spać, kochanie – powiedział. – Jutro znów będziemy razem.

– Jak? Kiedy?

Uśmiechnął się i pogłaskał mnie po policzku, podążając palcem wzdłuż tatuażu.

– Nie martw się. Kiedy oboje trochę się wyśpimy, przyjdę do ciebie. – Pod wpływem jego ciepłego dotyku moje ciało w własnej woli pochyliło się ku niemu. Nie przerywając pieszczoty, zaczął recytować:

Wstaję z łoża, śniąc o tobie,

W pierwszym słodkim nocy śnie,

Gdy łagodny zefir tchnie,

Gdy się złocą gwiazdek roje!

Wstaję z łoża, śniąc o tobie -

Jakiś duch czy jakiś ptak

Prowadzi mnie – któż wie jak? -

Pod twe okno, dziecię moje!

(wiersz P. B. Shelleya, Serenada indyjska, przeł. Antoni Lange.)

Zadrżałam pod jego dotykiem, a wypowiadane słowa przyspieszyły mi puls i wywołały zawroty głowy.

– To twój wiersz? – szepnęłam.

– Nie, Shelleya – odparł Loren, całując mnie w szyję. – Trudno uwierzyć, że nie był wampirem, co?

– Mhm – przytaknęłam, w zasadzie go nie słuchając.

Zaśmiał się i przygarnął mnie do siebie.

– Jutro do ciebie przyjdę. Obiecuję.

Wyszliśmy razem, ale wkrótce się rozdzieliliśmy. Loren poszedł w kierunku budynku chłopaków, a ja skierowałam się do internatu dziewcząt. Cieszyłam się, że niewiele osób kręci się po terenie szkoły, bo nie miałam ochoty spotkać nikogo znajomego. Noc była ciemna i pochmurna, staroświeckie lampy gazowe właściwie nie rozpraszały mroku. Bynajmniej mi to nie przeszkadzało. Płaszcz nocy częściowo koił fizyczny ból, który wywołała w moim układzie nerwowym rozłąka z Lorenem.

Nie byłam już dziewicą.

Ta myśl uderzyła we mnie z osobliwym zgrzytem. Wszystko stało się tak szybko, że nie miałam czasu się nad tym zastanowić, ale jednak się stało. Jezu. Musiałam pogadać ze Stevie Rae. Nawet w swojej truposzowatej wersji z pewnością zamieni się w słuch. Czy wyglądam teraz inaczej? Nie, co za głupota. Przecież nie można tego wyczytać z twarzy. No, przynajmniej zazwyczaj. Ale ja nie byłam typową nastolatką (o ile coś takiego w ogóle istnieje). Na wszelki wypadek postanowiłam dokładnie się sobie przyjrzeć w lustrze, gdy dotrę do pokoju.

Skręciłam właśnie w chodnik prowadzący do naszego budynku i układałam sobie w myślach wyjaśnienie dla przyjaciół, którzy pewnie siedzieli na dole oglądając filmy albo coś. Oczywiście ne mogłam im powiedzieć o Lorenie, ale musiałam sklecić jakąś historyjkę o zerwaniu z Erikiem. A może nie? Loren zamierzał z nim pogadać, więc przypuszczałam, że Erik będzie trzymał gębę na kłódkę w tej sprawie. Mogłam po prostu powiedzieć, że musieliśmy się rozstać z p[owodu przejścia przez niego Przemiany, i nie dodawać więcej. Nikogo by nie zdziwiło, że jestem zbyt przygnębiona, by wdawać się w dyskusje. Postanowiłam więc tak zrobić.

Nagle z cienia rzucanego przez pięknie pachnący cedr wyłonił się ciemny kształt, który zastawił mi drogę.

– Dlaczego, Zoey?

To był on.

Rozdział dwudziesty czwarty

Stałam jak sparaliżowana, ale zdołałam unieść na niego wzrok. Znak na jego czole wciąż mnie zdumiewał: był tak wyjątkowy i niesamowity, że jeszcze przydawał Erikowi urody.

– Dlaczego? – powtórzył, gdy gapiłam się na niego jak oniemiała idiotka.

– Eriku, tak mi przykro! – wykrztusiłam. – Nie chciałam cię zranić. Nie chciałam, żebyś dowiedział się w ten sposób!

– Jasne – mruknął chłodno. – Dowiedzenie się, że moja dziewczyna, która udawała przy mnie niewiniątko, w rzeczywistości jest dziwką, byłoby prostsze, gdybyś, na przykład ogłosiła to w szkolnej gazetce. Tak, to byłoby znacznie lepsze.

Wzdrygnęłam się na dźwięk nienawiści w jego głosie.

– Nie jestem dziwką.

– W takim razie dobrze ją udawałaś. Wiedziałem! – wrzasnął. – Wiedziałem, że coś jest między wami! Tyle że jak idiota uwierzyłem w twoje zapewnienia, że to nieprawda. – Zaśmiał się ponuro. – Matko, ale ze mnie palant.

– Eriku, my wcale tego nie planowaliśmy! Po prostu zakochaliśmy się w sobie. Próbowaliśmy siebie unikać, ale nam się nie udało.

– Jaja sobie robisz? Naprawdę wierzysz, że ten dupek cię kocha?

– Kocha mnie.

Erik potrząsnął głową i znów parsknął ponurym śmiechem.

– Jeśli w to wierzysz, to jesteś jeszcze głupsza niż ja. On cie wykorzystuje, Zoey. Facet jego pokroju może chcieć od takiej dziewczyny jak ty tylko jednego. I właśnie to dostał. Kiedy się nasyci, rzuci cię i poszuka sobie innej.

– Nie masz pojęcia, o czym mówisz, Erik.

– Ale wiesz, może to i prawda – odparł zimnym, bezwzględnym obco brzmiącym głosem. – Nie miałem pojęcia, o czym mówię, przez cały ten czas kiedy twierdziłem, że jesteśmy ze sobą, i kiedy opowiadałem wszystkim, jaka jesteś świetna i jaki jestem z tobą szczęśliwy. Naprawdę myślałem, że się w tobie zakochuję.