Skręcało mnie w żołądku, każde słowo Erika niemal przeszywało mi serce.
– Ja też myślałam, że zakochuje się w tobie – powiedziałam cicho, mrugając mocno, żeby nie wypuścić łez.
– Sranie w banie! – wrzasnął. Zabrzmiało to bezlitośnie, ale widziałam, że i on ma łzy w oczach. – Przestań pogrywać sobie ze mną. I ty uważasz, że to Afrodyta jest wredna dziwką? W porównaniu z tobą jest aniołkiem.
Chciał odejść, ale go zatrzymałam.
– Erik, czekaj. Nie chcę, żeby to się skończyło w ten sposób – powiedziałam, nie mogąc dłużej powstrzymać łez.
– Nie waż się ryczeć! Sama tego chciałaś. Zaplanowaliście to z Blakiem.
– Nie! Niczego nie planowałam!
Potrząsnął głową, mrugając coraz mocniej,.
– Daj mi spokój. Między nami koniec. Nie chcę cię więcej widzieć.
I oddalił się niemal biegiem.
Płakałam w nieskończoność ze ściśniętym sercem. W końcu nogi same poniosły mnie do jedynego miejsca, do którego mogłam iść; do jedynej osoby, którą pragnęłam zobaczyć. W drodze na Poddasze Poety zdołałam się jakoś pozbierać. No dobrze, może nie pozbierać, ale przynajmniej ogarnąć na tyle, żeby wyglądać normalnie dla mijających mnie osób (dwóch wampirów i kilkorga adeptów) i unikać niewygodnych pytań. Przestałam płakać, przeczesałam palcami włosy i częściowo zakryłam nimi twarz, żeby nie było widać śladów niedawnych przeżyć.
Bez wahania weszłam do budynku, w którym mieściły się kwatery nauczycieli. Wzięłam głęboki oddech i modliłam się, żeby nikt mnie nie zobaczył.
Gdy tylko znalazłam się w środku, zorientowałam się, że niepotrzebnie się bałam. Budynek urządzono, inaczej niż zwykły internat i obyło się bez konieczności przechodzenia przez duża świetlicę, w której wampiry przesiadywały jak adepci, oglądając telewizję. Na dole znajdował się duży hol z kamienną posadzką, od którego odchodziły pozamykane drzwi. Po prawej stronie zobaczyłam schody, ku którym od razu się skierowałam. Wiedziałam, że Loren mógł nie wrócić jeszcze do siebie. Może wciąż szukał Erika. Ale to nic: po prostu położę się w jego łóżku i zaczekam. W pewien sposób dzięki temu znów będziemy blisko. Sztywno, jakby moje ciało nie należało do mnie, weszłam na najwyższe piętro i ruszyłam do drzwi, dużych i drewnianych, od których dzieliła mnie niewielka odległość.
Zbliżając się, zauważyłam, że są uchylone, i usłyszałam dobiegający zza nich śmiech Lorena, który podziałał na mnie jak pieszczota, obmywając z bólu i smutku wywołanego awanturą Erika. Dobrze zrobiłam, przychodząc tu. Niemal czułam już obejmujące mnie ramiona i czekałam na słowa pocieszenia, przekonana, że dotyk Lorena pomoże mi zapomnieć o okropnościach wypowiedzianych przez Erika i sprawi, że przestane się czuć tak podle. Położyłam dłoń na drzwiach, by je pchnąć, wejść i przytulić się do niego.
Wtedy usłyszałam śmiech – niski, melodyjny i kuszący. I cały mój świat się zatrzymał.
To był śmiech Neferet. Tego pięknego, czarującego śmiechu nie dało się z niczym pomylić; był równie charakterystyczny jak głos Lorena. Kiedy przestała się śmiać, usłyszałam jej słowa prześlizgujące się przez szczelinę w drzwiach jak trująca mgła.
– Świetnie się spisałeś, kochanie. Teraz wiem, ile ona wie, i wszystko doskonale się poskładało. Nie będzie problemu z jej dalszą izolacją. Mam tylko nadzieję, że rola, którą musisz odegrać, nie sprawia ci zbytniej przykrości. – Droczyła się z nim, ale gdzieś pod płaszczykiem kpiny pobrzmiewało okrucieństwo.
– Łatwo nią sterować. Wystarczy jakaś błyskotka i parę komplementów, a już dostaje się w zamian jej szczerą miłość i cnotę złożoną na ołtarzu boga oszustwa i hormonów. – Roześmiał się. – Młode dziewczęta są takie zabawne… tak przewidywalne.
Zdawało mi się, że jego słowa przeszywają moją skórę w stu różnych miejscach, ale zmusiłam się, by podejść bezszelestnie i zajrzeć przez szparę w drzwiach. Dostrzegłam duży pokój wypełniony eleganckimi, obitymi skóra meblami i oświetlony mnóstwem wysokich świec. Moje oczy natychmiast przyciągnął główny element pomieszczenia: ogromne żelazne łóżko stojące na samym środku. Loren leżał na plecach wsparty na mnóstwie grubych poduszek i kompletnie nagi.
Neferet miała na sobie długą czerwoną suknię, idealnie podkreślającą jej piękną figurę i odsłaniającą górne partie piersi. Przechadzała się w tę i we w tę, przesuwając długimi wypielęgnowanymi paznokciami po poręczy łoża.
– Odwracaj jej uwagę, a ja się postaram, żeby nieliczne grono przyjaciół odwróciło się od niej. Jest potężna, lecz nigdy nie zdoła zrobić użytku ze swoich darów, jeśli nie będzie mieć nikogo, kto by ją przywołał do porządku, kiedy ugania się za tobą. – Urwała i popukała się palcem po brodzie. – Ale wiesz, to Skojarzenie mnie zaskoczyło. – Zauważyłam, że Loren się wzdrygnął, na co kapłanka odpowiedziała uśmiechem. – Nie sądziłeś, że to wywącham? Śmierdzisz jej krwią, a ona śmierdzi twoją.
– Nie wiem, jak to się stało – rzekł Loren zirytowanym głosem, że dosłownie czułam, jak serce rozpada mi się na maleńkie kawałki. – Chyba nie doceniałem własnych zdolności aktorskich. Co za ulga, że to tylko gra. Nie chciałbym przeżywać tych wszystkich poplątanych emocji i więzów prawdziwego Skojarzenia. – Parsknął śmiechem. – Takiego jak to, które ona miała z tym ludzkim chłopakiem. Musiało go paskudnie boleć, gdy je zerwałam. Dziwne, że potrafiła się tak mocno związać przed ukończeniem Przemiany.
– To jeszcze jeden dowód jej mocy! – prychnęła Neferet.- Nawet jeśli dała się tak łatwo wyprowadzić na manowce w kwestii swego wybrańca. I nie próbuj narzekać, że Skojarzyła się z tobą. Oboje wiemy, że to wzmocniło twoja przyjemność z seksu.
– Cóż, mogę ci jedynie powiedzieć, że było mi cholernie nie na rękę, iż tak szybko przysłałaś szlachetnego Eryczka po jego dziewczynę. Nie mogłaś mi dać paru minut więcej na dokończenie?
– Mogę ci dać, ile tylko zechcesz. Jeśli chodzi o ścisłość, mogę wyjść dokładnie w tej chwili, żebyś mógł pójść do swojej małej suczki i d o k o ń c z y ć.
Loren usiadł, pochylił się do przodu i złapał ją za nadgarstek.
– Chodź do mnie, kochanie. Wiesz, że tak naprawdę wcale jej nie pragnę. Nie gniewaj się na mnie, złotko.
Bez trudu wyślizgnęła się z jego uścisku, ale była raczej rozbawiona niż zła.
Nie gniewam się. Przeciwnie. Dzięki zerwaniu Skojarzenia z tamtym chłopakiem Zoey stała się jeszcze bardziej samotna. Zresztą twoje Skojarzenie z tą siksą przecież nie jest wieczne. Skończy się, gdy ona przejdzie Przemianę. Lub gdy umrze – dodała z cichym śmiechem. – A może wolałbyś, żeby się nie skończyło? Może doszedłeś do wniosku, że wolisz młodość i naiwność niż mnie?
– Nigdy, kochana! Nigdy nie będę pragnął nikogo tak jak ciebie! – zapewnił. – Zaraz ci to pokażę, najdroższa. Zaraz ci pokażę. – Szybko przesunął się na skraj łóżka i wziął ja w ramiona. Patrzyłam, jak jego dłonie wędrują po jej ciele, tak samo jak niedawno wędrowały po moim.
Zatkałam dłonią usta, by nie wybuchnąć szlochem.
Neferet obróciła się w jego ramionach, przywierając doń plecami, a on nie przestawał jej pieścić. Była zwrócona twarzą do drzwi, więc widziałam, że ma zamknięte oczy i rozchylona usta. Jęczała z rozkoszy, powoli, niemal sennie otwierając oczy… i spoglądając prosto na mnie.
Okręciłam się na pięcie, pędem zbiegłam ze schodów i wybiegłam z budynku. Miałam ochotę biec przed siebie w nieskończoność, znaleźć się bardzo daleko, ale zawiodło mnie własne ciało. Już po paru krokach poczułam straszne zmęczenie i zdołałam dokuśtykać w cień jednego z wypielęgnowanych żywopłotów, gdzie zgięłam się w pół i rzygałam jak kot.