Выбрать главу

Wiem, że to głupie, ale ich kłótnia brzmiała w moich uszach jak cudowna melodia.

– Jako ratownicy jesteście bezużyteczni – stwierdziła Afrodyta. – Proszę. – Podała mi kłębek czystych (a przynajmniej taką miałam nadzieję) chusteczek. – Jestem bardziej przydatna niż cała wasza trójka. Szkoda gadać.

Damien prychnął, po czym odsunął Bliźniaczki na bok, by przykucnąć przy mnie. Wydmuchałam nos, wytarłam twarz i spojrzałam na niego.

– Stało się coś złego, prawda? – zapytał.

Skinęłam głową.

– Co jest, kurde? Znów kogoś zabili? – wystraszyła się Erin.

– Nie. – Głos odmówił mi posłuszeństwa i musiałam odchrząknąć, zanim znów zaczęłam. Tym razem mimo załzawionego tonu bardziej przypominałam siebie. – Nie, to co innego.

– W takim razie nam powiedz – zaproponował Damien, poklepując mnie lekko po ramieniu.

– Właśnie. Wiesz, że razem damy sobie radę prawie ze wszystkim – dodała Shaunee.

– Jak wyżej, Bliźniaczko – poparła ją Erin.

– Co za wiocha. Chyba się porzygam – mruknęła Afrodyta.

– Przymknij się! – rzuciły jednogłośnie Bliźniaczki.

Przyjrzałam się każdemu z moich przyjaciół po kolei. Wiedziałam, że muszę im powiedzieć o Lorenie, choć nie miałam na to najmniejszej chęci. Musiałam też poinformować ich o Stevie Rae, i to zanim spełnią się przewidywania Nefert, w myśl których moje kłamstwa i tajemnice miały ich tak wkurzyć, że odsuną się ode mnie.

– To wszystko jest trudne, pogmatwane i raczej nieprzyjemne – ostrzegłam.

– Znaczy, takie jak Afrodyta – zakpiła Erin.

– Nie ma sprawy. Przyzwyczajamy się – dodała Shaunee.

– Szajbuski nierozłączki – podsumowała Afrodyta.

– Jeśli wszystkie raczycie się zamknąć, Zoey może zdoła nam wyjaśnić, co się stało – wycedził z przesadną cierpliwością Damien.

– Sorry – wymamrotały Bliźniaczki, a Afrodyta tylko przewróciła oczami.

Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam usta, by rozpocząć swoją koszmarną opowieść, gdy przeszkodził mi ożywiony głos Jacka.

– Jest! Znalazłem go!

Jack przydreptał do nas. Na mój widok jego radosny uśmiech trochę przygasł, co znaczyło, że naprawdę wyglądam jak siedem nieszczęść. Potem chłopak szybko usiadł obok Damiena, pozostawiając Erika stojącego samotnie i patrzącego na mnie z góry.

– No mów, kochanie – Damien znów poklepał mnie po ramieniu. – Teraz jesteśmy w komplecie. Możesz nam powiedzieć, co się stało.

Nie mogłam wykrztusić słowa. Siedziałam jak skamieniała, wpatrując się w Erika. Jego twarz była piękną, lecz nieczytelną maską – przynajmniej dopóki się nie odezwał, bo wtedy beznamiętność przeszła w niesmak, a jego głęboki, wyrazisty głos kipiał szyderstwem.

– Sama im powiesz, k o c h a n i e, czy ja mam to zrobić?

Chciałam coś powiedzieć, zawołać, żeby przestał, błagać go o wybaczenie, skomleć, że miał rację, a ja myliłam się tak bardzo, że aż mnie od tego zemdliło. Ale zdołałam tlyko wyszeptać "nie" tak cichutko, że Damien chyba nawet nie usłyszał.

Wkrótce się zorientowałam, że nawet gdybym krzyczała, niczego by to nie zmieniło. Erik przyszedł tu, żeby się na mnie odegrać, i nic nie mogło go przed tym powstrzymać.

– Dobrze. Więc ja im powiem. – Zmierzył każde z nich zimnym spojrzeniem. – Nasza Zoey pieprzy się z Lorenem Blakiem.

– Co?!! – wykrzyknęły chórem Bliźniaczki.

– Niemożliwe – rzekł Damien.

– Nieee… – wyjąkał Jack.

Afrodyta milczała.

– A jednak. Widziałam ich. Dziś. W sali rekreacyjnej. Wiecie, wtedy, kiedy wy myśleliście, że jest taka przygnębiona z powodu mojej Przemiany. No właśnie, Zoey, strasznie byłaś przygnębiona. tak bardzo, że aż musiałaś ssać krew Blake'a i ujeżdżać go jak konia.

– Lorena Blake'a? – wykrztusiła z absolutnym niedowierzaniem Shaunee.

– Pana Ponętnego? Faceta, którego przez cały semestr miałyśmy ochotę zjeść jak czekoladkę? – Erin rzuciła mi zdumione, przerażone spojrzenie, idealnie współgrające z tonem jej Bliźniaczki. – Pewnie uważałaś nas za kompletne debilki!

– Właśnie. Czemu nic nie powiedziałaś? – zapytała Shaunee.

– Bo gdyby wam wyznała, jak bardzo się k o c h a j ą, nie byłybyście takie zachwycone, widząc, jak mnie wykorzystuje i udaje, że jesteśmy razem, żeby tylko móc się potajemnie spotykać z Blakiem. Poza tym pewnie się ciszyła, że robi was w konia – dodał wrednie Erik.

– Nie wykorzystywałam cię – powiedziałam do niego zaskoczona siłą własnego głosu. – A z was nigdy się nie śmiałam. Przysięgam – zapewniłam Bliźniaczki.

– Taaa, jakby twoje słowo było coś warte – prychnął Erik. – To kłamliwa dziwka. Wykorzystała was wszystkich tak samo jak mnie.

– W porządku – rzekła Afrodyta. – A teraz ty się zamknij.

Parsknął śmiechem.

– Rany, ale odjazd. Jedna dziwka broni drugiej.

Afrodyta zmrużyła oczy i uniosła prawą rękę. Gałęzie dębu będące najbliżej Erika gwałtownie śmignęły w dół, wydając ostrzegawcze skrzypienie łamanego drewna.

– Chyba nie chcesz znowu mnie zdenerwować, co? – zapytała. – Niby tak się troszczysz o Zoey, a rzuciłeś się na nią jak wyleniały pies, bo zraniła twoje małe ego. Coś o tym wiem, więc mogę zapewnić, że naprawdę jest ono malutkie. Zrobiłeś, co chciałeś, a teraz wypad stąd.

Błękitne oczy Erika znów powędrowały w moją stronę i przez moment dostrzegłam w nich dawnego wspaniałego faceta, który niemal się we mnie zakochał, ale po chwili obecny w jego spojrzeniu ból zabił resztki łagodności.

– Nie ma sprawy. Spadam – oznajmił i oddalił się.

Spojrzałam na Afrodytę.

– Dzięki – mruknęłam.

– Nie ma za co. Pamiętam, jak to jest, kiedy człowiek robi coś kompletnie pojebanego i wszyscy w kółko mu to wypominają.

– Naprawdę byłaś z Blakiem? – zapytał Damien.

Skinęłam głową.

– Ja pier… – zaczęła Shaunee.

– …dzielę – dokończyła Erin.

– On jest naprawdę bardzo przystojny – wtrącił Jack.

Wzięłam głęboki oddech.

– Loren Blake to największy pierdolony palant, jakiego znam! – wypaliłam.

– Łał. Zaklęłaś – zauważyła Afrodyta.

– Chodziło mu tylko o seks? – próbował zgadywać Damien, znów klepiąc mnie po ramieniu.

– Niezupełnie. – Umilkłam i przetarłam dłonią twarz, jakbym przywoływała jakś magię, która pomoże mi znaleźć właściwe słowa. Czas powiedzieć im o Stevie Rae. Żałowałam, że nie miałam czasu przećwiczyć swojego wystąpienia. Zerknęłam na Afrodytę, pochwyciłam jej wzrok i poczułam idiotyczne zadowolenie z jej obecności. Ona przynajmniej mogła potwierdzić moją prawdomówność, może nawet pomóc Damienowi i Bliźniaczkom w zrozumieniu sytuacji.

Nagle od strony muru za moimi plecami dobiegł dziwny dźwięk. Nie byłam pewna, czy rzeczywiście go słyszę, póki Damien nie spojrzał mi przez ramię.

– Co to? – zapytał.

– Furtka! – rzekła Afrodyta. – Otwiera się!

Potworne przeczucie schwyciło mnie za gardło. Wstałam właśnie, wywołując głośny protest Nali i zdziwione spojrzenia Bliźniaczek, gdy zza otwierającej się furtki dobiegł głos Stevie Rae.

– Zoey? To ja!

Rzuciłam się do furtki wrzeszcząc:

– Nie, Stevie Rae! Zostań tam!!!

Ona jednak zdążyła wejść i przyglądała mi się ze zmarszczonym czołem.

– Zoey, przecież… – zaczęła, po czym zamarła, dostrzegając pozostałych.

Stojąca obok mnie na ziemi Nala prychnęła gniewnie i rzuciła się na Stevie Rae, sycząc i plując jak wściekła bestia. Na szczęścia miałam dość refleksu, żeby ją złapać, nim doskoczyła do ofiary.