– Nala, nie! To Stevie Rae! – zawołałam, walcząc z kotką i usiłując nie dać się podrapać ani pogryźć. Stevie odskoczyła i przykucnęła przyczajona w cieniu pod murem. Jedyną jej częścią, którą widziałam wyraźnie, były rozjarzone czerwone oczy.
– Stevie Rae? – zdławionym głosem odezwał się Damien.
– Spokój, Nala! – rozkazałam kotce, odrzucając ją i podchodząc do Stevie. Nie uciekła, ale sprawiała wrażenie, jakby w każdej chwili mogła to zrobić. Wyglądała fatalnie. Twarz miała wychudłą i bladą, włosy skudlone i matowe. Tylko rozjarzone czerwone oczy wyglądały zdrowo. A wiedziałam już, że ro nie jest dobry znak.
– Jak się czujesz? – zapytałam cichym, spokojnym głosem.
– Kiepsko – odparła, zezując ponad moim ramieniem i krzywiąc się. – Trudno mi znowu na nich patrzeć, zwłaszcza teraz, gdy czuję, że tracę kontakt.
– Nie stracisz go – powiedziałam stanowczo. – Weź się w garść. Oni o tobie nie wiedzą.
– Nie powiedziałaś im? – Wyglądała, jakbym ją spoliczkowała.
– Długa historia – ucięłam szybko. – Czemu przyszłaś?
Zmarszczyła brwi.
– Napisałaś mi eskę, żebyśmy się tu spotkały.
Zamknęłam oczy, by odeprzeć kolejną falę bólu. Loren. Zabrał mój telefon. Wysłał wiadomość do Stevie. Albo, co bardziej prawdopodobne, zrobiła to Neferet. Nie wiedziała, że tu będę, ale dzięki Lorenowi dowiedziała się, że moi przyjaciele nie mają pojęcia o Stevie Rae. I że Loren wcale nie zamierzał przestrzegać Erika, by nikomu o nas nie mówił. Nie wątpiła, że chłopak wpadnie w amok i opowie całemu światu, a przynajmniej naszej ekipie, co zobaczył. Przyłapanie w campusie Stevie Rae byłoby ujawnieniem kolejnej mojej tajemnicy. Już słyszałam, jak wszyscy sobie myślą: "Czy zdołamy jeszcze kiedyś zaufać Zoey?", i czułam, jak się ode mnie oddalają.
Dwa punkty dla Neferet. Zero dla Zoey.
Wzięłam Stevie Rae za sztywną rękę i choć musiałam ją mocno ciągnąć, ruszyłyśmy razem tam, gdzie stali Damien, Bliźniaczki, Jack i Afrodyta. Czworo z nich gapiło się na Stevie z rozdziawionymi ustami. Pomyślałam, że powinnam to załatwić, zanim otoczą nas wampirscy wojownicy i cała cholerna szkoła wszystkiego się dowie, a moje życie lgnie w gruzach.
– Stevie Rae nie jest martwa – powiedziałam.
– Jestem – zaprzeczyła.
Westchnęłam.
– Daj spokój, nie zaczynajmy od nowa tej samej kłótni. Chodzisz i mówisz. Masz materialne ciało. – Uniosłam nasze złączone dłonie, by to zademonstrować. – Więc jak możesz być martwa?
W trakcie przemawiania usłyszałam szlochy. To Bliźniaczki. Wciąż gapiły się na Stevie Rae, ale stały przytulone i płakały jak dzieci. Zaczęłam coś do nich mówić, lecz Damien mi przerwał.
– Jak to?… – Blady jak ściana, z wahaniem zrobił krok naprzód. – Jakim cudem?…
– Umarłam. – Jej głos był równie bezbarwny i pozbawiony życia jak twarz Damiena. – Potem obudziłam się w takiej postaci, czyli, na wypadek gdybyście tego nie dostrzegli, odrobinę zmieniona.
– Zabawnie pachniesz – odezwał się Jack.
Zwróciła ku niemu swoje rozjarzone oczy.
– A ty pachniesz jak obiad.
– Przestań! – Szarpnęłam ją za rękę. – To twoi przyjaciele. Nie powinnaś ich starszyć.
Wyrwała mi się.
– Od początku usiłuję ci to wytłumaczyć, Zoey. To nie są moi przyjaciele. Ty też nie. Po tym co się ze mną stało, już nie. Wiem, że wydaje ci się, że potrafisz to naprawić, ale przyszłam tu dziś tylko po to, żeby ci powiedzieć, że to musi się skończyć. Więc albo napraw mnie raz a dobrze, albo zostaw w spokoju i pozwól mi dokończyć moją przemianę w to coś, czym mam się stać.
– Nie mamy na to czasu. Neferet rzuciła na obszar szkoły czar, dzięki któremu dowiaduje się, gdy ktokolwiek, człowiek, wamp czy adept, przychodzi tu albo stąd wychodzi. Przekroczyłaś granicę, więc lada chwila pojawią się tu Synowie Ereba. Więc lepiej stąd znikaj, a ja przyjadę do ciebie, jak będę mogła, i dokończymy to.
– Wybacz, że się z tobą nie zgodzę, Zoey, chociaż miałaś naprawdę parszywą noc – odezwała się Afrodyta – ale nie sądzę, żeby wojownicy mieli się tu zjawić, bo Neferet wcale nie wie, że Stevie Rae tu jest.
– Co? – zdziwiłam się.
– Afrodyta ma rację – rzekł powoli Damien, jakby jego mózg stopniowo tajał i zaczynał pracować. – Czar informuje Neferet o przekroczeniu granicy przez człowieka, adepta lub wampira. Stevie Rae nie należy do żadnej z tych kategorii, więc czar jej nie dotyczy.
– Co ona tu robi? – zapytała Stevie Rae, wpatrując się w Afrodytę płonącymi oczyma.
Tamta spojrzała na nią z politowaniem, ale zauważyłam, że na wszelki wypadek cofnęła się o parę kroków.
A potem Bliźniaczki nagle podbiegły do Stevie Rae, wciąż cichutko łkając, choć chyba nawet o tym nie wiedząc.
– Żyjesz! – powiedziała Shaunee.
– Tak nam ciebie brakowało! – dodała Erin.
Otoczyły ją ramionami, a ona stała bez ruchu niczym posąg. W pewnym momencie do obejmującej się gromadki dołączył Damien. Stevie Rae nie zmiękła. Nie odwzajemniła uścisku. Zamknęła oczy i stała jak kłoda. Ale spod powieki wypłynęła jej jedna czerwonawa łza i stoczyła się po policzku.
Rozdział dwudziesty szósty
– Musicie mnie teraz puścić. – Stevie Rae mówiła chropawym, napiętym głosem, zupełnie jak nie ona. Efekt był więc murowany: Damien i Bliźniaczki natychmiast wypuścili ją z objęć.
– Naprawdę śmiesznie pachniesz – mruknęła Shaunee, usiłując uśmiechnąć się przez łzy.
– Właśnie. Nie żebym była złośliwa czy coś – dodała Erin.
– Ale nam to nie przeszkadza – zapewnił Damien.
– Hej, wy tam, z kółka wzajemnej adoracji, którzy wciąż żyjecie – przerwała im Afrodyta cały czas siedząca pod dębem. – Proponuję wam odsunąć się od panny zombie. Ona gryzie.
– Sama gryziesz! – fuknęła Shaunee.
– Pindo jedna! – dodała Erin.
– Mówi prawdę – odezwała się Stevie Rae. I przeniosła wzrok na mnie. – Wytłumacz im.
– Stevie Rae ma problem z krwią – powiedziałam. – Musi ją pić. Inaczej odwala jej na całego.
Afrodyta prychnęła.
– Powiedz prawdę – nalegała Stevie Rae.
Westchnęłam zrezygnowana i podałam skróconą wersję.
– Należy do grupy adeptów, którzy umarli, a potem powrócili w takiej postaci. To oni w zeszłym miesiącu zabili tych piłkarzy z Union i prawie wykończyli Heatha. Ratując go, natknęłam się na Stevie Rae. Ale ona jest inna niż pozostali. Zachowała część człowieczeństwa.
– Która jej się wymyka – wtrąciła swoje trzy grosze Afrodyta.
Spojrzałam na nią groźnie.
– Można tak powiedzieć. Musimy więc wyleczyć Stevie, żeby znów była taka jak przedtem.
Bliźniaczki i Damien milczeli przez chwilę, która wydawała mi się nieskończonością.
– Wiedziałaś o tym od miesiąca i żadnemu z nas nic nie powiedziałaś? – zapytał w końcu Damien.
– Pozwoliłaś nam myśleć, że Stevie Rae nie żyje – dodała Shaunee.
– Udawałaś, że sama w to wierzysz – uzupełniła Erin.
– Debile! Nie mogła wam powiedzieć. Nie macie pojęcia, jakie siły maczały w tym palce – zniecierpliwiła się Afrodyta.
– Gadasz jak w podrzędnym filmie SF – burknęła Shunee.
– Właśnie. Nie nabierzesz nas, franco – poparła ją Erin.
– Wiedziałaś o tym od miesiąca i żadnemu z nas nic nie powiedziałaś – powtórzył Damien, tym razem nie w formie pytania.
– Afrodyta ma rację – broniłam się. – Z pewnych względów nie mogłam wam powiedzieć. – I nadal musiałam milczeć. Dla własnego dobra nie powinni wiedzieć, że za tym wszystkim stoi Neferet. Nawet gdyby mieli mnie za to znienawidzić.