– Nie obchodzi mnie, co mówi Afrodyta. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Najlepszymi. Powinnaś była nam powiedzieć – upierał się Damien.
– „Z pewnych względów”? – prychnęła Erin. – Wygląda na to, że Afrodyta jest jednym z nich!
– A czy „pewne względy” też cię zmuszały do trzymania w tajemnicy Lorena? – zapytała Shaunee ostrożnie, patrząc na mnie zmrużonymi oczyma.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam, jak się ode mnie oddalają, a najgorsze w tym wszystkim było to, że sama sobie byłam winna.
– Jak mamy ci ufać, skoro ukrywasz przed nami ważne rzeczy? – Damien jak zwykle podsumował uczucia całej paczki jednym prostym zdaniem.
– Wiedziałam, że to zły pomysł – wycharczała Stevie Rae. – Spadam stąd.
– I co? Idziesz sobie schrupać parę duszyczek i sterroryzować setki innych? – zakpiła Afrodyta.
Stevie Rae odwróciła się gwałtownie i warknęła na nią.
– Może powinnam zacząć od ciebie, wiedźmo.
– Jezu, wrzuć na luz. Ja tylko pytałam. – Afrodyta starała się mówić nonszalancko, ale dostrzegłam w jej oczach lęk.
Znów schwyciłam Stevie Rae za rękę i trzymałam mocno, gdy próbowała się wyrwać. Ignorując jej wysiłki, spojrzałam na Damiena, a potem na Bliźniaczki.
– Pomożecie mi ja uleczyć czy nie?
Przez chwilę milczeli.
– Ja tak – odparł po krótkim wahaniu Damien – ale już ci nie ufam…
– Jak wyżej – dodały jednogłośnie Bliźniaczki.
Mój żołądek ponownie zbił się w twarda kulę. Miałam ochotę osunąć się na trawę, płakać i wołać błagalnie: „Nie przestawajcie mnie lubić! Nie przestawajcie mi ufać!”, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Jakkolwiek na to patrzeć, mieli rację. Pokiwałam głową.
– Dobra – powiedziałam. – Utworzymy krąg i uleczymy ja.
– Nie mamy świec – zauważył Damien.
– Mogę po nie polecieć – zaoferował się Jack. Mówił do Damiena, unikając mojego wzroku.
– Nie. Szkoda czasu – powstrzymałam go. – I nie potrzebujemy ich. Potrafimy przywołać żywioły. Świece mają tylko charakter obrzędowy. – Zamilkłam. – Myślę jednak, że powinieneś odejść, Jack – dodałam. – Nie jestem pewna, co tu się będzie działo, a nie chcę ryzykować, że coś ci się stanie.
– N…no dobra – zająknął się, po czym włożył ręce do kieszeni o oddalił się wolno.
– Wygląda na to, że dziś kończymy z obrzędami – rzekł Damien, spoglądając na mnie surowo.
– Taaa, i z paroma innymi rzeczami. – Shaunee patrzyła na mnie, ale sprawiała wrażenie obcej osoby. Erin skinęła głową, zgadzając się z nią bezgłośnie, lecz całkowicie.
Zacisnęłam zęby, by nie zawyć z bólu, smutku i trwogi. Przyjaciele byli dla mnie wszystkim. Jeśli ich stracę, jak uda mi się przetrwać? Jak zdołam stawić czoło Neferet? Jak skonfrontuję się z Lorenem? Jak sobie poradzę z utratą Heatha i Erika?
I wtedy przypomniałam sobie coś, co wyczytałam w jednej ze stęchłych ksiąg, które studiowałam w poszukiwaniu magicznego remedium na dolegliwość Stevie Rae. Pod portretem pięknej, groźnej starszej kapłanki Amazonek widniał cytat z jej słowami: „Bycie wybranką naszej bogini to przywilej, ale i udręka”.
Właśnie zaczynałam rozumieć, co miała na myśli ta starożytna kapłanka Nyks.
– Robimy to czy będziemy tak stać??! – zawołała Afrodyta.
Wzięłam się w garść.
– Robimy. Północ jest tu. – Wskazałam drzewo, pod którym siedziała. – Zajmijcie miejsca. – Nadal trzymając Stevie Rae za nadgarstek, weszłam do środka tworzącego się kręgu.
– Jeśli mnie nie puścisz, to jak zajmę miejsce ziemi? – zapytała Stevie Rae.
Spojrzałam w jej czerwone oczy, starając się dostrzec ślad swojej najlepszej przyjaciółki, ale widziałam tylko chłodna nieznajomą.
– Nie będziesz ziemią. Staniesz ze mną w środku- powiedziałam.
– No to kto uzupełni krąg? Jack już poszedł, a poza tym nie jest… – Urwała i jej wzrok powędrował ku głównemu punktowi kręgu, w którym stała Afrodyta. – Nie! – syknęła. – Nie ona!
– Oj, skończ z tym! – zawołałam, aż żywioły zawirowały w powietrzu, reagując na mój gniew i frustrację. – Afrodyta reprezentuje ziemię. Przykro mi, ze to ci się nie podoba. Cholernie mi przykro z powodu mnóstwa rzeczy, na które nie mogę nic poradzić. Po prostu musisz się z nimi pogodzić, tak samo jak ja. A teraz stan tu i bądź cicho. Zobaczymy, czy nam się uda.
Wiedziałam, ze wszyscy się we mnie wpatrują. Bliźniaczki i Damien oskarżycielskim obcym wzrokiem, a Stevie Rae z gniewem i autentyczną nienawiścią, choć nie wiedziałam, czy skierowaną tylko przeciw Afrodycie czy przeciw nam obu. Afrodyta stała w północnym krańcu kręgu, z niepokojem obserwując Stevie.
Super. Idealna atmosfera dla uczczenia bogini.
Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich, długich oddechów, aby się skoncentrować. Nyks, wiem, że strasznie namieszałam, ale proszę, bądź przy mnie i moich przyjaciołach. Uzdrowienie Stevie Rae jest ważniejsze niż nasze głupie kłótnie. Neferet chciała mnie poróżnić z przyjaciółmi, bo dzięki temu oddaliłaby mnie także od ciebie. Ja jednak nie przestanę ci ufać… i wierzyć w ciebie. Nigdy.
Otworzyłam oczy i podeszłam energicznie do Damiena. Zazwyczaj witał mnie uroczym uśmiechem, ale teraz patrzył na mnie z uwagą, lecz bez sympatii.
– Jako terminująca starsza kapłanka naszej bogini Nyks wykorzystuję jej potęgę i władzę, by przywołać do kręgu pierwszy żywioł, wiatr! – powiedziałam silnym, wyraźnym głosem, unosząc ręce nad głowę podczas wypowiadania nazwy żywiołu, i z niewyobrażalną ulgą przywitałam porywisty wiatr, który uderzył w Damiena i we mnie, unosząc nam włosy i łopocząc ubraniami. Obróciłam się w prawo i podeszłam da Shaunee.
Nie spodziewałam się wylewnego powitania i nie pomyliłam się. Ciemne oczy dziewczyny obserwowały mnie nieufnie. Milczała. Odsunęłam od siebie rozpacz wywołaną jej odtrąceniem i przywołałam ogień.
– Jako terminująca starsza kapłanka naszej bogini Nyks wykorzystuję jej potęgę i władzę, by przywołać do swego kręgu drugi żywioł, ogień!
Prawie nie czekając, Az poczuję na skórze jego żar, szybko przeszłam do Erin, równie milczącej i powściągliwej jak jej poprzedniczka.
– Jako terminująca starsza kapłanka naszej bogini Nyks wykorzystuję jej potęgę i władzę, by przywołać do swego kręgu trzeci żywioł, wodę!
Odwróciłam się od zapachu morza i podeszłam do Afrodyty. Spokojnie spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się ponuro.
– Szlag trafia, jak przyjaciele cie olewają, co? – zapytała cicho, żeby nikt oprócz mnie nie usłyszał.
– Taaa… – odszepnęłam. – Żałuję, że swego czasu przez mnie twoi cię olali.
– E tam. – Pokręciła głową. – Nie przez ciebie, tylko przez moje idiotyczne decyzje. Ty masz teraz to samo.
– Dzięki, że mi o tym przypominasz – zakpiłam.
– Ja tylko niosę pomoc – odparła. Ale lepiej się spiesz. Stevie Rae traci formę.
Nie musiałam się obracać, by wiedzieć, że to prawda. Czułam narastające rozdrażnienie Stevie Rae. Przypominała mocno naciągnięta gumkę, która w każdej chwili może się zerwać i w coś strzelić.
– Jako terminująca starsza kapłanka naszej bogini Nyks wykorzystuję jej potęgę i władzę, by przywołać do swego kręgu czwarty żywioł, ziemię!
Owionęły nas słodkie, ożywcze aromaty wiosennej łąki. Uśmiechnęłam się i… gdy się odwróciłam, by wrócić do środka i przywołać ducha w celi zakończenia kręgu, Stevie Rae pękła.
– Nie! – warknęła z taka furią i rozpaczą, ze ledwie ja zrozumiałam – Ona nie może być ziemią! Ja nią jestem! Tylko tyle ze mnie zostało! Nie pozwolę, żeby mi to zabrała!