– Nie dostałaś mojej kartki? – suchy ton mamy zaczął się załamywać pod wpływem mojego spojrzenia.
– Tak, mamo. Dostałam.
– Widzisz, myślałam o tobie.
– Dobrze, mamo.
– Wiesz, mogłabyś zadzwonić czasem do swojej matki- powiedziała trochę płaczliwie.
Westchnęłam.
– Przepraszam, mamo. W szkole było trochę zamieszania w związku z końcem semestru i w ogóle.
– Mam nadzieję, że dostajesz dobre stopnie w tej szkole.
– Dostaje, mamo. – sprawiła, że poczułam się smutna, samotna i zła w tym samym czasie.
– Więc, dobrze. – Mama wytarła oczy i zaczęła krzątać się w koło z paczkami, które kupiła. Widocznie wymuszonym wesołym głosem dodała, – Dalej, usiądźmy. Zoey, za minutkę możesz pójść do Starbucksa i przynieść nam coś do picia. To dobrze, że twoja babcia mnie zaprosiła. Jak zwykle, nikt nie pomyślał by przynieść tort.
Usiadłyśmy, a mama zaczęła zmagać się z taśmą na pudelku z piekarni. Gdy była zajęta, babcia i ja wymieniłyśmy spojrzenie całkowitego zrozumienia. Wiedziałam, że nie zaprosiła mamy, a ona wiedziała, że całkowicie nienawidziłam tortu. Szczególnie taniego, przesłodzonego tortu zamawianego w piekarni przez mamę.
Z rodzajem chorobliwej fascynacji, zwykle zarezerwowanej na gapienie się na wraki samochodów, patrzyłam jak mama otwiera pudełko z piekarni i odsłania małe, kwadratowe, jednowarstwowe białe ciasto. Zwyczajowy napis Wszystkiego Najlepszego napisano na czerwono, dopasowując go do poinsecji (gwiazd betlejemskich) umieszczonych w rogach. Całość wykańczał zielony lukier.
– Czyż nie wygląda dobrze? Miło i świątecznie, – powiedziała mama, próbując oderwać naklejkę informującą o przecenie z przykrywki pudełka. Nagle zamarła i spojrzała na mnie rozszerzonymi oczami. – Ale wy już nie świętujecie Bożego Narodzenia, prawda?
Odnalazłam fałszywy uśmiech, którego wcześniej używałam i na nowo naniosłam go na twarz. – Świętujemy Yule, lub inaczej przesilenie zimowe, które było dwa dni temu.
– Założę się, że kampus pięknie teraz wygląda.- babcia uśmiechnęła się do mnie i pogłaskała mnie po dłoni.
– Dlaczego kampus miałby wyglądać pięknie? – powrócił suchy ton mamy. – Jeśli nie obchodzą świąt, dlaczego mieliby udekorować świąteczne drzewka?
Babcia wyprzedziła mnie z wyjaśnieniem. – Lindo, Yule obchodzono na długo przed Bożym Narodzeniem. Starożytni ludzie dekorowali świąteczne drzewka. – wypowiedziała te słowa z lekko sarkastyczną intonacją, – od tysiącleci. To chrześcijanie zaadaptowali tą tradycję od pogan, nie na odwrót. Właściwie, kościół wybrał dwudziesty-piąty grudnia na dzień narodzin Jezusa, by pokrywał się z odchodami przesilenia zimowego. Czy pamiętasz, że gdy dorastałaś obtaczałyśmy szyszki w maśle orzechowym, nawijałyśmy razem z jabłkami, popcornem i żurawiną, i dekorowałyśmy drzewo na zewnątrz domu, które zawsze nazywałam naszym Yulowym drzewem, razem ze świątecznym drzewkiem w domu. – babcia uśmiechnęła się do córki na poły smutno, na poły nerwowo zanim odwróciła się do mnie, – Więc przybraliście drzewa na kampusie?
Pokiwałam głową.
– Ta, wyglądają niesamowicie, a ptaki i wiewiórki całkowicie zbzikowały.
– Cóż, dlaczego nie otwierasz prezentów, potem możemy wziąć ciasto i kawę? – powiedziała moja mama, zachowując się jakbyśmy z babcią nigdy nie rozmawiały.
Babcia pojaśniała. – Tak, czekałam miesiąc, żeby ci to dać. – schyliła się i wyciągnęła dwa prezenty spod stołu po swojej stronie. Pierwszy był duży i nakryty kolorowym świecącym (i całkowicie nie świąteczny) papierem pakowy. Drugi miał rozmiar książki i pokryty był kremową bibułką, jaką dostaje się w modnych butikach. – Ten otwórz jako pierwszy. – babcia przysunęła mi nakryty prezent, a ja chętnie go odpakowałam, by znaleźć w środku magię mojego dzieciństwa.
– Oh, babciu! Tak bardzo ci dziękuję! – przycisnęłam twarz do jasno kwitnącej lawendy posadzonej w glinianej doniczce i wciągnęłam powietrze. Wspaniały aromat ziół przyniósł za sobą wizję leniwych letnich dni i pikników z babcią. – Jest idealny. – powiedziałam.
– Musiałam wyhodować ją w szklarni by mogła dla ciebie zakwitnąć. Oh, i potrzebujesz tego.- babcia wręczyła mi papierowa torbę. – Jest tu lampa używana do hodowli i oprawa na nią, więc będziesz pewna, że roślina dostaje wystarczającą ilość światła bez potrzeby otwierania zasłon w twojej sypialni i ranienia oczu.
Uśmiechnęłam się do niej szeroko. – Myślisz o wszystkim. – Spojrzałam na mamę i zobaczyłam, ze na ma twarzy puste spojrzenie, co jak wiedziałam oznaczało, że chciałaby być gdzieś indziej. Chciałam ja zapytać czemu w ogóle kłopotała się by przyjść, ale ból ścisnął mi gardło, co mnie zaskoczyło. Myślałam, że wyrosłam ponad jej zdolność ranienia mnie. Wyglądało na to, że pomimo siedemnastu lat nie byłam tak dorosła jak to sobie wyobrażałam.
– Tutaj, Zoey ptaszyno, przyniosłam ci jeszcze jedna rzecz. – powiedziała babcia, wręczając mi prezent zawinięty w bibułkę. Mogłam powiedzieć, że zauważyła kamienne milczenie mamy i, jak zwykle, starała się przejąć gówniane obowiązki rodzicielskie swojej córki.
Przełknęłam ciężar zalęgający w moim gardle i rozpakowałam prezent by odkryć oprawiona w skórę książkę, która jak zobaczyłam była stara i brudna. Wtedy zauważyłam tytuł i sapnęłam. – Drakula! Dałaś mi starą kopię Drakuli!
– Spójrz na stronę z prawami autorskimi, kochanie. – powiedziała babcia, oczy błyszczały jej z zadowolenia.
Odwróciłam stronę wydawnictwa i nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. – Mój Boże! To jest pierwsze wydanie!
Babcia śmiała się wesoło. – Przewróć kilka stron.
Zrobiłam to i znalazłam podpis Stokera nabazgrany wzdłuż dołu strony tytułowej i datowany na styczeń 1899 roku.
– To podpisane pierwsze wydanie! Musiało kosztować masę pieniędzy! – zarzuciłam ramiona wokół babci i przytuliłam ją.
– Właściwie, znalazłam ją w podupadłym sklepie z używanymi książkami, który zbankrutował. To była kradzież. Mimo wszystko, to tylko pierwsza edycja amerykańskiego wydania Stokera.
– To jest super, nie do uwierzenia, babciu! Bardzo ci dziękuję.
– No cóż, wiem jak bardzo kochasz tą starą przerażającą opowieść, a w świetle obecnych wydarzeń pomyślałam, że byłoby ironicznie zabawne gdybyś miała podpisane wydanie. – powiedziała babcia.
– Wiedziałaś, że Bram Stoker był skojarzony z wampirem, i to dlatego napisał książkę? – wyrzucałam z siebie, gdy ostrożnie przekręcałam cienkie kartki, sprawdzając stare ilustracje, które były, w rzeczy samej, przerażające.
– Nie miałam pojęcia, że Stoker miał związki z wampirami, – powiedziała babcia.
– Nie nazwałabym ugryzienie przez wampira a potem pod bycie wpływem zaklęcia, związkiem, – powiedziała moja matka.
Babcia i ja spojrzałyśmy na nią. Westchnęłam.
– Mamo, jest możliwe żeby człowiek i wampir stworzyli związek. Właśnie o to chodzi w skojarzeniu. – No cóż, chodzi także o żądze krwi i trochę pożądania, oraz psychiczne połączenie, które może być nieco rozpraszające, wszystko to wiem z doświadczenia z Heathem. Ale nie zamierzałam wspominać o tym mojej mamie.