Выбрать главу

PAPAZJAN: Nie pieprz; bracie.

12

Proces zdrowienia posuwał się stopniowo. Zapadła noc, a po niej nastał dzień. Nadszedł tydzień podporządkowany miesiącowi. Hal miewał przebłyski świadomości, które doktor Kardoman witał owacyjnie i które Ellen odnotowywała w manuskrypcie pod tytułem Powrót z Otchłani Kosmosu: Relacja Pewnej Kobiety z Jej Życia z Mężczyzną, Który Wierzył, że Pochodzi z Aldebarana.

13

Pewnego dnia Hal rzekł do doktora Kardomana:

— Wie pan co, zdaje mi się, że wraca mi pamięć.

— Hmmm — zauważył doktor Kardaman.

— Z mieszanymi uczuciami przypominam sobie, że kiedy miałem osiem lat, podawałem kakao żelaznemu flamingowi na trawniku w domu rodziców, niedaleko zagajnika, w którym wraz z Mavis Healey dokonywaliśmy wspaniałych i wstydliwych eksperymentów; niecałe sto jardów dalej rzeka Chesapeake wpadała nieodwołalnie w galaretowate głębiny Zatoki Chesapeake.

— Pamięć ekranowa — podsumował Kardaman, skonsultowawszy się z materiałami, które zestawiła dla niego Ellen. — W wieku lat ośmiu mieszkał pan w Youngstown, stan Ohio.

— O cholera — powiedział Papazjan.

— Nie szkodzi, zmierza pan w dobrym kierunku — pocieszył go Kardoman. — Każdy ma pamięć ekranową, zawierającą lęki i przyjemności wszystkich prawdziwych doświadczeń, które należy chronić przed buntującą się przeciwko nim psychiką.

— Czułem, że to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe — powiedział Papazjan.

— Proszę niczego nie przekreślać. Pańska pamięć ekranowa bardzo nam pomogła.

— Bardzo pan uprzejmy — podziękował Hal.

— A teraz wracajmy pod starą dobrą tablicę psychiki.

14

Wyrywał się z rozmaitymi wspomnieniami: a to lata młodzieńcze, które spędził jako chłopiec kabinowy na brytyjskiej kanonierce patrolującej Yangtse; a to szóste urodziny obchodzone w Pałacu Zimowym w St. Petersburgu; a to dwudziesty piąty rok życia; kiedy pracował jako kucharz od małych dań w Klondike.

Wszystko to były wspomnienia niewątpliwie ziemskie, tylko całkiem nie te, których oczekiwał doktor Kardoman.

15

Ni stad, ni zowąd, pewnego pięknego dnia u drzwi pojawił się domokrążny sprzedawca szczotek i zażądał rozmowy z „panią domu”.

— Wyszła, nie będzie jej jeszcze parę godzin — powiedział Papazjan. Ma dzisiaj lekcję demotycznej greki a potem zajęcia z intaglio.

— Doskonale — powiedział komiwojażer. — Tak naprawdę to chciałem się widzieć z panem.

— Nie potrzebuję szczotek — rzek Papazjan.

— A pies z nimi tańcował! Jestem pańskim wakacyjnym oficerem łącznikowym, przybywam, żeby pana poinformować, że odlatujemy dokładnie za cztery godziny.

— Odlatujemy?

— Wszystko co dobre ma swój koniec, nawet wakacje.

— Wakacje?

— Daj pan spokój — zniecierpliwi się komiwojażer. — Cholery można dostać z tymi Aldebarańczykami.

— A pan skąd!

— Z Arcturusa. My na Arcturusie posługujemy się solidniejszą psychiką, nie pozwalamy sobie na luki pamięciowe.

— My Aldebarańczycy zawsze chętnie pozwalamy sobie na luki pamięci — przyznał Papazjan.

— Dlatego właśnie ja jestem oficerem łącznikowym, a pan turystą. Przyjemnie się pan bawił z tubylcami?

— Jednego nawet zdaje się poślubiłem, raczej jedną — odparł Papazjan — A ściślej mówiąc, jestem chyba sparzony z jedną taką, której poprzedni samiec wyglądał dokładnie tak jak ja.

— Nasza robota — wyjaśnił Arcturianin. — Autentyczne ziemskie stadło — to był punkt pańskiego programu turystycznego. Idzie pan?

— Melon, bidulka, bardzo się zmartwi.

— Jej imię brzmi Ellen. Jak większość Ziemian, poświęca swój czas głównie zamartwianiu się. Nie mogę pana zmusić do powrotu. Jeżeli decyduje się pan zostać, następny statek do domu będzie pan miał za jakieś pięćdziesiąt-sześćdziesiąt lat.

— A niech to szlag trafi — powiedział Papazjan. — Zobaczymy, kto pierwszy dotrze do statku!

16

Statek kosmiczny był tak sprytnie pomyślany, że wyglądał jota w jotę jak miejscowość Fairlawn, stan New Jersey. Prawdziwe Fairlawn, stan New Jersey, przeniesiono w całości do prowincji Rajasthan w Indiach. Nikt nie dostrzegł różnicy, poza Izraelitami, którzy natychmiast przysłali rabina, eksperta od guerilli.

— Ale ja ciągle niczego nie pamiętam — pożalił się Hal wakacyjnemu oficerowi łącznikowemu.

— To naturalne. Bank pamięci zostawił pan w skrytce na pokładzie statku.

— Po co to zrobiłem?

— Żeby się nie czuć wyobcowanym. Pańskie dawne wspomnienia nakładają się jak ulał na bieżące. Pomogę panu je posegregować.

Wszyscy byli na pokładzie cali i zdrowi, za wyjątkiem kilku nieuniknionych ofiar bójek w portach Południowej Ameryki. Owych nieszczęśników miano rekonstytuować w terminie późniejszym. Poza kacem nie pozostanie im nic z przykrych doświadczeń.

Statek wystartował równo o północy. Przelot odnotował Korpus Obserwacyjny Amerykańskich Sił Powietrznych w Scrapple, stan Pennsylwania. Obraz radarowy zinterpretowano jako potężną akumulację mieszaniny gazów przy jednoczesnym przelocie licznego stada jaskółek.

Mimo dokuczliwego kosmicznego chłodu Hal wytrwał przy burcie patrząc, jak Ziemia niknie w oddali. Wracał do codziennego kieratu fotonomicznego konfiguratora systemów cząstkowych, do żon i dzieciaka, do wszechobecnej rdzy i liszaju.

Wracał jednak bez wielkiego żalu. Dobrze wiedział, że Ziemia to przyjemne miejsce na urlop, ale żyć tam na stałe — nie sposób.