Выбрать главу

Kiedy za cinkciarzem zamknęły się drzwi, porucznik zauważył:

– Myślałem, że pan go zamknie, choćby na czterdzieści osiem godzin. Nie jestem taki pewien jego niewinności.

– Nie możemy wszystkich podejrzanych zamykać. Poszlaki dość słabe. Nie ma alibi na krytyczny okres, plątał się po hotelu. To fakt. Ale od tego, do dowiedzenia komuś popełnienia morderstwa, jeszcze droga daleka. Prokurator nie wydałby nakazu aresztu i po czterdziestu ośmiu godzinach musielibyśmy go i tak zwolnić. Nie ucieknie nam. Jeżeli nawet jest winien, to nic w tej sprawie nie może zagmatwać. Zresztą bardzo wątpię, żeby był winien.

– Dlaczego?

– Przede wszystkim sam się do nas zgłosił.

– Bo logicznie rozumował, że na dłuższą metę ni gdzie się nie ukryje. Prędzej czy później zawsze byśmy go złapali. Nawet ucieczka za granicę nic by mu nie dała. Morderca Szwedki nie dostałby nigdzie prawa azylu. Wydano by go nam albo Szwedom. Na pewno z żądaniem ekstradycji wystąpiłyby i władze szwedzkie.

– Załóżmy, że pan ma rację – podpułkownik nie dawał się przekonać swojemu pomocnikowi – ale i tak broni Bujaka jeszcze inny fakt.

– Jaki?

– Ten człowiek nie jest mańkutem.

– Nie rozumiem?

– Przecież to pan sam rzucił mu pudełko zapałek.

– Rzuciłem, bo pułkownik tak kazał. Byłem zdziwiony” bo wiem, że Franek ma maszynkę gazową. Taką japońską, bezkamieniową.

– A widział pan, którą ręką złapał te zapałki?

– Prawą.

– Właśnie. W takich niespodziewanych momentach mańkut użyje lewej ręki. Poza tym Bujak, kiedy demonstrował ciosy karate, także walił prawą dłonią w biurko. I to walił, ile siły w ręku. Mańkut i w tym drugim wypadku użyłby lewej dłoni jako bardziej wyćwiczonej.

– Pan sądzi, że zabójca Gunhild Persson był mańkutem?

– Jeśli tak twierdzi doświadczony karateka, jakim jest szwedzki dziennikarz Sven Breman, muszę mu wierzyć. A przecież on nam pokazał cios, którym zabito Szwedkę i wyraźnie powiedział „Uderzenie lewą dłonią w prawą skroń”. Wypytywałem także waszego lekarza, doktora Świątka. On, chociaż na pewno mniej biegły w sztuce karate od Bremana, także skłania się do tego, że morderca jest albo mańkutem, albo włada lewą ręką tak samo sprawnie jak prawą.

– Ciekawe czy Rolf Persson jest praworęczny? – zastanawiał się porucznik. – „Król reporterów” bardzo go obciążył i niedwuznacznie nam sugerował, gdzie należy szukać mordercy.

– Sprawdziłem i to. Przy okazji, kiedy przesłuchiwałem Szwedów. Muszę jednak pana zmartwić. Persson także, to nie ulega wątpliwości, jest praworęczny. Nie dziwię się, że Sven Breman nie kocha tego rekina, przemysłu. Na pewno te uczucia podzielają tysiące innych jego rodaków. Ale od antypatii czy nienawiści do dowiedzenia komuś morderstwa także droga daleka. Na razie Persson nadal pozostanie jednym z podejrzanych. Tak samo jak Andrzej Szaflar i Franciszek Bujak.

– Jeden z tych trzech na pewno jest mordercą Gunhild.

Podpułkownik uśmiechnął się.

– Jesteście, poruczniku, człowiekiem młodym i za-; palczywym. Wydaje się wam, że już wszystko wiemy. A przecież sprawa może w każdej chwili przybrać zupełnie inny obrót. Zaś przypuszczając nawet najgorsze, może się okazać, że nie potrafimy jej nigdy wyjaśnić.

– To niemożliwe.

– A jednak kroniki świata znają tysiące spraw, których nigdy nikomu nie udało się rozwikłać. Gdzie przestępcy nigdy nie stanęli przed sądem, albo i sta-; nęli, lecz z braku konkretnych dowodów winy musieli zostać uniwinnieni.

– Tutaj tak nie będzie.

– Mam nadzieję, że nie.

– Teraz, kiedy już z Frankiem Karate trochę się wyjaśniło, musimy jak najprędzej znaleźć Andrzeja Szaflara. Pan pozwoli, pułkowniku, że ja się tym zajmę.

– Doskonale. Ja zaś mam nadzieję, że jutro zdołam dotrzeć do prokuratury i porozmawiać z panem prokuratorem. Zdam mu dokładne sprawozdanie z dotychczasowych naszych czynności. Może prokurator będzie miał także jakieś polecenia.

– Nasi podejrzani są praworęczni, a zabójca jest mańkutem – rozważał porucznik. Trzech podejrzanych, zaś zabójca jest na pewno jeden. Co my wiemy?

– Wiemy, że nic nie wiemy. Ale to już przeszło dwa tysiące lat przed nami powiedział pewien wielki filozof – tymi słowami podpułkownik zakończył rozmowę.

Rozdział VII

Złota bransoletka i papierowe dolary

Wbrew obawom porucznika Stanisława Motyki, podpułkownik Janusz Kaczanowski wrócił z prokuratury bardzo zadowolony. Oficer milicji i prowadzący śledztwo prokurator szybko doszli do całkowitego porozumienia. Okazało się, że także do gmachu prokuratury dotarły interwencje z Warszawy, aby coście ze Szwecji mogli jak najprędzej wyjechać z Zakopanego. Po naradzie obaj panowie jednak uznali, że w tej chwili to jest jeszcze przedwczesne. Niemniej zarówno podpułkownik, jak i prokurator byli zgodni, że należy prowadzić śledztwo w taki sposób, aby zagraniczni goście jak najprędzej odzyskali swobodę ruchów. Zakopane bowiem traci wiele ze swoich uroków, jeśli nie można z niego wyjechać.

Wprawdzie podpułkownik był do Zakopanego oddelegowany z Komendy Głównej MO w Warszawie i mógł działać niezależnie, a w sprawach prowadzonego śledztwa mógł podporządkować sobie całą komendę miejską, nie uważał jednak za stosowne demonstrowanie tych uprawnień. Dlatego po powrocie z prokuratury, Kaczanowski zameldował się u komendanta i zdał mu szczegółowe sprawozdanie zarówno z rozmowy z prokuratorem, jak i z dotychczasowych wyników, jak i perspektyw śledztwa.

Porucznika Kaczanowski nie zastał w komendzie.

Za to czekał na niego tam pan Marek Daniec. Reprezentując całą grupkę Szwedów, domagał się on prawa wyjazdu do rodzinnego kraju. Tym razem, tak do tej pory grzeczny młody człowiek, zachowywał się wręcz bezczelnie. Groził już nie ambasadą, ale interwencją rządu szwedzkiego i wywołaniem wielkiego międzynarodowego skandalu. Siebie i swoich towarzyszy nazywał więźniami, zatrzymanymi wbrew wszelkim przepisom prawa międzynarodowego i polskiego. Zapowiedział, że od dnia dzisiejszego Szwedzi nie będą regulowali rachunków hotelowych i restauracyjnych, ale prześlą je do zapłaty do milicji.

Podpułkownik cierpliwie wysłuchał pogróżek młodego człowieka i krótko wyjaśnił:

– Śledztwo jest w toku. Jak tylko wasza obecność tutaj będzie zbędna, natychmiast będziecie mogli wyjechać. Co do sprawy kosztów, to możemy was przenieść do innego, tańszego hotelu, za który zapłacimy i wypłacimy wam takie diety, jakie przysługują wszystkim Polakom wzywanym na świadków. Nigdzie na świecie świadkowie nie przebywają w hotelu kategorii „lux”. Co zaś do tego grożenia nam międzynarodową prasą, która ma podnieść skandal, to tutaj w tej sprawie przyjechał znany dziennikarz szwedzki Sven Breman. Nikt mu nie utrudnia jego służbowych zadań. Może się swobodnie poruszać. Więcej, udostępniliśmy mu te materiały śledztwa, które bez szkody mogą być ujawnione. Nie mamy nic przeciwko temu, aby pan Breman czy inni dziennikarze pisali o tej sprawie. Zwykłej, kryminalnej sprawie o morderstwo. Nie cenzurujemy korespondecji prasowych. Co zaś do pana Bremana, to nawet jesteśmy mu bardzo wdzięczni. Udzielił nam wielu ważnych informacji. Zwłaszcza o panu Rolfie Perssonie i o jego zamorodowanej żonie. Te informacje uwzględniamy także przy prowadzeniu przez nas śledztwa.

Ta deklaracja zupełnie zmieniła postawę Marka Dańca. Teraz mówił znacznie grzeczniej:

– Pan sam, pułkowniku, musi zrozumieć, w jak trudnej sytuacji znaleźli się poważni przemysłowcy. Interesy wymagają ich obecności w Szwecji. Zamiast tego muszą tu siedzieć. W dodatku pan Persson nie może oddać swojej ukochanej żonie ostatniej posługi.