– Zadeklarowaliście – przypomniał podpułkownik – swój pobyt na dwadzieścia dni. Jesteście w Zakopanem dopiero jedenaście dni, zaś w naszym kraju zaledwie czternaście. Liczyliście się z tym, że w Polsce będziecie znacznie dłużej. Nie ma więc mowy o tym, że pokrzyżowaliśmy wam wasze plany. A co do sytuacji pana Perssona, ogromnie mu współczuję. Muszę jednak stwierdzić, że kiedy przed dwoma dniami przesłuchiwałem was, od razu poinformowałem pana Perssona, że powinien złożyć do prokuratora wniosek o wydanie ciała tej tak ukochanej żony – Kaczanowski nie mógł sobie odmówić odrobiny ironii. – Bardzo dziwne, ale do tej chwili taki wniosek nie wpłynął. Może pan go właśnie dzisiaj przyniósł?
– Nie – Marek Daniec nie mógł ukryć zmieszania.
– Niestety, obecność wasza w Zakopanem jest konieczna dla dobra śledztwa. Proszę mi wierzyć, że to nie jest nasz kaprys, czy jakieś widzimisię. Gdyby sytuacja była odwrotna i gdzieś W Szwecji zamordowano by w podobnych okolicznościach jakąś Polkę, policja szwedzka, w której sprawność nie wątpię, także aż do ostatecznego wyjaśnienia sprawy nie zezwoliłaby mężowi tej Polki na opuszczenie kraju Trzech Koron.
– Nie przypuszcza pan chyba, pułkowniku, że jedno z nas jest mordercą naszej rodaczki? To zupełny nonsens.
– Ja niczego nie przypuszczam, ja po prostu prowadzę śledztwo.
– Czy macie jakieś skonkretyzowane podejrzenia?
– Mamy różne ślady. Idziemy ich tropem. Gdybym na pewno wiedział, kto jest mordercą, przestępca już byłby ujęty.
– Jednakże zastanawiające, że dwaj młodzi ludzie, którzy się kręcili przy naszej małej grupce, nagle zniknęli z Zakopanego. Mówię o Franciszku Bujaku i Andrzeju Szaflarze. – Marek Daniec wyraźnie sugerował oficerowi milicji, gdzie należy szukać mordercy.
– Pana Bujaka przesłuchiwaliśmy wczoraj. Wiemy, że wyjeżdżał w swoich sprawach do Krakowa. Po powrocie stamtąd natychmiast zgłosił się do nas.
– I…
– I sądzę, że jeśli pan chce się z nim zobaczyć, to spotka pan go w „Europejskiej” lub w „Maleńkiej”. O ile się orientuję, Bujak nadal skłonny jest oddawać wam pewne usługi. Tak nawiasem mówiąc, nie radzę jednak z nich korzystać. A co do Szaflara, porozmawiamy z nim jutro. Sądzę, że po tej rozmowie dużo spraw się wyjaśni.
– I będziemy mogli wyjechać? Podpułkownik tylko ręce rozłożył.
– Nie jestem jasnowidzem.
– Bardzo jednak proszę – młody człowiek zupełnie zmienił front – żeby pan pułkownik wczuł się w naszą sytuację.
– Jeśli o mnie chodzi – zapewnił Kaczanowski – nie zostaniecie tu ani minuty dłużej, niż to będzie konieczne.
– Bardzo dziękuję panu pułkownikowi chociaż za to.
– Przypominam o tym wniosku. W przeciwnym razie trzeba będzie panią Persson pochować na miejscowym cmentarzu.
– Tak jest – obiecywał młody człowiek – sam się tym zajmę.
Wkrótce wrócił porucznik. Nie mówił gdzie był, ale
z miny oficera widać było, że wyprawa mu się udała. Kaczanowski nie próbował wypytywać swojego współpracownika, co go tak cieszy. Szanował drobne tajemnice. Za to sam podzielił się z Motyką swoimi osiągnięciami w prokuraturze oraz rozmową z komendantem.
– Kiedy rozmawiałem z prokuratorem – wyjaśniał Kaczanowski – zaopatrzyłem się w polecenie przeszukania lokalu zajmowanego przez Andrzeja Szaflara.
– A postanowienie o tymczasowym aresztowaniu?
– O to prokuratora nawet nie prosiłem. Najpierw musimy znaleźć Szaflara, porozmawiać z nim, bądź oficjalnie go przesłuchać. Dopiero wtenczas zadecydujemy, co robić. Na to zawsze jeszcze będzie czas.
– Jutro go znajdziemy – stwierdził porucznik z wielką pewnością w głosie.
– Czekałem właśnie na wasz powrót – oznajmił podpułkownik – aby się udać do mieszkania Szaflara.
– Weźmy kaprala Batyckiego i sierżanta Ducha – zaproponował porucznik. – Batycki potrafi otworzyć każdy zamek bez uszkodzenia go, zaś Duch wynajdzie najtaniejszą skrytkę.
– Dobrze – zgodził się Kaczanowski – wy lepiej znacie kolegów.
– Andrzej Szaflar mieszka przy ulicy Zamojskiego. U starego Gąsiennicy. Przed kilku laty odkupił od właściciela strych i tam sobie urządził małe mieszkanko. Przepisy określają dopuszczalny największy metraż jednorodzinnego domu. Ale górale z reguły budują większe domy i nie wykańczają pokoi na poddaszu. W ten sposób, w samym tylko Zakopanem marnuje się co najmniej kilkaset, jeżeli nie kilka tysięcy mieszkań czy pokoi. Od dziesiątków lat stoją puste, nie wykończone.
– Oto co znaczy nieżyciowy przepis – uśmiechnął się podpułkownik – a ludzie po dziesięć lat czekają na mieszkania w blokach.
– U nas, w Zakopanem, znacznie dłużej. Ale Szaflar sprytnie sobie poradził, po prostu notarialnie odkupił od Gąsiennicy część budynku. Wtedy już go metraż, nie obowiązywał. A tanio kupił, bo stary gazda potrzebował pieniędzy na taksówkę dla syna. Sam Gąsiennica swego czasu furmanił. Zrywał drzewo ze stoków regli. Syn już się zmotoryzował. Zresztą i Jędrek Szaflar także marzy, aby iść w jego ślady.
– Skąd miał pieniądze na kupno tego strychu i przerobienie go na mieszkanie? A jeszcze do tego na taksówkę? Przecież przewodnicy za dużo nie zarabiają.
– Pensję mają niedużą, ale za to w domu wczasowym pełne utrzymanie. Dla samotnego, takiego jak Jędrek, to coś znaczy. Poza tym dorabiają sobie fotografowaniem. Prawie każdy przewodnik ciągle fotografuje swoją grupę czy też poszczególne osoby. Potem sprzedaje odbitki. Ludzie chcą mieć pamiątkę z wczasów lub zdjęcie upozowane na skale nad przepaścią. Choćby to był jedynie zręczny trik fotografującego, Z tych odbitek przewodnik ma co najmniej drugą pensję. A poza tym Szaflara tu znają i jest lubiany. Toteż ludzie chętnie mu pożyczyli pieniędzy na budowę. Wszystkich długów chyba jeszcze do tej pory nie spłacił. O taksówce to on na razie marzy i jeszcze będzie marzył przez ładnych kilka lat.
– Dlaczego właśnie taksówka?
– A co innego taki długoletni przewodnik górski może robić? Gospodarować na roli? Nawet jeśli ma swoją gospodarkę, ziemia marna, trudno z niej wyżyć. Pracować na budowie? Trzeba być fachowcem. To samo dotyczy pracy w lesie. Być urzędnikiem? Wszystko dawno zajęte. Najwyżej można zostać portierem. A taksówką zawsze się zarobi na życie. Poza tym człowiek jest niezależny. Nauczyć się prowadzić samochód, żadna sztuka. Zresztą wiem dobrze, Szaflar ma od lat prawo jazdy. Jeździł przed tym jakimś starym gratem, którego sprzedał, kiedy zaczął wykańczać mieszkanie.
– No to idziemy – zadecydował podpułkownik.
Pomoc kaprala Batyckiego okazała się niepotrzebna.
Wprawdzie na drzwiach mieszkania wisiała potężna kłódka, ale Maciej Gąsiennica sprowadzony jako świadek przeszukania, oświadczył, że ma drugi komplet kluczy.
– Kiedy Jędrek się tu sprowadził od razu przyniósł mi te klucze. Powiedział, że gdyby zgubił swoje, to nie mógłby się dostać do mieszkania. Powiesiłem na gwoździu i tak wisiały aż do waszego przyjścia. A czego od Jędrka chcecie?
– Od czterech dni zniknął z Zakopanego. W pracy go nie ma, nikt go nie widział. Chcemy sprawdzić, co się z nim dzieje.
Stary góral chytrze się uśmiechnął:
– Powiadają, że to Jędruś zaciukał tę Szwedkę i zabrał jej złote kółko z ręki. Ale ja w to nie wierzę. On nie taki, aby się na cudze połaszczył. To dobry chłopak, chociaż z Poznania. Ale jego dziadek pasał owce w Szaflarach. A potem garnki drutował i tak wywędrował z Podhala.
Mieszkanko Andrzeja Szaflara było niewielkie, ale dobrze urządzone. Wchodziło się do małego przedpokoiku, gdzie znajdowały się szafy w ścianie. Drzwi na lewo prowadziły do pokoju. Tutaj także skos dachu został wykorzystany na różne schowki. Duże okno otwierało widok na Giewont. Z przedpokoju na wprost drzwi wejściowych znajdowała się mała kuchenka, a na prawo łazienka. Pokój cały był zrobiony z lipowych desek pociągniętych bezbarwnym lakierem. Ściany kuchni i łazienki obite płytami imitującymi kafelki. Główne umeblowanie pokoju stanowił tapczan. Przy nim szeroka, niska ława i trzy wygodne fotele. Taki sam fotel stał koło małego biurka umieszczonego tuż przy oknie. Na ścianie barwny kilim. Łazienka spełniała podwójną rolę. Służyła zarazem za ciemnię fotograficzną. W całym mieszkaniu panował wzorowy porządek, chociaż wyczuwało się tutaj brak ręki kobiecej. Regał nad tapczanem wypełniony był przede wszystkim literaturą fachową. Opisami chyba wszystkich gór na świecie i sporą ilością barwnych albumów o takiej samej tematyce. Sporo było alpinistycznych wydawnictw w języku niemieckim.