– Ale nadal pan bywał w „Nosalu” i co wieczór tańczył z panią Persson.
– Bywałem. Tańczyłem. Prowadziłem ją na wycieczki, gdzie bardzo o nią dbałem. Ale w taki sposób, żebyśmy nigdy nie byli sami. Robiłem wszystko tak, aby upozorować moje starania o zarobienie tych siedmiuset zielonych.
– A co na to pani Persson?
– Przecież nic nie wiedziała o naszej rozmowie. Byłem nadal miły, przychodziłem na dansingi. Tańczyłem z nią. Spacerowaliśmy i dużo rozmawialiśmy. Coraz bardziej ją lubiłem. Ale i coraz bardziej ją szanowałem. Obawiam się, że byłem na najlepszej drodze do zakochania się w niej. A może zresztą już byłem zakochany? Ona była zbyt mądrą kobietą, aby nie zauważyć tej zmiany, że już z nią nie filtruję jak dawniej. I bez słowa, nigdy nie doszło między nami do rozmowy ma ten temat, przyjęła pozycję ni to siostry, ni to serdecznej przyjaciółki. Było nam z tym zupełnie dobrze.
– A Persson?
– Bacznie nas obserwował. Kiedyś zapytał mnie przy barku, jak sprawy postępują. Tłumaczyłem, że nie mogę przełamać oporów Gunhild, że ciągle się cofa przed postawieniem ostatecznego kroku. Ten Szwed to jeden z tych ludzi, którzy uważają, że za forsę mogą kupić cały świat i że za forsę każdy człowiek nie cofnie się przed najgorszym świństwem. Chyba więc nawet mu przez myśl nie przeszło, że nie chcę zarobić tych tysiąca pięciuset dolarów.
– Czy o tej dziwnej transakcji poza wami dwoma jeszcze ktoś wiedział?
– Ja nie mówiłem nikomu. Prawdę mówiąc, nie miałem się czym chwalić. Jednakże pan Persson wtajemniczył w to swojego sekretarza, Marka Dańca. To właśnie on miał zrobić zdjęcia nas wchodzących do mojego domu i ewentualnie później być świadkiem na sprawie rozwodowej. Marek zawsze na wycieczki brał ze sobą aparat fotograficzny i niejednokrotnie fotografował mnie razem z panią Gunhild na tle gór. Panu Perssonowi trudno było rozmawiać ze mną w cztery oczy na dansingu, to by się rzucało w oczy pozostałym członkom tego towarzystwa. Co innego Marek, z którym codziennie chodziliśmy w góry. Tam sposobność do poufnych rozmów była dużo większa. Tam też nieraz Daniec wypytywał mnie, jak postępuje mój flirt z żoną przemysłowca. Nie muszę dodawać, że ciągle narzekałem na brak postępów i twierdziłem, że wszelkie namowy nic nie skutkują. Pani Persson, owszem, tańczy ze mną, flirtuje, jednak stale odmawia obejrzenia mojego małego mieszkanka na ulicy Zamojskiego. Pamiętam, że kiedyś Marek tak się o niej wyraził: „Cwana baba, wie, czym to pachnie. Ale staraj się, brachu. Jak dobrze pójdzie, to wyciśniesz ze starego grubo więcej, niż te kilka dolarów, które ci obiecał za tę słodką fatygę”. Nadal udawałem, że się staram.
– Czy rozmawialiście z panią Gunhild o jej mężu?
– Raczej nie. Ja ze zrozumiałych względów unikałem tego tematu. Ona parę razy niezbyt pochlebnie wyrażała się o nim. Kiedyś powiedziała „kupiłam sobie i teraz żałuję”.
– A o innych Szwedach?
– = Pani Persson pochlebnie wyrażała się o Inaze Osterman, a także z szacunkiem mówiła o jej mężu. Określała ich jako bardzo porządnych ludzi. Pan Osterman według słów Gunhild był w interesach nieskazitelnym człowiekiem, w przeciweństwie do jej męża. Marka Dańca zbyt wysoko nie ceniła, chociaż uważała, że jako sekretarz pana Perssona wykazuje dużo sprytu, co mu na pewno pozwoli zrobić prędzej czy później większą karierę niż obecnie zajmowane stanowisko. – A Margareta Andersson?
– Tej osoby pani Gunhild zdecydowanie nie lubiła. Nazywała ją „intrygantką” i twierdziła, że Margot gotowa jest na wszytko, byleby tylko zrobić karierę i zdobyć pieniądze. Może po prostu była zazdrosna o tę dziewczynę, młodszą od niej o tyle lat i obdarzoną przez naturę tego rodzaju wyzywającą urodą, która zwraca uwagę mężczyzn. Zresztą niezbyt dziwię się tej niechęci, sekretarka pana Ostermana wyraźnie zagięła parol na Perssona.
– A on?
– Był dumny, że się podoba młodej dziewczynie. Bałwan nie rozumiał, że to jego pieniądze jej się podobają.
– Przejdźmy teraz do tego ostatniego wieczoru – zadecydował podpułkownik. – Kiedy pan przyszedł do „Nosala”?
– Wiedziałem, że moi Szwedzi zazwyczaj zjawiają się tam około ósmej wieczorem. I ja także w tym czasie przyszedłem.
– Czy oni już byli?
– Najpierw zajrzałem do kawiarni. Przywitałem się ze znajomymi, chwileczkę z nimi posiedziałem i dopiero potem poszedłem na górę do sali restauracyjnej. Towarzystwo było w komplecie. Podszedłem, przywitałem się z panem Perssonem i panną Margaretą, oni nie brali udziału w wycieczkach w góry. Pan Persson jak zwykle powitał mnie serdecznie i zaprosił do stolika. Wymawiałem się twierdząc, że siedzę z przyjaciółmi, ale musiałem wypić kieliszek koniaku. Kiedy orkiestra zagrała, pan Rolf komenderował „Młodzi tańczyć”. Ja poprosiłem do tańca Gunhild, Marek panią Osterman, a jej mąż zatańczył z Margaretą. Po skończonym tańcu odprowadziłem swoją partnerkę na miejsce, a sam wróciłem do kawiarni.
– Na następny taniec znowu pan poprosił Gunhild?
– Nie. Orkiestra chyba dwa czy trzy razy grała. Siedziałem w kawiarni i coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że trzeba z tym błazeństwem skończyć. Gunhild coraz bardziej mi się podobała, a jednocześnie rola płatnego uwodziciela brzydła mi z każdym dniem. Byłem już zdecydowany oddać panu Perssonowi jego dolary i więcej nikogo z tych Szwedów nie oglądać. Miałem dość tej komedii, którą codziennie odstawiałem, Zdecydowałem się, że przede wszystkim powiem żonie, jakiego ma miłego męża i jaką to pułapkę on na nią zastawił.
– Ta rozmowa odbyła się?
– Kiedy orkiestra zagrała jeszcze raz, wróciłem do restauracji i poprosiłem panią Gunhild do tańca. Kiedy tańczyliśmy, ona powiedziała, że mnie polubiła, a może nawet więcej niż polubiła. Ale wie, że mnie się nie podoba, bo od pewnego czasu jestem dla niej jakiś inny, niż na początku naszej znajomości. Te słowa dziewczyny były decydujące. Jeszcze silniej utwierdziły mnie w moim postanowieniu. Jeżeli dotychczas wahałem się, a w mojej sytuacji niełatwo wyrzec się tylu pieniędzy, powziąłem nieodwołalne postanowienie – koniec z tym alfonsostwem. Kiedy orkiestra skończyła grać, powiedziałem pani Gunhild, że chciałbym z nią porozmawiać poufnie w ważnej dla nas obojga sprawie. Zeszliśmy na dół, do kawiarni. Tam szczerze opowiedziałem Szwedce, że ja ją także może więcej niż lubią i że bardzo mi się podoba, ale nie nadaję się do roli, jaką wyznaczył mi jej mąż. Mówiłem o siedmiuset dolarach otrzymanych w zadatku i o tych tysiąc pięciuset, jakie miałem dostać w przyszłości po wykonaniu swojej misji. Nie ukrywałem także roli Marka Dańca i jego aparatu fotograficznego. Zaznaczyłem, że nazajutrz z samego rana odeślę panu Perssonowi jego pieniądze, nie miałem ich niestety przy sobie, i więcej się im na oczy nie pokażę.
– A co pani Gunhild na te rewelacje?
– Pobladła słuchając mojej relacji. Zgodziła się ze mną, że decyzja o naszym zerwaniu jest jedynie słuszną. Natomiast wyśmiała mnie, że chcę odesłać otrzymane dolary. Kategorycznie żądała, abym tego nie robił. Uważała to za zwykłą donkiszoterię. Powiedziała także, że cała akcja jej męża musiała być z góry zaplanowana, bo to właśnie pan Persson nagle postanowił, że całe towarzystwo pojedzie na krótki urlop do Zakopanego. A Polacy w oczach Szwedów mają opinię, że im się żadna dziewczyna nie oprze. Gunhild prosiła mnie, abym na trzy, cztery dni gdzieś wyjechał. Obiecałem spełnić jej prośbę, chociaż naturalnie nie planowałem pobytu w szałasie na Hali na Stołach.