– Już nie wiem, co sądzić o tej całej sprawie.
– Ja także – przyznał Kaczanowski – a jednak powoli posuwamy się naprzód.
– Pan jest przekonany, że Szaflar jest niewinny?
– Przekonany nie jestem, ale sądzę, że to nie on zabił Gunhild Persson.
– Ja bym jednak go zatrzymał. Prokurator pewnie by podpisał postanowienie o tymczasowym aresztowaniu przewodnika tatrzańskiego.
– Może by podpisał, może nie? Nie jestem wcale tego taki pewien.
– W każdym bądź razie moglibyśmy go zatrzymać na czterdzieści osiem godzin. Przez ten czas może by się coś wyjaśniło.
– Zatrzymanie niewinnego, to zrobienie mu dużej krzywiły moralnej. Nie chcę tego ryzykować.
– Ale on może nam uciec.
– Jeżeli pan go raz znalazł, poruczniku, odszuka go pan znowu. Nie przypuszczam, aby Szaflar znowu próbował ucieczki. Dokąd? Bez pieniędzy, czy zaledwie z paru tysiącami złotych?
– Granica blisko, a Szaflar zna każdą ścieżkę. W Słowacji także ma znajomych. Może tam zapaść na dłużej i próbować dostać się do Austrii.
– To go władze czechosłowackie złapią. A nawet przyjmując nieprawdobodobne, że taka ucieczka by się powiodła, Austria także by wydała zabójcę żony bogatego szwedzkiego przemysłowca. Wierzę, że Andrzej uciekł pod wpływem nagłego szoku i później tego żałował, lecz nie miał odwagi zejść na dół. Druga ucieczka niedwuznacznie by wskazywała, że jest on przestępcą. Wypuszczając go dzisiaj i to również brałem pod uwagę. To jest pewien test, którego rozwiązanie będziemy mieli jutro przed ósmą rano.
– Może jednak podesłać kogoś na Zamojskiego, aby obserwował Szaflara?
– Dyskretna obserwacja! – roześmiał się podpułkownik. – Sam porucznik wspominał, że miejscowi znają wszystkich zakopiańskich pracowników aparatu. Szaflar od razu by rozszyfrował nasze manewry.
– Franek Karate podejrzany, ale na wolności. Szaflar również podejrzany i także spaceruje przez Dolinę Kościeliską. Persson, którego szwedzki dziennikarz usiłuje nam przedstawić jako przestępcę, też na wolności. Wszyscy są podejrzani i przeciwko żadnemu nie mamy pewnych dowodów.
– Zeznania Andrzeja Szaflara w niekorzystnym świetle przedstawiły szwedzkiego przemysłowca. Ale naturalnie od chęci rozwiedzenia się z żoną, tak żeby zachować wszelkie korzyści, jakie się przed tym osiągnęło z tego związku, do zbrodni daleko. Niemniej trzeba będzie z tym panem ponownie porozmawiać. A także ze sprytnym Mareczkiem, sekretarzem do załatwiania bardzo poufnych spraw.
– Raczej sprawek.
– Można to i tak nazwać.
– Za Rolfem Perssonem przemawia to, co i za innymi podejrzanymi. On także jest praworęczny i również nie miał nic wspólnego z karate.
– Uważam, poruczniku, że to jest najtwardszy orzech naszego śledztwa. Ciągle sobie na nim łamiemy zęby.
– A może mordercą jest ktoś czwarty, na którego trop dotychczas w ogóle nie wpadliśmy?
– Tego nie można wykluczyć.
– Co robić?
– To, co robimy dotychczas. Szukać, szukać i jeszcze raz szukać.
– Jutro pułkownik przesłucha Perssona?
– Tak. Zaraz z rana. Trzeba go będzie dzisiaj uprzedzić.
– Pojedzie pan pułkownik do „Kasprowego”?
– Nie. Wezwiemy go na komendę i przesłuchamy jak najbardziej formalnie. Tak samo postąpimy z Markiem Dańcem.
– Rozumiem.
– Coraz więcej chmur na niebie – zauważył Kaczanowski. – Słoneczko październikowe jest niestałe. Za kilka minut go nie będzie. Czas i nam zbierać się z powrotem.
– Trzeba z Kir zadzwonić, aby nam przysłano jakiś samochód.
– Damy sobie radę i bez niego. Jakoś się do miasta dostaniemy.
Kiedy obaj oficerowie zeszli do Doliny Kościeliskiej, pierwszą osobą, którą zobaczyli, był Sven Breman. Ucieszył się na widok milicjantów.
– Bardzo dziękuję – powiedział – bardzo dziękuję panu, pułkowniku, za tak wspaniałe wiadomości. Będzie z tego jeden albo nawet i dwa artykuły. Bomby!
– Jakie wiadomości? – zdziwił się porucznik.
– Widzę, że ktoś redaktorowi głupstw nagadał – dodał podpułkownik.
– O, przeciwnie. Ten przewodnik zachowywał się jak głuchoniemy. To właśnie są te wiadomości, za które jestem tak wdzięczny polskiej policji. Znowu się omyliłem, chciałem powiedzieć milicji.
– Nie wiem, o czym pan mówi?
– Prosta rzecz – „król reporterów” świetnie się bawił. – Milicjanci zrobili obławę na Szaflarza. Znaleźli u niego, jak mi to powiedział pewien sympatyczny góral, w domu złotą bransoletkę i siedemset dolarów. I oto ten sam Szaflar schodzi z tej samej góry, gdzie wędrowali dwaj oficerowie, aby go spotkać. I to schodzi nie w kajdankach na rękach i z odpowiednią asystą, ale sam, z ogromnie zadowoloną miną. Poza tym do nikogo się nie odzywa i udaje głuchego czy też niemego. Stąd tylko jeden wniosek.
– Jaki? – porucznik nie wytrzymał.
– Prosty. Jeżeli Szaflara nie aresztuje się, to znaczy, że wszedł on w posiadanie tych skarbów najzupełniej legalnie. To znaczy, że dolary otrzymał od męża, a bransoletkę od żony. To chyba zupełnie jasne. Prawda?
Kaczanowski nic nie odpowiedział, ale miał minę, jakby go nagle ząb zabolał.
– Jeśli panowie chcą, chętnie wyjaśnię, za co to takie łaski spływały na przystojnego przewodnika górskiego?
– Nie ciekawym pańskich fantazji.
– Czasem dobrze pofantazjować – śmiał się, Szwed. – Persson płaci, aby zdobyć powód do rozwodu. Ze Gunhild nasz taternik od razu wpadł w oko, to stwierdzają wszyscy, którzy tę parę choć raz widzieli. Zdobycie dowodu, że Gunhild zdradza Perssona warte było dla tego ostatniego znacznie więcej niż głupie siedemset dolarów. Za jednym zamachem przemysłowiec pozbywa się żony, zachowuje swoje stanowisko w firmie, ba, umacnia się na swoim fotelu. To nie wystrzeliło, bo Szaflar albo okazał się, jak ogromna większość Polaków, niepoprawnym romantykiem, albo tak zimnym kalkulatorem, jak bywają Szwedzi. Albo bohatersko wyznał prawdę pięknej Gunhild, albo uznał, że wytarguje od niej znacznie więcej niż może dostać od męża. I rzeczywiście dostał od żony drogocenną bransoletkę. Osobiście zresztą sądzę, że przewodnik żadnych targów nie prowadził, a klejnot wpadł mu w ręce jak dojrzała gruszka spadająca z drzewa. Cieszę się z takiego obrotu sprawy. Teraz, kiedy niewinność Szaflara została dowiedziona, jest jasne, kto jest zabójcą.
– Ko panu powiedział, że niewinność Szaflara została dowiedziona?
– Pan sam, pułkowniku. Swoimi czynami. Gdyby był winny, bylibyście go aresztowali.
– Pan się myli, redaktorze. Polskie prawo karne żąda, aby sprawcy dowieść popełnienia przestępstwa. Dopóki takiego dowodu nie ma, nikogo nie można aresztować.
– Nie ma i nie będzie, bo Andrzej Szaflar jest niewinny tej zbrodni.
– To pańskie przekonanie, redaktorze.
– Pańskie też, pułkowniku.
– Ja tego nie powiedziałem.
– W każdym razie mam ciekawy materiał.
– Wysnuty ze zbyt pochopnych wniosków.
– Czyżby?
Porucznik chętnie wrzuciłby Szweda do potoku. – Niech się pan redaktor, jeśli naprawdę pan nam chce pomóc, zastanowi, w jaki sposób ten śmiertelny cios, który zabił Gunhild Persson, można było zadać prawą ręką. To jest dla nas dużo ważniejsze niż pańskie hipotezy.
– Na to pytanie odpowiem krótko. Takiego ciosu w prawą skroń nie można zadać prawą ręką. Potwierdzi to panu każdy karateka. Nawet najwięksi mistrzowie tej walki, Japończycy, nie potrafiliby tego. To na pewno był mańkut.
– Niech więc redaktor znajdzie tego mańkuta. Bo szczerze mówiąc, my jak dotychczas, nie możemy go odszukać.
Rozdział X