Выбрать главу

– Tego dawno tutaj nie ma.

– Sądzę jednak, że jest – odpowiedział porucznik – raczej wolał ukryć się wśród restauracyjnych gości, niż wychodzić. Szatniarz musiałby go wtedy zauważyć.

– Co z tego – upierał się milicyjny mistrz obiektywu – facet wyszedł stąd przed przeszło godziną i jeżeli od razu poszedł na dworzec autobusowy, już jest gdzieś pod Krakowem. A jeśli udał się do swojego domu czy pensjonatu, spokojnie śpi z bransoletką pod poduszką.

– Idziemy – porucznik Motyka przerwał te rozważania – proszę spisać personalia obecnych na sali. Wynotowani mogą iść do domu. Byle tylko bez naszej wiedzy nie opuścili Zakopanego. Z tymi Szwedami sam porozmawiam. Jutro rano przesłucha się ich w komendzie, a także kierownika sali, kelnerów, muzykantów i szatniarza. Wszystkich mężczyzn przy wychodzeniu z lokalu rewidować, kobietom sprawdzać torebki.

Stolik, przy którym siedziało pięcioro Szwedów znajdował się w części sali tworzącej tutaj sporą niszę. Właściwie były to dwa zestawione ze sobą stoliki. Sprytny kelner czy też kierownik sali, chcąc przypodobać tak dobrym gościom, umieścił na białym obrusie flagę z żółtym krzyżem, a także duży bukiet kwiatów. Teraz całe towarzystwo smętnie siedziało nad na wpół wypitymi kieliszkami koniaku. Porucznik jednak odniósł wrażenie, że nie są aż tak bardzo przybici nieszczęściem. Zwłaszcza pan Rolf Persson nie miał wyglądu wdowca zdruzgotanego ciosem, który go przed dwoma godzinami dotknął.

– Muszę spisać wasze personalia. Proszę, aby jutra rano wszyscy stawili się w komendzie milicji na przesłuchanie – z tym poleceniem porucznik zwrócił się do jedynego Szweda, który władał polskim.

– A teraz?

– Teraz jest już późna noc. Minęła dwunasta. Możecie wrócić do „Kasprowego”.

Marek Daniec tłumaczył. Dwie siedzące przy stole kobiety uśmiechnęły się smutnie. Rolf Persson coś gwałtownie powiedział.

– Pan Persson mówi, że morderca i złodziej bransoletki na pewno jest na sali. Jeżeli moi się pozwoli stąd wyjść, nigdy go nie złapiecie,- wyjaśnił Marek porucznikowi.

– Adresy obecnych i ich personalia są teraz spisywane – odpowiedział porucznik. – Przesłuchiwanie tych ludzi w tej chwili nic by nie dało.

– A bransoletka?

– Wychodzących z sali mężczyzn rewidujemy. Paniom sprawdzamy torebki. W tej sytuacji złodziej nie zaryzykuje wyniesienia klejnotu. „Później cały lokal zostanie bardzo szczegółowo zrewidowany. Proszę uspokoić pana Perssona. Życia jego żonie naturalnie nie potrafimy przywrócić, ale mordercę i bransoletkę na pewno odnajdziemy.

Marek Daniec znowu musiał tłumaczyć.

– Proszę o wasze paszporty.

Najpierw do kieszeni sięgnął Rolf Persson. Jak wynikało z podanego dokumentu, miał czterdzieści sześć lat i stale mieszkał w Sztokholmie. Także ze Sztokholmu pochodzili małżonkowie: Inga i Ragnar Osterman. On liczył sobie pięćdziesiąt jeden lat. Jego żona była młodsza od niego prawie dwadzieścia lat. Marek Da nieć skończył zaledwie dwadzieścia osiem lat. Najmłodszą okazała się ruda Szwedka Margareta Andersson. Ta liczyła sobie zaledwie dwadzieścia cztery wiosny. Podczas kiedy oficer milicji zapisywał dane w swoim notatniku, Szwedzi o czymś gwałtownie rozmawiali, Marek Daniec najwidoczniej wykonując polecenia swoich towarzyszy zapytał:

– Kiedy będziemy mogli wrócić do Szwecji?

– Na razie wasza obecność w Zakopanem jest konieczna. Postaramy się jednak, aby to trwało jak najkrócej.

– Pan sam chyba rozumie, że po tym ciosie, pan Persson wolałby się znaleźć u siebie, wśród rodziny i przyjaciół.

– Doskonale sobie z tego zdaję sprawę. Mam nadzieję, że wasza przymusowa obecność pod Giewontem potrwa kilka dni. Kiedy zamierzaliście wyjechać?

– Planowaliśmy, że zabawimy w Zakopanem co najmniej dwa tygodnie. Ale teraz wszystko się zmieniło.

– Bardzo mi przykro.

– A co z pogrzebem?

– Jutro, a właściwie już dzisiaj lekarz milicyjny dokona sekcji zwłok. Z kolei prokurator prowadzący śledztwo musi polecić wydanie ciała rodzinie. W tym przypadku – objaśniał porucznik – to prosta formalność. Potrwa najwyżej dwa dni.

– Wyjeżdżając z Zakopanego chcielibyśmy zabrać ze sobą trumnę ze zwłokami. Pan Persson pragnie pochować żonę w grobie rodzinnym w Sztokholmie.

– Z naszej strony nie będzie żadnych przeszkód – zapewniał oficer milicji.

– O której mamy się stawić na przesłuchanie?

– Najlepiej będzie, jeżeli państwo przyjdą o jedenastej przed południem – porucznik już przed tym polecił personelowi hotelu stawić się o godzinie dziewiątej.

– Obaj panowie – wyjaśniał jeszcze Marek – władają angielskim i niemieckim. Panie mówią po angielsku. Ewentualnie mogę służyć za tłumacza, jeśli w milicji nie macie nikogo władającego szwedzkim i tymi językami.

Porucznik lekko się uśmiechnął.

– Mam nadzieję – odpowiedział – że jakoś sobie poradzimy. W każdym razie dziękuję panu za dobre chęci przyjścia nam z pomocą.

– Nam zależy – poważnie stwierdził Marek Daniec

– na jak najszybszym ujęciu mordercy. Dlatego zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby pomóc polskim władzom. Kiedy czekaliśmy na pana porucznika, pan Persson wspomniał coś o ustanowieniu nagrody za wykrycie przestępcy.

– Dziękujemy – sucho odpowiedział oficer milicji – obejdziemy się bez tego.

– Proszę się nie obrażać – Marek Daniec spostrzegł się, że popełnił gafę – w Szwecji jest to powszechnie przyjęte.

– Ale nie w Polsce – krótko uciął porucznik, wstając zaakcentował tym koniec rozmowy. – Przypominam, jutro o jedenastej.

Szwedzi także podnieśli się ze swoich miejsc i udali do holu. Marek Daniec wybiegł, aby sprowadzić taksówki. Tymczasem milicja kończyła spisywanie obecnych i lokal szybko się wyludniał. Kiedy ostatni goście opuścili „Nosal”, milicjanci jeszcze przez przeszło dwie godziny przeprowadzali dokładne przeszukanie restauracyjnych pomieszczeń. Morderca raczej nie ryzykował wyniesienia bransoletki, lecz ją tu gdzieś ukrył licząc zapewne, że będzie mógł wrócić po nią w bardziej odpowiedniej chwili.

Pomimo starań milicji, której ochotniczo pomagali kelnerzy, personel orkiestry i kierownik restauracji, drogocennego klejnotu nie odnaleziono. Natomiast kelnerzy bardzo dokładnie opisali porucznikowi, jak ta bransoletka wygląda. Była to dość gruba plecionka ze złotych nitek z szerokim zapięciem wysadzanym dwoma dużymi brylantami w otoczeniu kilku mniejszych rubinów. Szwedka nosiła ją na prawej ręce, na lewej znajdował się nie mniej wartościowy, platynowy zegareczek.

W czasie, kiedy przeprowadzano poszukiwanie złotego skarbu, pod hotel podjechała karetka. Dwaj noszowi wnieśli do niej zwłoki. Biedna pani Gunhild Persson, wesoło bawiąca się jeszcze przed paru godzinami, w tak tragiczny sposób opuszczała „Nosal”.

Rozdział II

Mówią Polacy

Tej nocy porucznik Stanisław Motyka na sen mógł wygospodarować zaledwie trzy godziny. O ósmej był już z powrotem w gmachu komendy miejskiej MO. Musiał przygotować prokuraturze szczegółowy piśmienny raport z wydarzenia w restauracji hotelu „Nosal” i z dotychczasowych ustaleń milicji oraz pierwszych kroków śledztwa. Poza tą „papierkową robotą”, zdał też dokładne sprawozdanie komendantowi.

– Paskudna sprawa – stwierdził zwierzchnik – morderstwo cudzoziemki. Musimy jak najszybciej znaleźć przestępcę. Trzeba zawiadomić komendę wojewódzką MO.

– Przygotowałem tekst teleksu.

– Sam zadzwonię do pułkownika. Pewnie zechcą przejąć śledztwo. A na razie prowadźcie je dalej. Najlepiej znacie całą sprawę i nie ma powodów, aby miał ją przejmować ktoś inny.