Выбрать главу

– Pan Persson chodził z panią Andersson do barku przed, czy po tym pstrągu?

– Po zjedzeniu pstrągów. W barku byli krótko. Zdążyli wrócić przed podaniem melby. Siedzieliśmy w piątkę aż do końca, kiedy orkiestra przestała grać i udała się na kolację. Wtedy jakaś Polka krzyknęła, że na dole leży zamordowana kobieta. Pobiegłem tam a za mną pan Persson.

– Nikt z was nie odchodził w tym czasie od stolika?

– Nie.

– Panie nie schodziły do toalety, aby poprawić urodę?

– Nie.

– A co robiła pani Gunhild?

– Najpierw tańczyła z Andrzejem. Potem siedziała z nami i jadła kolację. Później Andrzej znowu ją poprosił do tańca. Poszła tańczyć i już do stolika nie wróciła. Nie jadła melby ani nie piła podanej trochę później kawy.

– Cały czas tańczyła?

– Widziałem, jak tańczyła. Ale chyba tylko jeden taniec. Później gdzieś oboje znikli.

– Nie obawiał się pan, że nie zdąży ich sfotografować?

– Nie rozumiem?

– Pan wie, że Persson wypłacił Szaflarowi siedemset dolarów?

– Tak, wiem. Mówił mi.

– Szaflar czy Persson?

Marek Daniec niespokojnie poruszył się na krześle i wykrztusił:

– Jeden i drugi.

– Pan wie, za co zostały wypłacone te pieniądze?

– No, za… za… – jąkał się młody człowiek – za opiekowanie się naszą grupą, oprowadzanie nas po Tatrach.

– I za tańczenie z panią Gunhild?

– Pani Gunhild uwielbiała taniec. Persson był zadowolony, że jego żona tak dobrze się bawi.

– A pan miał sfotografować kulminacyjny punkt tej zabawy.

Młody inżynier zaczerwienił się aż po czubek włosów.

– Jak to było z tą fotografią? – podpułkownik nie ustępował.

– Dla mnie, jako osoby stojącej blisko pana Perssona, nie było tajemnicą, że w ich małżeństwie już dawno coś się popsuło. Żyli ze sobą jak przysłowiowy pies z kotem. Nie raz i nie dwa byłem świadkiem nie tylko kłótni, ale wprost awantury.

– Z czyjej winy?

– Różnie bywało. I mąż nie był bez winy, i pani Gunhild nie była świętą. Często dawała odczuć panu Rolfowi, że gdyby nie jej kaprys, byłby nadal skromnym urzędniczkiem w zakładach albo w ogóle bezrobotnym.

– Więc co z tymi fotografiami?

– Pomyślałem sobie, że gdyby pani Gunhild zdradzała męża, to w tej sytuacji moim prawem byłoby zwrócić na to uwagę pana Perssona. Miałby powód do rozwodu z winy żony.

– Pan oczywiście zna testament starego Berggrena?

– Nie czytałem go. Ale orientuję się w jego treści. Swego czasu ten testament był ogromną sensacją.

– I pan tak z dobrego serca usiłował zdobyć kompromitujące panią Gunhild fotografie?

Marek Daniec ponownie spąsowiał.

– Myślałem… Przypuszczałem – młody człowiek szukał możliwie najniewinniejszych słów – że pan Persson będzie mi wdzięczny za to.

– Co panu obiecał?

– Nic mi nie obiecywał. To była moja własna inicjatywa.

– Pan rozmawiał na ten temat z Andrzejem Szaflarem?

– Rozmawiałem. Dowiadywałem się, jak postępuje jego flirt z panią Gunhild i prosiłem, aby mnie zawiadomił, kiedy zaprowadzi panią Gunhild do siebie.

– Pan mu mówił, że chce pan zrobić zdjęcia ich obojga wchodzących do domu.

– Tak. Mówiłem.

– A on?

– Nie miał żadnych zastrzeżeń.

– Bo tak było umówione z panem Perssonem?

– Nic nie wiem o rozmowach Szaflara z moim szefem. Powtarzam, te zdjęcia miały być zrobione z mojej własnej inicjatywy.

– A Szaflar tak lekko się na to zgodził?

– Tłumaczyłem mu, jak bardzo mi zależy na fotografiach. A jemu to nic nie szkodzi. I tak najwyżej za tydzień mieliśmy powrócić do Sztokholmu. On tu zostawał. Nie narażał się na nic.

– Pan mu obiecywał jakieś pieniądze za, nazwijmy, to, pozowanie do fotografii?

– Nie.

– A pan Persson?

– Nic o tym nie wiem. Nie mógł obiecywać, bo o niczym nie wiedział. Być może, jak mu dawał te siedemset dolarów, mógł obiecać, że przed wyjazdem jeszcze coś mu dołoży. Panu Perssonowi bardzo zależało na dobrych stosunkach z Ostermanami. Nasz koncern jest zależny od dostaw jego stali. A Ostermanowie lubią chodzić po górach. Pan Persson starał się aby Ostermanowie byli jak najbardziej zadowoleni z pobytu w Zakopanem. Dlatego mógł dodatkowo coś jeszcze przyrzec przewodnikowi tatrzańskiemu.

– Czy to pan był inicjatorem wycieczki do Zakopanego?

– Tak. Kiedyś pan Persson wspomniał, że chętnie by się wybrał gdzieś za granicę w październiku. Ten miesiąc w Sztokholmie jest okropny” Wtedy zacząłem zachwalać Zakopane, które dobrze znałem. Mam rodzinę w Polsce i często tu przyjeżdżałem. Państwo Ostermanowie także dużo słyszeli o pięknie naszych Tatr, ale ich nie znali, toteż chętnie poparli moją propozycję. Zaważył dodatkowy argument. Polska jest krajem tanim. A Szwedzi, nawet najbogatsi, liczą się z każdym groszem.

– Nie wygląda na to, aby pan Persson tak się liczył z pieniędzmi.

– Zdradzę małą tajemnicę. Przed wyjazdem tutaj nasz koncern nawiązał stosunki z polskimi firmami. Złożyliśmy oferty na eksport do Polski naszych wyrobów. Jadąc tutaj zatrzymaliśmy się na dwa dni w Warszawie, gdzie pan Persson prowadził rozmowy handlowe. Także wracając projektowaliśmy znowu spotkanie w Warszawie. To pozwoliło cały pobyt w Polsce pokryć z pieniędzy firmy jako koszta handlowe, a nie z prywatnych dochodów, od których w Szwecji płaci się horrendalne podatki.

– A Osterman?

– On jest w jeszcze lepszej sytuacji. Przecież stale sprzedaje do Polski wysokogatunkową stal nierdzewną. Każdy kto ma w Szwecji jakieś przedsiębiorstwo handlowe czy przemysłowe tak się urządza. W Hiszpanii są takie fikcyjne biura, które poza pięknym firmowym papierem niczym innym się nie zajmują, jak wysyłaniem zaproszeń na konferencje do różnych przemysłowców szwedzkich, aby ci mogli przyjechać na wakacje do Hiszpani nie płacąc z prywatnej kieszeni. Firma bierze drobną prowizję za wysłanie zaproszenia i wszystko gra. Stąd ta lekka ręka pana Perssona w wydawaniu pieniędzy. Gdyby musiał je wyjmować ze swojej własnej kieszeni, liczyłby każdy dolar, każdą złotówkę.

– Więc i te siedemset dolarów pójdzie w koszta koncernu?

– Oczywiście. Jako wydatek na reklamę.

Marek Daniec podpisał sporządzony przez porucznika protokół i z wielką ulgą opuścił budynek komendy MO.

– No i co powiecie, poruczniku, o naszych klientach?

– Dobrali się obaj w korcu maku. Wart Pac pałaca.

– Obaj starali się – stwierdził, podpułkownik – powiedzieć jak najmniej. Obaj także dobrze łgali.

Zresztą dość zręcznie. Naturalnie sekretarz całą winę brał na siebie. Przemysłowiec jest zbyt szlachetny, aby wynajmować gości do uwiedzenia własnej żony. To tylko nasz Mareczek z dobrego serca starał się dopomóc pracodawcy zdobywając kompromitujące fotografie.

– W sumie jednak – zauważył porucznik – zeznania potwierdziły dużą część tego, co nam przedtem opowiedział Andrzej Szaflar.

– Bardzo zręczne było to sugerowanie nam przez Rolfa Perssona, że jego żona mogła być szantażowana przez Andrzeja. Że musiała się wykupić złotą bransoletką.

– Nie sądzę, aby tak było.

– Ja też. Przed tym zarzutem bronią przewodnika zeznania szatniarza, który widział Gunhild i Andrzeja, jak się całowali na pożegnanie. Na ogół szantażowani nie rzucają się w ramiona szantażystom.

– Teraz, kiedy już wiemy – ciągnął porucznik – tak wiele o osobie pana Perssona, on doskonale pasuje w tej sprawie jako główny podejrzany. Ponieważ nic nie wyszło ze skompromitowania Gunhild, trzeba było ją usunąć z grona żywych.

– Teoretycznie to by się zgadzało. Jednak Rolf Persson ma niepodważalne alibi. Czworo świadków stwierdziło, że siedział cały czas przy stole. Poza tym nie jest karateką i nie jest mańkutem. Nie potrafimy mu dowieść tej zbrodni. Zresztą sądzę, że naprawdę jej nie popełnił. Pomimo wszystko to zbyt wielkie ryzyko dla niego. Małe świństwa, oszukiwanie państwa na podatkach, do tego Rolf na pewno jest zdolny. Ale nie do tak ryzykownie przeprowadzonego morderstwa.