– Jeśli nim jest Szwed, to działa solidarność narodowa nieprania brudów poza własnym domem. Może uważają, że tego człowieka należy sądzić w Szwecji, gdzie zresztą przepisy tamtejszego kodeksu karnego są dużo łagodniejsze i gdzie kara za zabójstwo wynosi maksimum dziesięć lat. Nie to, co u nas, w Polsce można nawet zarobić „krawat”.
– Nie przypuszczam, aby chodziło tutaj o te względy. Raczej grają rolę powiązania handlowe i może pewne związki uczuciowe lub przyjaźni.
– Ale to znowu wskazuje na Rolfa Perssona jako na mordercę.
– Zgadzam się z porucznikiem. I dlatego też uważam, że nasze śledztwo posunie się naprzód jedynie wówczas, jeżeli zdołamy zmusić Szwedów do powiedzenia nam całej prawdy. Inaczej będziemy błądzić po omacku i będziemy mieli tylko podejrzanych bez dowodów ich winy.
– Sądzę, że już dzisiaj prokurator mógłby postawić Rolfa Perssona w stan oskarżenia i wytoczyć ma proces poszlakowy.
– Robi pan, poruczniku, podstawowy błąd, którego oficer śledczy powinien się wystrzegać jak ognia. Przyjął pan jedną hipotezę i do niej nagina pan resztę dowodów, nie próbując szukać innego rozwiązania. A skąd pan wie, że nasi Szwedzi nie usiłują kryć jakiegoś Polaka? Choćby Franka Karate czy Andrzeja Szaf lara? Obaj oddawali im różne usługi i obaj w pewnym stopniu zaprzyjaźnili się z nimi. A przecież nie wiemy, może Gunhild była w tym małym kółku osobą nie lubianą czy nawet znienawidzoną i nikt z tego towarzystwa nie przejmuje się jej zgonem ani nikomu nie zależy, aby przestępca poniósł karę.
– Franka Karate można wykluczyć. Wiemy przecież, że bransoletka znalazła się w posiadaniu Andrzeja Szaf lara. Franek nie miał więc motywu zbrodni.
– Mógł najpierw uderzyć, a dopiero potem spostrzegł, że Szwedka nie ma bransoletki na ręku.
– To by zabrał platynowy zegareczek nie mniejszej wartości.
– Mógł go ktoś spłoszyć. Na przykład usłyszał kroki na schodach.
– To już raczej Szaflar mi pasuje do tej zbrodni. W jaki sposób bransoletka znalazła się w jego rękach, to wiemy jedynie z jego opowiadań. A ile w nich jest prawdy?
– A ja myślę, że rozwiązanie jest zupełnie inne. Takie, jakiego w tej chwili nie możemy sobie jeszcze wyobrazić.
– Za Franciszkiem Bujakiem i Andrzejem Szaflarem w oczach pana pułkownika przemawia to, co także” broni Perssona – porucznik nie dawał za wygraną – oni także od małego mają wyrobiony nawyk nie wchodzenia do damskiej toalety.
– A zatem kółeczko się zamknęło, a my pozostaliśmy na lodzie.
– A pan pułkownik także zrobił jakieś spostrzeżenia studiując akta sprawy?
– Tak. Zaraz panu pokażę. – To mówiąc podpułkownik sięgnął do teczki z aktami i wyjął z niej kopertę ze zdjęciami denatki i miejsca zbrodni. Wśród kilkunastu barwnych fotografii wyszukał jedną i podał ją porucznikowi: – Popatrzcie.
Stanisław Motyka długo przyglądał się zdjęciu. Przedstawiało ono Gunhild Persson leżącą na kafelkach toalety. Głowa pod jedną z umywalek. Cała postać dziwnie podkurczona. Torebka leżąca koło prawej ręki.
– Nic tu nie dostrzegam – powiedział miody oficer.
– Zwróćcie, poruczniku, uwagę na pantofelki, jakie ta kobieta ma na nogach. Tak wysokich obcasów w życiu nie widziałem.
– Cóż z tego?
– Jeden z tych pantofli, ten na lewej nodze, jest dziwnie wykręcony. Cała pięta znalazła się na wierzchu.
– To prawda, ale co z tego?
– Przypuszczam, że jeśli rozwiążemy zagadkę tego pantofelka, dowiemy się, kto zabił Gunhild.
– Kiedy ta kobieta otrzymała śmiertelny cios, upadając, w ten sposób skrzywiła nogę, że pantofelek zsunął się ze stopy.
– Być może, że porucznik ma rację. Ale może prawda jest inna.
– Jaka?
– Jeszcze jej nie mogę sobie uprzytomnić. Ale prędzej czy później dojdę do tego. Muszę znaleźć klucz do tej zagadki. A na razie trzeba jak najprędzej porozmawiać ze Szwedami. Niech pan porucznik zaraz pojedzie do „Kasprowego”. Jeśli ich nie będzie, proszę zaczekać i powiedzieć im, że przyjadę do nich o czwartej po południu i że mam bardzo ważne sprawy do zakomunikowania. Żeby nikt się nie oddalał. Zależy mi, aby w tej rozmowie uczestniczyła cała piątka.
Porucznik wyszedł, zaś podpułkownik nadal wpatrywał się w fotografię, która mu dawała tyle do myślenia. Za parę minut wszedł do pokoju Sven Breman i nawet nie witając się z Kaczanowskim powiedział:
– Obrzydzenie mnie bierze, kiedy patrzę jak morderca Gunhild spokojnie sobie siedzi w knajpie i zażera się różnymi frykasami niszcząc przy tym szlachetne trunki. Kiedy go pan zaaresztuje?
– Kogo?
– Przecież nie tego przystojnego przewodnika czy wesołego waluciarza. Pan dobrze wie, że mówię o Perssonie.
– Pan Persson ma murowane alibi. W krytycznym czasie siedział wraz z całym swoim towarzystwem przy stoliku. Jadł melbę i pił kawę.
– Nie znam pańskich akt, ale trzymam zakład, że to „murowane” alibi opiera się wyłącznie na zeznaniach pozostałej czwórki. Niech pan nie myśli, że Szwedzi są tak szlachetnym narodem, iż zawsze mówią prawdę. Potrafią dobrze łgać. Zwłaszcza, jeśli idzie o zeznania podatkowe. A tutaj dobrało się wyjątkowe towarzystwo. Osterman uzależniony od zamówień Perssona, sekretarz przemysłowca najłatwiejszy do przekupienia nawet nie pieniędzmi, a tylko obietnicą awansu. Żona Ostermana, która tak musi tańczyć, jak mąż jej zagra. No i wreszcie piękna Margareta, sekretarka Ostermana. Ta także nie chciałaby się narazić swojemu pracodawcy. W dodatku marzy jej się awans na przyszłą panią Persson. Ci ludzie, krętacze finansowi, którzy dawno powinni siedzieć w szwedzkim wię zieniu oraz zależne od nich pionki mieliby zeznawać prawdą, aby obciążyć jednego z nich?
– Widzę, że niezbyt pan lubi własnych kapitalistów.
– Jestem – podkreślił szwedzki dziennikarz – członkiem Partii Liberalnej. Uznają prawo do rozwoju prywatnego handlu i przemysłu. Sądzą także, że upaństwowienie całego handlu i przemysłu jest błędem. Człowiek prywatny zawsze będzie produkował taniej i lepiej. Nie dopuści do rozwoju biurokracji i rozmnażania sią różnych leni i nieuków na stanowiskach dyrektorskich. Ale nienawidzą wszelkiej nieuczciwości i wyzysku. A pana Perssona znam głównie od tej najgorszej strony. Osterman także nie lepszy. Czy pan wie, pułkowniku, że oni tutaj, w Zakopanem, bawią się za pieniądze ukradzione państwu? Co tutaj wydadzą, odpisuje się im z podatków jako koszta handlowe i reprezentacyjne. Dzięki takim jak oni, skarb państwa boryka się z trudnościami, inflacja rośnie” a bogaci stają się coraz bogatsi. Nie przeczę, są w Szwecji uczciwi kupcy i przemysłowcy. Jest ich znacznie więcej niż kanciarzy. Ale tych uczciwych nie znajdzie pan dzisiaj w „Kasprowym”. Podobno pan sie tam dzisiaj wybiera?
– Skąd pan wie? – szczerze zdziwił się podpułkownik.
– Przypadek. Po prostu, kiedy do was szedłem, pana pomocnik wsiadał do samochodu i polecił: „Do Kasprowego”. Resztę, łatwo już odgadnąć.
– Tak. Rzeczywiście zamierzam tam pojechać.
– Rozumiem i dam panu pułkownikowi jedną dobrą radę. Jeżeli pan chce z moich rodaków wycisnąć prawdę, musi pan ich solidnie postraszyć. W obliczu własnego niebezpieczeństwa, solidarność tej bandy pryśnie, jak kieliszek rzucony o ścianę.
– Być może.
– Przyjemnie – roześmiał się „król reporterów” – kiedy dwaj ludzie porozumiewają się bez zbędnych słów. Ale chciałbym o jeszcze jedną rzecz zapytać pana pułkownika.
– Jeśli to będzie bez szkody dla śledztwa…
– Na pewno. Czy Gunhild Persson nie miała na ciele żadnych innych obrażeń? Siadów duszenia? Mała ranka po zastrzyku?