Выбрать главу

– Przeprowadzono szczegółową sekcję zwłok. Poza tym uderzeniem w prawą skroń, które spowodowało złamanie kości ciemieniowej i natychmiastowy zgon, nie wykryto żadnych innych powodów śmierci.

– Tak – przyznał Sven Breman – to klasyczny cios karate. Ale przyznam się, pułkowniku, że to mi coraz bardziej nie pasuje do sprawy.

– Wszyscy, których podejrzewaliśmy, łącznie z panem Perssonem są praworęczni. A sam pan stwierdził, że ten karateka musiał być mańkutem.

– Z tego się nie wycofuję. Jeśli karateka, to tylko mańkut.

– Jeśli karateka? – zapytał Kaczanowski.

– Właśnie. Ciągle mi się zdaje, że należy szukać innego rozwiązania zagadki.

Za Szwedem zamknęły się drzwi. Kaczanowski był pełen podziwu dla dziennikarza. Ten człowiek nie czytał akt śledztwa. Nie miał do nich dostępu. Do tego, co wiedział, doszedł własnymi sposobami i własną intuicją. A jednak… Przecież podpułkownik już od pewnego czasu starał się odpowiedzieć na zadawane sobie pytanie: – Czy tylko karate? Czy w tym założeniu nie tkwi podstawowy błąd?

Obaj oficerowie milicji zjawili się punktualnie o czwartej po południu w hotelu „Kasprowy”, gdzie piątka Szwedów czekała na nich. Po przywitaniach, Kaczanowski poprosił wszystkich do małej czytelni czasopism znajdującej się tuż koło kawiarni. Czytelnia została przez porucznika specjalnie zarezerwowana na to spotkanie. Dziwne, ale żaden ze Szwedów słówkiem nie napomknął o przyśpieszeniu terminu wyjazdu. Byli milczący i jakby trochę przestraszeni.

– Proszę państwa – zaczął podpułkownik – nasze śledztwo zbliża się ku końcowi. Nawet dzisiaj mógłbym zaaresztować mordercę. Brak mi jednak kilku drobnych dowodów, które muszą być dokładnie zbadane. Pobyt państwa w „Kasprowym” dobiega końca. Najdalej za trzy, cztery dni być może część z was będzie mogła wyjechać. Ale tylko część.

Nikt nie przerywał, zaś Kaczanowski ciągnął dalej.

– Każde z państwa przed złożeniem zeznań zostało przeze mnie pouczone, że polskie przepisy prawne surowo karzą za fałszywe zeznania. Chciałbym do tego dodać, że nasz kodeks karny w artykule dwieście pięćdziesiątym drugim przewiduje karę więzienia do lat pięciu dla tych osób, które utrudniają prowadzenie śledztwa i ukrywają przestępcę. Ten artykuł dosłownie brzmi: „Kto utrudnia lub udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa uniknąć odpowiedzialności karnej, w szczególności kto sprawcę ukrywa, zaciera ślady przestępstwa albo odbywa za skazanego karę, podlega karze pozbawienia wolności do lat pięciu.”

I tym razem nikt nie zabrał głosu.

– W tej chwili nie chcę nikomu z was stawiać żadnych zarzutów. Gotów jestem uznać, że o pewnych sprawach nie powiedzieliście wskutek zdenerwowania czy zapomnienia. A chciałbym wyjaśnić, że polska jurysdykcja zawsze uważa za okoliczność łagodzącą dobrowolne przyznanie się sprawcy jeszcze przed jego zatrzymaniem przez władze.

Słuchano tych słów w milczeniu. Twarze poważne, nieprzeniknione. Nie padło żadne pytanie.

– A teraz chciałbym państwu opowiedzieć jedną ciekawostkę przyrodniczą. Mamy w Polsce pewien gatunek mrówek. Malutkie, ciemne. Nazywają się „mrówkami faraona”. Podobno dlatego, że znaleziono je w Egipcie w piramidzie faraona Chefrena. Nie jestem przyrodnikiem, nie wiem, ile w tej legendzie jest prawdy. Czy rzeczywiście mrówki faraona przywędrowały do nas z Afryki, z Egiptu czy też z innych stron świata. Faktem jest, że jeszcze piętnaście lat temu te małe owady były w Polsce zupełnie nieznane, a dzisiaj w wielu miastach, zwłaszcza w Warszawie, stały się plagą trudną do wytępienia. Dzięki swoim mikroskopijnym rozmiarom, to są chyba najmniejsze mrówki na świecie, dostają się do mieszkań przez najmniejsze szpary. Są bardzo sprytne. Zakładają swoje gniazda w najrozmaitszych, trudno dostępnych miejscach, gdzie nawet trucizna w aerozolu nie może dotrzeć. Walka z tymi stworzonkami jest ciężka i długa. Bodaj najlepszym sposobem jest wysypywanie na ich drogach kwasu bornego. Nie lubią zapachu tego kwasu i dobrowolnie wynoszą się z takiego mieszkania.

– Mamy i w Zakopanem te mrówki – powiedział porucznik nieco zdziwiony, bo nie rozumiał, do czego jego szef zmierza.

– Tak. Mrówki faraona szybko rozmnożyły się w całej Polsce. Słyszałem, że także pojawiły się w wielu innych krajach. Nie są od nich wolne zarówno Niemcy, jak i Francja. Zawędrowały także na europejskie tereny Związku Radzieckiego, no i naturalnie na Bałkany. Jest to mrówka domowa, żyjąca wyłącznie w pomieszczeniach zamieszkałych przez ludzi. Ciekawe, że w pustym, niezamieszkałym domu, mrówki faraona nigdy się nie zadomowią, chociażby tam miały w bród żywności. Zresztą nie są one wybredne w wyszukiwaniu żeru. Mogą się odżywiać nawet drewnem czy tynkiem. Były już wypadki, że potrafiły w domach mieszkalnych zjeść cały strop i doprowadzić do zawalenia się budynku.

– Zaobserwowano ogromnie interesujący i jak dotychczas zupełnie nie wytłumaczony fakt – opowiadał dalej podpułkownik. – Jeśli w danej okolicy, w danym budynku czy choćby tylko w mieszkaniu ma się zdarzyć jakaś katastrofa, na przykład grozi powódź, czy też za parę dni wybuchnie pożar lub dojdzie do innego nieszczęścia, mrówki faraona nagle znikają z zagrożonego terenu. To bardzo dziwne, ale prawdziwe. Przed kilku laty straszne trzęsienie ziemi nawiedziło Bukareszt. Były tysiące zabitych i rannych. W gruzach legła duża część miasta. Zaobserwowano, że z całego Bukaresztu mrówki faraona wyniosły się co najmniej na dwa tygodnie przed katastrofą. Wróciły po przeszło miesiącu, kiedy ziemia zupełnie się uspokoiła. To jeszcze można by jakoś wytłumaczyć. Widocznie te stworzonka posiadają jakiś bardzo czuły sejsmograf, który ich ostrzega przed trzęsieniem ziemi dużo wcześniej niż to mogą uczynić aparaty konstruowane ludzką ręką. Ale są inne, bardziej zaskakujące fakty. Oto w domu, w którym mieszkam w Warszawie, wybuchł w jednym z mieszkań, niegroźny zresztą, pożar. Dziewczyna wychodząc z tego mieszkania zostawiła w popielniczce nie zgaszonego papierosa. Od niego zajął się jakiś papier pozostawiony w tej popielniczce. Następnie zapalił się obrus leżący na stole i dalej pożar rozprzestrzeniał się bez żadnych przeszkód. Na szczęście jakiś przechodzeń zauważył dym wydobywający się z okna i zaalarmował straż ogniową. Ta przyjechała i ugasiła pożogę. Ocalała reszta mieszkania. Spłonął doszczętnie jeden pokój. I co państwo na to powiecie? Tydzień wcześniej mrówki faraona znikły z całej kamienicy. Widocznie znalazły jakieś lepsze lokum, bo już do nas nie powróciły. Nauka nie jest w stanie wytłumaczyć tego instynktu mrówek faraona, pozwalającego im uniknąć rozlicznych niebezpieczeństw. To są po prostu zjawiska z dziedziny parapsychologii, uchylające się od zarejestrowania naszymi pięcioma zmysłami.

– Ciekawe – mruknął Ragnar Osterman.

– Byłoby dobrze, aby ludzie także mieli choć małą cząstkę tego instynktu, jaki mają mrówki faraona. Żeby umieli, kiedy grozi im namacalne niebezpieczeństwo, uniknąć przykrości i zagrożenia. Na przykład procesu o składanie fałszywych zeznań i utrudnianie śledztwa. Ludzie, którzy razem wsiedli na statek nie muszą nim jechać tak długo, aż ten statek rozbije się na skałach. Byłby szaleńcem ten podróżnik, który widząc, że okręt niechybnie w najbliższym czasie zatonie, nie wysiadł w porcie czy choćby nie wskoczył do łodzi ratunkowej. Taka łódź ratunkowa zawsze czeka na podróżnych.

Zapanowało ciężkie milczenie. Podpułkownik celowo go nie przerywał. Dopił swoją kawę i podnosząc się z fotela zakończył zebranie.

– Dziękuję państwu – powiedział – żeście mnie tak pilnie wysłuchali. Mam nadzieję, że się rozumiemy. Co do mnie, cały jutrzejszy dzień spędzę w Komendzie Miejskiej MO. Muszę do końca przemyśleć pewne problemy. A pojutrze aresztuję zabójcę Gunhild Persson. Do widzenia państwu – na tym ostatnim zdaniu Kaczanowski położył specjalny akcent.