– A później milczałam świadomie. Powiedziałam przecież, dlaczego nie możemy się narażać Perssonowi.
– Ukrywała pani zabójcę.
– Dzisiaj widzę to wyraźnie. Wtedy miałam pewne złudzenia.
– Kto z was zaproponował, abyście zapewnili sobie nawzajem alibi?
– To Ragnar się z tym wyrwał. A poparł go Marek Daniec. Ale wtedy myśleliśmy, że Gunhild zginęła z powodu tej bransoletki.
– Nie wszyscy tak myśleli. Byli wśród was przecież i tacy, którzy znali całą prawdę lub choćby jej część.
– Ale ani ja, ani Ragnar tej prawdy nie znaliśmy. Wtedy nie mieliśmy intencji ukrywania kogoś spośród nas.
– To przyszło dopiero później.
– Ragnar, kiedy usłyszał od pana pułkownika, że bransoletka się odnalazła i że nie ona była przyczyną śmierci Gunhild przypuszczał, że zabójcą jest Persson, Rozmawiał ze mną na ten temat i radził się jak postąpić. Czy nie przyjść do was i podzielić się swoimi wątpliwościami. Ponieważ ja wiedziałam więcej, poradziłam mu, aby milczał, bo Rolfowi niczego nie udowodnią, a my się jemu śmiertelnie narazimy. Przekonałam go.
– To bardzo ładnie z pani strony – uśmiechnął się podpułkownik – że pani usiłuje wziąć całą winę na siebie.
– Po prostu on nie widział Margarety schodzącej na dół do toalety.
– Czy Persson mógł ją zobaczyć?
– Nie. Przecież stał tyłem do szatni, a schody na dół są tuż przy szatni.
– A pani Gunhild?
– Ona by mogła widzieć. Ale tak była zajęta kłótnią, że i mnie nie zauważyła, chociaż przeszłam koło niej o najwyżej półtora metra. Szafka z papierosami znajduje się po przeciwnej stronie szatni niż schody. Właśnie bliżej tej części holu siedziała Gunhild. Mogłabym nawet wskazać, na którym fotelu.
– To raczej nie będzie potrzebne.
– Co pan teraz zrobi z małą mrówką faraona? – Inga Osterman nie traciła rezonu.
– W ogóle nie wiem, co z wami zrobić?
– Jutro pan aresztuje zabójcę Gunhild Persson?
– To jest mój obowiązek. Powiedziałem warn to już – wczoraj.
– Mnie też?
– Chyba nie będzie tak źle – uśmiechnął się podpułkownik – wprawdzie pani na to całkowicie zasłużyła. Ale porozumiem się z prokuratorem i może uda mi się przekonać go, że pani wyraziła skruchę i naprawiła swoje winy. A przede wszystkim złożyła pani bardzo ważne zeznania. Rozstrzygające o wynikach śledztwa. Mówią, że skrucha przebija niebiosa. Może więc znajdzie łaskę i wybaczenie także w prokuraturze. Pani zeznania mają tak wielką wagę, że prokurator będzie chciał ją osobiście przesłuchać.
– Powtórzę jedynie to, co tu dzisiaj powiedziałam. Mówiłam szczerą prawdę. Nic już nie ukryłam. Mogę na to przysiąc. To samo powtórzę, jeśli będzie potrzeba i w sądzie.
– Przesłuchiwałem was wszystkich – wyjaśnił podpułkownik – w języku angielskim. Także protokoły milicyjne zostały sporządzone po angielsku i przetłumaczone następnie na polski. To jest pewna nieformalność, bo przepisy wymagają wezwania tłumacza przy
przesłuchiwaniu osoby nie władającej polskim. Takiego tłumacza z języka szwedzkiego w Zakopanem nie ma. Ale kiedy będziecie zeznawali u prokuratora, wtedy cała procedura odbędzie się zgodnie z artykułem 159 kodeksu postępowania karnego.
– Nie mam żadnych zastrzeżeń, co do sposobu przesłuchania mnie – stwierdziła pani Osterman.
– Poruczniku, skończyliście pisać protokół?
– Już kończę.
– A nie narobiliście zbyt dużo błędów w pisowni angielskiej?
– Chyba nie. Jeszcze w szkole zawsze byłem silniejszy w pisaniu niż w mowie.
– No to przeczytajcie nam, coście tam uwiecznili. A potem niech pani Osterman sama przestudiuje i podpisze, i na końcu, i na dole każdej strony.
– Czy jestem wolna?
– Tak jest. Do widzenia pani i dziękujemy za ważne zeznania.
– A zatem Margareta! – zawołał porucznik ledwie za Szwedką zamknęły się drzwi. – Jak ona zręcznie się maskowała.
– Maskowała?
– Niczym nigdy się nie zdradziła, że jest leworęczna. Obserwowałem ją uważnie, bo i mnie czasami nachodziły wątpliwości, że jeżeli nie Persson, to jeszcze tylko ona miała interes w usunięciu Gunhild z grona żywych. Ale że ona zna karate, tego nawet „król reporterów” nie przewidział, chociaż tak się przechwalał, że wszystko wie o naszych Szwedach. U nas w Polsce kobiety podobno uprawiają judo, ale żeby karate? O tym nigdy nie słyszałem.
– Ona na pewno nie zna karate – stwierdził krótko podpułkownik.
– Więc to nie ona zabiła Gunhild?
Janusz Kaczanowski nie zdążył odpowiedzieć, kiedy do pokoju wszedł Sven Breman z nieodłącznym niedopałkiem papierosa w ustach. Jak zwykle nie przywitał się z obecnymi w gabinecie, lecz z daleka kiwnął im ręką.
– Winszuję, pułkowniku. Widzę, że moi rodacy stoją w ogonku,- aby zeznać prawdę. Musiał pan im dać dobrą nauczkę. Siedziałem w swoim pokoju i obserwowałem w jakiej kolejności tutaj się zjawiali. I czy wszyscy wychodzą z tego budynku. Przyznam się, że widok Perssona opuszczającego komendę trochę mnie zdziwił. Było już trzy osoby i tyleż ich stąd wyszło. Stąd wniosek, że zabójca jeszcze nie przyszedł.
– Mam nadzieję, że jednak przyjdzie. Życzę mu tego z całego serca.
– Ale pan przed tym wiedział, kim on jest. Prawda?
– Tak, wiedziałem.
– Kolorowa fotografia? Ta, której jedną odbitkę pułkownik mi łaskawie podarował. Czy tak?
– Przed panem nic się nie ukryje – w głosie podpułkownika słychać było szczere uznanie.
– A jednak popełniłem poważy błąd. Aż do wczoraj byłem przekonany, że to Persson. Ten zsunięty ze stopy pantofelek uszedł mojej uwagi.
– Persson doskonale pasował do tej zbrodni. Ta śmierć wybawiała go z bardzo poważnych kłopotów. I zjawiła się jak na jego zawołanie. Ja także długo uważałem go za kandydata na ławę oskarżonych. Tego samego zdania był także i mój pomocnik. W końcu jednak rozwiązanie całej sprawy okazało się zupełnie inne. Długo błądziliśmy po omacku. Że wyszliśmy z mroku, to między innymi zasługa porucznika Motyki, który pierwszy spostrzegł, że zeznania pańskich rodaków są zbyt piękne, aby mogły być prawdziwe. Ale i pan, redaktorze, także przyczynił się do zamącenia obrazu.
– Przyznaję – roześmiał się dziennikarz – moja wina. Ja sam także tym sobie zaszkodziłem. Nieraz pewnych faktów nie można tłumaczyć w najprostszy sposób. Nawet jeśli się jest niezłym karateką. Jutro pan zaaresztuje zabójcę?
– Jeśli dziś nie przyjdzie…
– Jutro nadam sensację, która wstrząśnie Sztokholmem. A może nawet zdążę dzisiaj? Idę do swojego pokoju hotelowego, aby przez okno obserwować wejście do komendy milicji. Trochę mi żal tej dziewczyny.
– Mnie też.
– Wasze prawa są bardziej surowe niż szwedzkie. W Sztokholmie udałoby się jej wykręcić jakimś małym wyrokiem.
– Nasz sąd na pewno nie będzie okrutny, a jedynie sprawiedliwy.
– Persson stanie na głowie, aby dziewczynie zapewnić jak najlepszą obronę.
– Przypuszczam. Sprawa jednak nie jest zbyt skomplikowana i sądzę, że wyrok nie będzie surowy.
– Będzie aresztowana?
– My, milicja, tylko ją zatrzymamy. Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu wydaje prokurator po osobistym przesłuchaniu podejrzanego.
Szwed machnął ręką.
– Wasze przepisy postępowania karnego niewiele mnie obchodzą. Wiem też, że formalnie wszystko będzie w porządku. Tylko mówię, że mi jej żal. No, ale idę do hotelu na swój punkt obserwacyjny. Chciałbym móc jutro wyjechać. Czekają na mnie inne, także ciekawe sprawy.
Rozdział XV