Выбрать главу

– Kiedy to było? Czy on podszedł do waszego stolika?

– Nie. Wszedł na salę i z daleka kiwnął na mnie. Rozmawialiśmy na schodach. To trwało najwyżej dwie, trzy minuty. Pożegnaliśmy się i on zszedł na dół.

– Czy orkiestra wtedy grała?

– Tak.

– Pani Persson tańczyła?

– Tak. Tańczyła. Przypominam sobie to wyraźnie, bo przechodząc koło nich powiedziałem jej zwykły komplement. Pochwaliłem, że są najlepiej tańczącą parą na parkiecie. To zresztą było szczerą prawdą, bo ona i Szaflar mogliby brać udział w konkursach.

– A potem?

– Potem już pana Bujaka nie widziałem.

Marek Daniec w dalszym ciągu ofiarowywał porucznikowi swoje usługi jako tłumacz, ale oficer milicji podziękował.

– Dam sobie jakoś radę – powiedział i jednocześnie w duchu dziękował nauczycielom, którzy byli nieubłagani przy nauce angielskiego. W tym więc języku rozmawiał z panem Rolfem Perssonem.

Szwed był spokojny, ale stanowczy.

– Domagam się – tak zaczął rozmowę – jak najszybszego ujęcia przestępcy. Poza tym nie możemy siedzieć w Zakopanem do końca świata. Sprawa przecież jest jasna. Wiadomo, jaki był powód zbrodni i pan chyba także nie ma żadnych wątpliwości, w jakich kręgach należy szukać mordercy.

– Przecież państwo i tak mieli być w Zakopanem co najmniej dwa tygodnie.

– Mieliśmy takie zamiary. Ale, niestety, wobec ciosu, jaki mnie spotkał, dalszy pobyt tutaj uważam za bezcelowy. Muszę wracać do Sztokholmu. Zająć się pogrzebem. Poza tym pilne interesy firmy także wzywają mnie do powrotu.

– Doskonale pana rozumiem. Zrobimy co w naszej mocy, aby wasz pobyt tu trwał jak najkrócej. Powiedział pan, że pan wie, w jakich kręgach należy szukać mordercy. Co, czy kogo pan miał na myśli?

– Żona stale tańczyła z pewnym młodym człowiekiem. Przewodnik górski. Dla takiego bransoletka stanowiła prawdziwą fortunę.

– Pan oskarża Andrzeja Szaflara o zabójstwo pańskiej żony?

Szwed zmieszał się.

– Nikogo nie oskarżam – odpowiedział – ale sugeruję władzom, że tę sprawę należy wyjaśnić.

– Na pewno to wyjaśnimy. Ale nie możemy się ograniczać do tego jednego tropu. Mogą być i inni podejrzani.

– Jacy?

– Mówię to tylko przykładowo. Zdarza się na przykład, że mąż woli zbrodnię zamiast rozwodu.

Cios był celny. Szwed w pierwszej chwili otworzył usta i nie mógł wydobyć z nich słowa. Wreszcie odzyskał równowagę.

– Pan mnie oskarża o zabicie żony i o rabunek bransoletki?

– Nikogo nie oskarżam. Dałem panu jedynie przykład, że sprawa może mieć różne aspekty. To samo dotyczy bransoletki. A może w ogóle nie została zrabowana?

– Jak to?

– To proste. Pani Persson mogła jej tego dnia nie włożyć. Mogła ją zgubić albo podarować komuś.

– Za parę dni tańca zapłata w wysokości dziesięciu tysięcy dolarów?

– Zna pan chyba powiedzenie, że kobiety są nieobliczalne. Ale nie spotkaliśmy się tutaj, aby prowadzić akademickie dyskusje. Proszę, niech pan mi opowie przebieg tego ostatniego wieczoru w „Nosalu”.

Szwed dziwnie się uspokoił, a nawet spokorniał.

– Przyjechaliśmy jak zwykle około godziny ósmej wieczorem. Zamówiliśmy kolację. Wypiliśmy jakiś koktajl. Muzyka była przyjemna. Panie lubią tańczyć. Ja również tańczyłem, chociaż poruszam się na parkiecie jak niedźwiedź w cyrku. Żona bardzo lubiła tańczyć i znalazła doskonałego partnera w tym przewodniku. Ja byłem zadowolony, że Gunhild dobrze się bawi.

– Ile razy pan tańczył?

– Dwa razy. Raz z Ingą i raz z Margaretą.

– Odwiedzał pan barek?

– Tak. Kiedy poprosiłem do tańca Margaretę, orkiestra zagrała jakąś diabelską melodię. Po paru minutach tchu nie mogłem złapać. Poszliśmy do barku trochę się ochłodzić. Potem wróciliśmy do stolika i już się stamtąd nie ruszaliśmy, aż do momentu, kiedy Marek przyszedł nam powiedzieć o nieszczęściu.

– Do toalety pan nie wychodził?

– Nie.

– A pozostali?

– Marek chyba wychodził do tego waluciarza, który nam dostarczał polskich pieniędzy. To zupełnie legalna transakcja. Cała waluta wpływa do banku. U was są różne kursy i to można wykorzystać.

Oficer milicji nie uczynił żadnej uwagi.

– Chyba Inga raz poszła do toalety. No i jak wie my Gunhild. Na swoje nieszczęście. Teraz rozumiem, dlaczego panie lubią tam zawsze chodzić we dwie.

– Pan pamięta ostatni zestaw melodii granych przez orkiestrę, zanim poszli na kolację?

– Melodii nie pamiętam, ale wiem, że wtedy w piątkę siedzieliśmy przy stoliku. Nie było Gunhild.

– Tańczyła?

– Nie widziałem jej na parkiecie. Ani Szaflara.

– A Franciszek Bujak. Ten od walut?

– Jego także nie widziałem. Tylko jak rozmawiał z Markiem. Ale to było dużo wcześniej. Gdzieś zaraz po naszym przybyciu do lokalu.

– Dlaczego stale bywaliście w „Nosalu”?

– To Gunhild tak się ten lokal podobał. Zresztą, przyznaję, jest zupełnie niezły.

– Czy poza Szaflarem pana żona nie zawarła jakichś innych znajomości?

– Nie. Gunhild uwielbiała taniec. Kiedy więc znalazła równego sobie partnera, z żadnym innym nie tańczyła.

Kończąc rozmowę z panem Perssonem, oficer milicji uprzedził;go, że wszyscy wezwani dzisiaj będą jeszcze oficjalnie przesłuchani. Gdyby Pan Persson przypomniał sobie jakieś istotne szczegóły z przebiegu ubiegłego wieczoru, nadarza się okazja poinformowania o tym milicji. Natomiast szwedzki przemysłowiec ponownie nalegał, aby całe towarzystwo mogło jak najprędzej opuścić Zakopane. W formie nieco zawoalowanej groźby mówił nawet, że poprosi swoją ambasadę o interwencję w tej sprawie.

Inga Osterman niewiele miała do powiedzenia. Przyznała, że tańczyła trzy razy. Ze swoim mężem zaraz na początku, a później z jakimś Polakiem. Raz także udała się do toalety, aby poprawić urodę. Nie spotkała tam nikogo. Widziała panią Gunhild, jak tańczyła z przewodnikiem. Zresztą pan Szaflar siedział przez pewien czas przy ich stoliku. Pomysł przyjazdu do Zakopanego wyszedł od niej, bo dużo słyszała o urokach Tatr od znajomych Polaków. Z Perssonami są od lat zaprzyjaźnieni i bardzo często wybierają się razem za granicę. To zupełnie naturalne, że przemysłowcy, ludzie ogromnie zajęci, zabierają ze sobą swoich sekretarzy, bo nawet na urlopie trzeba czuwać nad interesami. Mogą oczywiście powstać podejrzenia, że mąż i taka ładna sekretarka… Ale to nieprawda. Margareta jest korekt pod tym względem. W ogóle to miła dziewczyna.

– Do barku pani nie chodziła?

– Nie. Raz tam byłam, aby kupić dla orkiestry butelkę koniaku. Zagrali bowiem melodię, z którą łączą mnie piękne wspomnienia. Więcej tam nie byłam.

– Chodziła pani na wycieczki z Szaflarem?

– Tak, chodziłam. Było bardzo przyjemnie.

– W tych wycieczkach brali także udział Polacy?

– Tak. Z tego pensjonatu, gdzie pracuje pan Szaflar?

– Poznała pani tych ludzi?

– Jak to na wycieczce. Z niewielu z nich mogłam się swobodnie porozumiewać. Znam tylko angielski, który w Polsce nie jest najbardziej popularny. Mężowi i Gunhild było łatwiej, bo władają także niemieckim. Szczególnie Gunhild dobrze znała ten język.

– Czy kogoś z tamtych wycieczkowiczów widziała pani wczoraj w „Nosalu”?

– Jedynie pana Szaflara.

– A teraz dyskretne pytanie. Czy pani Persson była zakochana w Szaflarze i on w niej? Przed kobietą takie sprawy przecież się nie ukryją.

– Niewątpliwie Szaflar bardzo się podobał Gunhild. Ona jemu chyba także. To może było trochę więcej

niż flirt. Ale na pewno Gunhild nie posunęła się za daleko. Szwedki przed ślubem prowadzą bardzo swobodne życie. Mamy nieco inną moralność niż narody żyjące na południe od Skandynawii. Natomiast w małżeństwie zdrada kobieca jest raczej rzadkością. Poza tym taki krok Gunhild ogromnie by skomplikował stosunki finansowe tego małżeństwa. To dla Gunhild byłoby zbyt wielkie ryzyko. No, a co się tyczy pana Szaflara… Gunhild była efektowną, a nawet można powiedzieć piękną kobietą. Przy tym była inteligentna, wesoła, doskonale tańczyła. Miała wszystkie atuty, aby mu się też podobać. Ale on doskonale rozumiał sytuację i także nie chciał się bardziej angażować. Wiedział, że to kilkudniowa, przelotna znajomość. Urwie się bezpowrotnie wraz z naszym wyjazdem stąd.