Выбрать главу

– Alicjo, dzisiaj nastąpił przełom w sprawie, nad którą pracuję. Przełom, na który, prawdę mówiąc, niezbyt liczyłem. Zaryzykowałem, ale czasami to się opłaca. – Przypomniał sobie strach, który dostrzegł tego ranka w oczach LuAnn. – Tyle musi się człowiek nawęszyć, a nigdy nie wie, czy coś z tego wyniknie. No, ale w tym cały urok tej gry.

– To cudownie, Thomasie, tak się cieszę. Ale chyba nie narażałeś się na niebezpieczeństwo? Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś ci się przytrafiło.

Odchylił się na oparcie i wrócił pamięcią do dramatycznych wydarzeń tego poranka.

– Nie ryzykuję bez potrzeby. Wyrosłem z tego. Brawurę zostawiam młodzieży, stawiającej pierwsze kroki w zawodzie. – Mówił to uspokajającym tonem.

Zerknął na nią z ukosa. Miała minę dziecka, które z zapartym tchem słucha swojego ulubionego bohatera opowiadającego o ostatniej przygodzie. Dopił drinka. Bohater. Lubił się nim czuć. Kto tego nie lubi? Komu nie zależy na staniu się od czasu do czasu obiektem takiego dziecinnego podziwu? Uśmiechnął się i uścisnął drobną dłoń Alicji.

– Coś ci obiecam. Kiedy skończę pracę nad tym artykułem, wybierzemy się na długie wakacje. Tylko ty i ja. W jakiś ciepły zakątek, gdzie jest co pić, można odpocząć i gdzie będę mógł odkurzyć swoje talenty żeglarskie. Od dawna nie brałem urlopu i nie przychodzi mi do głowy nikt inny, z kim chciałbym go spędzić. Co ty na to?

Położyła mu głowę na ramieniu i ścisnęła mocno za rękę.

– Cudownie.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY

– Zaprosiłaś go na lunch?! – Charlie patrzył na LuAnn z mieszaniną gniewu i frustracji. – Raczysz mi zdradzić, czemu to zrobiłaś? A na początek powiesz mi może, po co tam, u licha, pojechałaś?

Rozmawiali w gabinecie Charliego. LuAnn stała obok wielkiego biurka, Charlie siedział za nim. Obracał w palcach grube cygaro, które odwinął z celofanu, ale nie przypalał, zbulwersowany informacją o porannej wycieczce LuAnn.

LuAnn patrzyła na niego wyzywająco.

– Nie mogłam tu bezczynnie siedzieć.

– Mówiłem ci, że sam się tym zajmę. Co, już mi nie ufasz?

– Oczywiście, że ufam, Charlie, nie o to chodzi. – LuAnn spuściła trochę z tonu, przysiadła na poręczy fotela i pogładziła przyjaciela po przerzedzających się włosach. – Pomyślałam sobie, że jeśli spotkam się z Riggsem, zanim ten zdąży cokolwiek przedsięwziąć, przeproszę go i skłonię, żeby nie mieszał się do naszych spraw, to wszystko się jakoś ułoży.

Charlie pokręcił głową i skrzywił się, bo w tym momencie łupnęło go w lewej skroni. Odetchnął głęboko i otoczył LuAnn ręką w talii.

– LuAnn, odbyłem dzisiaj rano bardzo owocną rozmowę z Johnem Pembertonem.

– Z kim?

– Z tym agentem od nieruchomości. Facetem, który sprzedał nam ten dom. Nieważne. Otóż Pemberton zna w tym miasteczku wszystkich i doskonale wie, co się tu dzieje. W tej chwili tropi w naszym imieniu osobnika z hondy.

LuAnn odsunęła się od niego gwałtownie.

– Chyba mu nie powiedziałeś…

– Uraczyłem go zmyśloną historyjką. Przełknął ją bez mrugnięcia okiem. Zdążyliśmy oboje nieźle opanować tę sztukę, prawda?

– Czasami wydaje mi się, że aż za dobrze – mruknęła ponuro LuAnn. – Coraz mi trudniej oddzielić prawdę od fikcji.

– Rozmawiałem też z Pembertonem o Riggsie. Próbowałem dowiedzieć się czegoś o jego przeszłości, zorientować, co to za jeden.

– Nie był gliniarzem. Pytałam go i zaprzeczył.

– Wiem, pomyliłem się.

– No więc jak z nim, u licha, jest? I po co ta cała tajemniczość?

– Pemberton podejrzewa, że Riggs był szpiegiem na usługach rządu.

LuAnn zrobiła wielkie oczy.

– Szpieg? Taki jak ci z CIA?

– Diabli go tam wiedzą. Tacy faceci nie rozgłaszają, kto ich zatrudniał. Nikt nic pewnego o nim nie wie, nawet Pemberton.

LuAnn wzdrygnęła się na wspomnienie o informacjach na swój temat, które Riggs tak szybko zebrał. To by się zgadzało. Ale nadal nie była do końca przekonana.

– I teraz stawia płoty w Wirginii. Myślałam, że szpiegom nie pozwalają przechodzić w stan spoczynku.

– Za dużo się naoglądałaś filmów sensacyjnych. Nawet szpiedzy zmieniają pracę i odchodzą na emeryturę, zwłaszcza teraz, kiedy skończyła się zimna wojna. Poza tym wywiad ma wiele specjalizacji. Nie we wszystkich chodzi się w trenczu, z pistoletem w rękawie, i planuje zamachy na dyktatorów obcych państw. Mógł być zwyczajnym urzędasem i oglądać w biurze zdjęcia satelitarne Moskwy.

LuAnn wróciła pamięcią do spotkania z Riggsem w jego domu. Ta jego swoboda w obchodzeniu się ze strzelbą, ten zmysł obserwacyjny i znajomość broni palnej. I wreszcie zimna krew oraz pewność siebie. Pokręciła zdecydowanie głową.

– Nie wygląda mi na urzędnika.

Charlie westchnął głęboko.

– Mnie też nie. No i jak poszło?

LuAnn cofnęła się pod ścianę, oparła o framugę i zahaczyła kciukami za szlufki dżinsów, w które się po powrocie przebrała.

– Zdobył już garść informacji o mnie i o hondzie. Jeśli chodzi o te dotyczące mnie, to wszystkie pochodzą z mojego spreparowanego życiorysu, a więc od tej strony jesteśmy kryci.

– A co z hondą?

LuAnn pokręciła głową.

– Wynajęta w Waszyngtonie. Chyba na fałszywe nazwisko. To prawdopodobnie ślepa uliczka.

– Szybko działa ten Riggs. Skąd to wszystko wiesz?

– Przeprowadziłam małe rozpoznanie w jego gabinecie. Nakrył mnie i postraszył strzelbą.

– Boże, LuAnn, jeśli on rzeczywiście był szpiegiem, to masz szczęście, że nie odstrzelił ci głowy.

– Nie myślałam, że to będzie takie ryzykowne. Dopiero w trakcie się okazało.

– Ty i to twoje zamiłowanie do igrania z losem. Wtedy w Nowym Jorku też poszłaś na losowanie. Powinienem się za ciebie ostrzej wziąć. Coś jeszcze?

– Przyznałam mu się, że rzeczywiście zaniepokoił nas ten incydent z pościgiem i że staramy się go wyjaśnić.

– I co on na to, uwierzył? – spytał sceptycznie Charlie.

– Przecież mówiłam prawdę, Charlie – zaperzyła się. – Całą mnie ciarki przechodzą, kiedy mam po temu okazję, a nieczęsto się ona nadarza.

– Dobrze już, dobrze. Nie chciałem cię urazić. Boże, rozmawiamy jak stare małżeństwo.

LuAnn uśmiechnęła się.

– Bo jesteśmy starym małżeństwem. Mamy tylko trochę więcej niż inni wspólnych sekretów.

Charlie posłał jej uśmiech i wreszcie przypalił sobie cygaro.

– A więc naprawdę uważasz, że Riggsa mamy z głowy? Że nie będzie tu węszył?

– Myślę, że jest bardzo zaintrygowany, i wcale mu się nie dziwię. Ale obiecał, że nie będzie drążył dalej sprawy, i ja mu wierzę. Sama nie wiem, dlaczego, ale wierzę.

– A co z tym zaproszeniem na jutrzejszy lunch? Jak rozumiem, chcesz go lepiej poznać?

LuAnn studiowała przez chwilę twarz Charliego. Czy tylko jej się wydawało, czy dostrzegała cień zazdrości? Wzruszyła ramionami.

– W ten sposób będziemy go mieli na oku i może dowiemy się o nim czegoś więcej. Może on też ma coś do ukrycia. Wszystko na to wskazuje.

Charlie wydmuchnął kłąb cygarowego dymu.

– Jeśli zatem z Riggsem sprawa załatwiona, to pozostaje nam tylko gość z hondy.

– Mało ci?

– Lepsze to niż dwa zmartwienia naraz. Jeśli Pembertonowi uda się go namierzyć, to może wypłyniemy na spokojne wody.

LuAnn popatrzyła na niego nerwowo.

– Jakie masz względem niego zamiary?

– Jeszcze się nie zdecydowałem. Chyba zagram z nim w otwarte karty, zapytam wprost, czego chce. Jeśli pieniędzy, to zobaczymy, co się da zrobić.

– A jeśli nie chodzi mu tylko o pieniądze? Jeśli wie o loterii?

Charlie wyjął cygaro z ust i spojrzał jej w oczy.

– Nie chce mi się w to wierzyć. Ale jeśli wie, a szanse na to są jak jeden do miliarda, to jest jeszcze na świecie mnóstwo innych miejsc, w których możemy osiąść, LuAnn. Jeśli trzeba będzie, możemy stąd wyjechać choćby jutro.

– Znowu uciekać? – spytała ze znużeniem.

– Pomyśl o odwrotnej sytuacji. Niezbyt pociągająca. Podeszła i wyjęła mu cygaro z palców. Pociągnęła, wydmuchnęła powoli dym i oddała mu je.

– Kiedy Pemberton ma się z tobą skontaktować?

– Nie umawialiśmy się konkretnie. Może jeszcze dzisiaj, może za tydzień.

– Daj mi znać, kiedy się odezwie.

– Pierwsza się o tym dowiesz, milady.

LuAnn odwróciła się, żeby wyjść.

– Aha, czy ja też jestem zaproszony na ten jutrzejszy lunch? – zapytał Charlie.

Obejrzała się przez ramię.

– Liczę na twoją obecność, Charlie.

Uśmiechnęła się i wyszła. Charlie wstał i przez chwilę patrzył za nią, jak sunie z gracją korytarzem. Potem zamknął drzwi gabinetu, wrócił z cygarem w ustach za biurko i popadł w zadumę.

Riggs miał na sobie luźne spodnie i wzorzysty sweter, spod którego wyglądała krawędź kołnierzyka koszuli. Przyjechał pożyczonym jeepem cherokee, bo pickupa z uszkodzonym zderzakiem oddał do warsztatu. Jeep jakoś lepiej harmonizował z tym szykownym otoczeniem niż jego poobtłukiwana półciężarówka. Przygładził świeżo umyte włosy, wysiadł z cherokee i wszedł na schody prowadzące do drzwi frontowych. Ostatnio rzadko nosił garnitur, wkładał go tylko na spotkania towarzyskie w miasteczku. Uznał, że na dzisiejszą okazję taki oficjalny strój będzie zbyt pretensjonalny. Przecież to tylko lunch. I kto wie, może pani domu poprosi go, żeby coś na miejscu zreperował.

Pokojówka, która otworzyła drzwi, wprowadziła Riggsa do biblioteki. Riggs był ciekaw, czy jest obserwowany. Może tu też są kamery wideo, a Catherine Savage i jej przyboczny Charlie siedzą w jakimś pokoju zastawionym od podłogi po sufit monitorami telewizyjnymi, skąd go obserwują?

Rozejrzał się po przestronnym pomieszczeniu pełnym książek. Ciekawe, czy są tu tylko na pokaz. Bywał już u ludzi, którzy tylko po to je trzymali. Ale tutaj chyba tak nie było. Jego uwagę przyciągnęła kolekcja fotografii na obramowaniu kominka. Był na nich Charlie i dziewczynka bardzo podobna do Catherine Savage, ale na żadnym nie dostrzegał samej Catherine Savage. Dziwne, ale równie zagadkowa była też ta kobieta, a więc uznał to za coś w rodzaju konsekwencji.