Выбрать главу

Odwrócił się, kiedy otworzyły się dwuskrzydłowe drzwi. Pierwsze spotkanie z tą kobietą na stryszku stodoły nie przygotowało go na to drugie.

Złote włosy opadały kaskadą na poszerzane ramiona czarnej sukienki sięgającej do pół łydki i podkreślającej dyskretnie linie smukłego, zgrabnego ciała. Riggsowi przemknęło przez myśl, że strój ten byłby tak samo odpowiedni na targi stanowe, jak i na kolację w Białym Domu. Do tego czarne pantofelki na niskim obcasie. Kojarzyła mu się ze zwinną, umięśnioną panterą. Po chwili zastanowienia uznał urodę tej kobiety za niezaprzeczalną, ale i nie za idealną. Gdzież zresztą szukać ideałów? Zauważył jeszcze jeden znaczący szczegół: chociaż wokół jej oczu zaczynała się już tworzyć siateczka drobniutkich zmarszczek, to w kącikach ust nie było ani jednej, tak jakby w ogóle się nie uśmiechała.

Dziwne, ale ledwie widoczna blizna na szczęce czyniła ją w jego oczach jeszcze bardziej pociągającą. Może dlatego, że sugerowała jakieś dramatyczne przejścia w przeszłości.

– Cieszę się, że zdołał się pan wyrwać – powiedziała, podając mu rękę. Riggsa zdumiała siła jej uścisku. Odniósł wrażenie, że te długie palce połykają jego dużą, pokrytą odciskami dłoń. – Wiem, że przedsiębiorcy budowlani mają w ciągu dnia wiele niecierpiących zwłoki spraw. Nigdy nie macie czasu dla siebie.

Riggs obrzucił znaczącym spojrzeniem ściany oraz sufit biblioteki.

– Słyszałem, że przeprowadzała tu pani generalny remont.

– Charlie nad wszystkim czuwał. Ale moim zdaniem poszło to dosyć sprawnie. W każdym razie z efektu końcowego jestem zadowolona.

– Nie wątpię.

– Lunch będzie gotowy za pięć minut. Sally poda go na tylnej werandzie. Jadalnia jest obliczona na pięćdziesiąt osób i w trójkę czulibyśmy się w niej chyba trochę nieswojo. Napije się pan czegoś, zanim siądziemy do stołu?

– Nie, dziękuję. – Wskazał na fotografie. – To pani córka czy młodsza siostra?

Zarumieniła się.

– Córka – odparła, siadając na sofie. – Ma na imię Lisa i w tym roku skończyła dziesięć lat. Aż się wierzyć nie chce, jak ten czas leci.

Riggs spojrzał na nią taksująco.

– Musiała pani być bardzo młoda, kiedy ją urodziła.

– Młodsza, niżby wypadało, ale nie żałuję. A pan ma dzieci?

Riggs pokręcił głową i spuścił oczy na swoje dłonie.

– Jakoś się nie złożyło.

LuAnn zauważyła brak ślubnej obrączki, ale to o niczym jeszcze nie świadczyło, bo niektórzy mężczyźni jej nie nosili. Przemknęło jej przez myśl, że tym bardziej, ze zrozumiałych względów, nie będzie w niej chodził ktoś, kto pracuje codziennie rękami.

– A żona…

– Jestem rozwiedziony – wpadł jej w słowo. – Już od prawie czterech lat. – Włożył ręce w kieszenie i znowu przesunął wzrokiem po pomieszczeniu. Wyczuwał, że ona robi to samo. – A pani? – zapytał, znowu na nią spoglądając.

– Jestem wdową.

– Przepraszam.

Wzruszyła ramionami.

– To stare dzieje – powiedziała zwyczajnie. W jej głosie odezwała się jednak nutka świadcząca, że czas nie zatarł do końca żalu po tej stracie.

– Pani Savage…

– Proszę mi mówić Catherine. – Uśmiechnęła się figlarnie. – Wszyscy moi przyjaciele tak robią.

Też się uśmiechnął i usiadł obok niej.

– A gdzie Charlie?

– Wyjechał coś załatwić. Ale wróci na lunch.

– To twój wuj?

LuAnn kiwnęła głową.

– Jego żona zmarła dawno temu. Oboje moi rodzice też nie żyją. Właściwie tylko my zostaliśmy z całej rodziny.

– Twój zmarły mąż musiał być majętnym człowiekiem. Albo to ty jesteś bogata. Wybacz, jeśli brzmi to trochę obcesowo. – Riggs uśmiechnął się. – Ale albo ty, albo któreś z was wygrało na loterii.

Dłoń LuAnn zacisnęła się mimowolnie na krawędzi kanapy.

– Mój mąż był genialnym biznesmenem i umierając, pozostawił mnie dobrze zabezpieczoną finansowo. – Zdołała jakoś zapanować nad głosem.

– To widać – przyznał Riggs.

– A ty? Mieszkasz tu od urodzenia?

– No nie, myślałem, że po naszym wczorajszym spotkaniu prześwietlisz na wylot mój życiorys.

– Niestety, nie mam pod tym względem takich jak ty możliwości. Nawiasem mówiąc, nie sądziłam, że przedsiębiorcy budowlani mają taką wprawę w zdobywaniu informacji. – Patrzyła mu prosto w oczy.

– Sprowadziłem się tutaj przed pięcioma laty. Terminowałem u miejscowego budowlańca, który nauczył mnie zawodu. Kiedy trzy lata temu zmarł, rozkręciłem własny interes.

– Pięć lat. A więc żona mieszkała tu z tobą rok.

Riggs pokręcił głową.

– Rozwiedliśmy się ostatecznie cztery lata temu, ale wcześniej przez czternaście miesięcy byliśmy w separacji. Ona nadal mieszka w Waszyngtonie. Prawdopodobnie już tam zostanie.

– Ma coś wspólnego z polityką?

– Nie, jest prawniczką. Wspólniczką w wielkiej kancelarii. Ale ma paru klientów z politycznych kręgów. Robi karierę.

– No to musi być naprawdę dobra. W tym zawodzie nadal dominują mężczyźni. I nie tylko w tym.

Riggs wzruszył ramionami.

– Jest inteligentna i ambitna. Chyba przez to rozpadło się nasze małżeństwo. Przeszkadzało jej w karierze.

– Rozumiem.

– Nie jest to oryginalna historia, ale nic na to nie poradzę. Przeniosłem się tutaj i wcale tego nie żałuję.

– Wnoszę z tego, że lubisz swoją pracę.

– Czasami wychodzi mi bokiem, jak każda praca. Ale, owszem, lubię ją. Mam szczęście, wyrobiłem sobie dobrą markę i interes jakoś się kręci. Jak ci zapewne wiadomo, okolica jest zamożna i była taka, zanim ty się tu sprowadziłaś.

– Również odniosłam takie wrażenie. Cieszę się, że powiodła ci się zmiana zawodu.

Przetrawiał przez chwilę jej słowa, wydymając usta i zaciskając pięści. Potem zachichotał.

– Pozwól, że zgadnę. Słyszałaś pewnie, że byłem dawniej albo agentem CIA, albo międzynarodowym płatnym zabójcą, który nagle postanowił się ustatkować i przerzucił się na machanie młotkiem i piłowanie.

– Przyznam, że tej wersji z płatnym zabójcą nie słyszałam.

Uśmiechnęli się do siebie przelotnie.

– Widzisz, wystarczy powiedzieć ludziom całą prawdę, a przestaną spekulować.

Nie chciało jej się wierzyć, że to powiedziała. Spojrzała na niego niewinnie, a przynajmniej miała nadzieję, że za takie można było uznać to spojrzenie.

– Wychodzisz z założenia, że dbam o to, co ludzie na mój temat spekulują. Ale się mylisz.

– Jesteś ponad to, jak rozumiem.

– Życie nauczyło mnie robić swoje i nie przejmować się tym, co inni myślą albo mówią. Ludzie potrafią być okrutni. Zwłaszcza ci, którzy na pozór dobrze ci życzą. Możesz mi wierzyć, wiem to z własnego doświadczenia.

– Jak rozumiem, nie rozstaliście się z żoną w przyjaźni?

– Nie zrozum mnie źle – odparł, nie patrząc na nią – ale czasami śmierć jednego z małżonków jest mniej bolesna niż rozwód. Chociaż jedno i drugie jest na swój sposób przykre.

Spojrzał na swoje dłonie. Z jego słów przebijała szczerość i w LuAnn odezwały się wyrzuty sumienia, że naprawdę nie jest wdową, w każdym razie wdową po bogatym mężu. On obnażał swoje prawdziwe rany. Ona, jak zwykle, kłamała. Czy będzie mogła jeszcze kiedyś mówić prawdę? Raczej nie. To by ją zniszczyło. Jedno nieopatrzne słowo, a całe jej zmyślone życie runie jak domek z kart.

– Rozumiem – mruknęła.

Riggs milczał. Widać było, że najchętniej zmieniłby temat. LuAnn spojrzała na zegarek.

– Lunch chyba już gotowy. Może po posiłku obejrzysz teren za domem. Chcę tam wybudować małe studio.

Wstała, Riggs też. Był najwyraźniej rad, że nie musi ciągnąć tej rozmowy.

– Chętnie, Catherine. W mojej branży każde zlecenie wita się z otwartymi ramionami.

Idąc na tyły domu, spotkali Charliego. Obaj mężczyźni podali sobie ręce.

– Miło cię znowu widzieć, Matt. Mam nadzieję, że apetyt dopisuje. Sally dobrze karmi.

Lunch upłynął na delektowaniu się daniami i drinkami oraz na rozmowie o sprawach lokalnych. Riggs zauważył jakąś nieokreśloną energię przepływającą pomiędzy Lu Ann a Charliem. Uznał ją za silną więź. A ściślej, za więź nierozerwalną. Mimo wszystko byli rodziną.

– A więc, ile czasu zajmie ci stawianie tego ogrodzenia, Matt? – spytał Charlie.

Stali z Riggsem na tarasie na tyłach domu. Po lunchu LuAnn pojechała odebrać Lisę ze szkoły. Podobno lekcje kończyły się dzisiaj wcześniej ze względu na okresowe zebranie rady pedagogicznej. Poprosiła Riggsa, żeby zaczekał do jej powrotu, bo chce z nim jeszcze porozmawiać o budowie studia. Podejrzewał, że ta wyprawa po Lisę była tylko pretekstem do zostawienia go sam na sam z Charliem, by ten wydobył z niego interesujące ją informacje. Na wszelki wypadek postanowił, że zachowa czujność.

Zanim Riggs zdążył odpowiedzieć, Charlie podsunął mu cygaro.

– Palisz?

– Po takim posiłku – odparł Riggs, przyjmując je – i w taki wspaniały dzień skusiłbym się, nawet gdybym nie palił. – Odciął koniuszek szczypczykami, które podał mu Charlie, i palili przez chwilę w milczeniu.

– Z tydzień potrwa wkopywanie wszystkich słupów. Ze dwa karczowanie ziemi, montaż i stawianie ogrodzenia z cementowaniem słupów włącznie. Do tego tydzień na założenie bramy i zainstalowanie systemów bezpieczeństwa. W sumie miesiąc. Na tyle mniej więcej szacowałem termin w kontrakcie.

Charlie obrzucił go spojrzeniem.

– Wiem, ale czasami papiery swoje, a życie swoje.