Выбрать главу

– Och. – Na policzki Janasa wypłynął rumieniec zakłopotania. – Eee… napijesz się kawy albo czegoś? Właśnie nastawiłem wodę.

– Trochę się śpieszę, Johnny.

– No tak, rozumiem. Co mogę dla ciebie zrobić? – W jego oczach pojawił się nagle błysk niedowierzania. – Chyba nie szukasz pracy, prawda?

Popatrzyła na niego znacząco.

– A gdybym szukała, to co? Czy to cos złego?

– Nie, oczywiście, że nie. Tylko, no wiesz, nie spodziewałem się, że tu zostaniesz, a już zupełnie nie widzę cię pracującej w jakimś tam centrum handlowym.

– Praca jak każda inna, nie uważasz? Ty tu pracujesz. A skoro już o tym mowa, to niby co miałabym, według ciebie, robić w życiu?

Uśmiech Jarvisa szybko zgasł. Młodzieniec potarł nerwowo dłońmi o spodnie.

– Nie chciałem cię urazić, LuAnn. Po prostu myślałem, że mieszkasz gdzieś w jakimś zamku, nosisz eleganckie stroje, jeździsz eleganckimi samochodami. Przepraszam.

LuAnn przypomniała się propozycja Jacksona i gniew jej minął. Zamek mógł znaleźć się wkrótce w zasięgu jej możliwości.

– W porządku, Johnny, ciężki miałam tydzień, wiesz, jak to jest. Nie szukam pracy. Chcę tylko zasięgnąć informacji o jednym z waszych podnajemców.

Jarvis zerknął przez ramię w głąb biura, skąd dolatywała kakofonia telefonicznych dzwonków, stukotu klawiatur, gwaru rozmów.

– Informacji?

– Tak. Byłam tu wczoraj rano na spotkaniu.

– Z kim?

– Właśnie tego chcę się od ciebie dowiedzieć. Przyjął mnie w tym pomieszczeniu biurowym w pasażu po prawej, gdy wchodzi się do centrum od strony przystanku autobusowego. Na drzwiach nie ma żadnej tabliczki ani wywieszki, ale to zaraz obok stoiska z lodami.

Jarvis zrobił zdziwioną minę.

– Myślałem, że to pomieszczenie jest puste. Sporo mamy takich do wynajęcia. Okolica nie jest najatrakcyjniejsza.

– No tak, ale wczoraj nie było puste.

Jarvis podszedł do stojącego na kontuarze komputera i zaczął stukać w klawisze.

– W jakiej sprawie było to spotkanie?

– Och, w sprawie pracy w charakterze przedstawicielki handlowej – odpowiedziała bez chwili wahania LuAnn. – No wiesz, bezpośrednia promocja różnych towarów.

– Tak, jest tu parę takich osób, które wynajmują od nas pomieszczenia na czas określony. Przeważnie wykorzystują je na takie właśnie spotkania. Jeśli mamy kawałek wolnej przestrzeni, a zazwyczaj mamy, to chętnie ją wynajmujemy, choćby tylko na jeden dzień. Zwłaszcza kiedy jest już urządzona, no wiesz, pomieszczenie biurowe pod klucz.

Patrzył przez chwilę na ekran. Potem podszedł do drzwi, przez które z głębi biura sączył się wciąż gwar głosów, i zamknął je. Posłał LuAnn lekko spłoszone spojrzenie.

– A więc co chcesz wiedzieć?

Dostrzegła niepokój w jego oczach i zerknęła na drzwi, które przed chwilą zamknął.

– Chyba nie będziesz miał z tego powodu nieprzyjemności, Johnny?

Machnął ręką.

– Ależ skąd! – żachnął się. – Nie zapominaj, że jestem tutaj zastępcą kierownika – dorzucił z wyższością.

– No to powiedz mi po prostu, co wiesz. Kim są ci ludzie. Czym się zajmują. Jakiś adres. Tego rodzaju rzeczy.

Jarvis zmieszał się.

– Jak to, nie powiedzieli ci tego na spotkaniu?

– Niby powiedzieli – odparła powoli. – Ale wolę się upewnić, czy wszystko jest jak trzeba, rozumiesz. Zanim się zdecyduję, czy przyjąć tę propozycję. Musiałabym sobie kupić trochę nowych ciuchów, może nawet zmienić samochód. Nie chcę ponosić tych kosztów w ciemno.

Jarvis parsknął.

– Masz rację, mądrze robisz. Bo wiesz, to, że ci ludzie wynajęli u nas pomieszczenie, nie znaczy jeszcze, że grają z tobą uczciwie. – Zamilkł, a potem dodał z niepokojem w głosie: – Chyba nie chcieli od ciebie żadnych pieniędzy?

– Nie, wprost przeciwnie, zaproponowali mi niewiarygodnie dobre warunki finansowe.

– Pewnie tak dobre, że aż podejrzane?

– Waśnie. – Obserwowała jego palce przebiegające wprawnie klawiaturę komputera. – Gdzie się tego nauczyłeś? – spytała z podziwem.

– Czego? Tego? W społecznym college’u. Uczą tam prawie wszystkiego. Komputery to moja pasja.

– Sama wróciłabym chętnie do szkoły.

– Nauka, jak pamiętam, zawsze dobrze ci szła, LuAnn. Założę się, że dałabyś sobie radę jak nic.

Posłała mu wdzięczne spojrzenie.

– Może kiedyś. No i co tam dla mnie masz?

Jarvis znowu wpatrzył się w ekran.

– Firma nazywa się Associates Incorporation. Przynajmniej tak wpisali do formularza umowy najmu. Wynajęli pomieszczenie na tydzień, poczynając od wczoraj. Zapłacili gotówką. Nie podali adresu. Nie interesują nas takie rzeczy, kiedy klient płaci gotówką.

– Nikogo tam teraz nie ma.

Jarvis, przeglądając zawartość ekranu, pokręcił z roztargnieniem głową.

– Umowę najmu podpisał gość nazwiskiem Jackson – powiedział.

– Mniej więcej mojego wzrostu, czarne włosy, przy tuszy…

– Zgadza się. Teraz go sobie przypominam. Robił bardzo solidne wrażenie. Czy podczas tego spotkania zaszło coś niezwykłego?

– Zależy, co przez to rozumieć. Ale mnie też wydał się bardzo solidny. Możesz mi powiedzieć coś jeszcze?

Jarvis znowu odwrócił się do ekranu w nadziei, że wyczyta z niego jeszcze parę okruchów informacji, którymi mógłby uraczyć LuAnn. Nie odzywał się przez chwilę, w końcu na jego twarzy odmalował się zawód. Westchnął i spojrzał na nią.

– Chyba już nic.

Biorąc Lisę na ręce, LuAnn zauważyła na kontuarze stos kieszonkowych notesów i kubek z pękiem długopisów.

– Możesz mi dać jeden taki notes i długopis, Johnny? Zapłacę.

– Żartujesz? Jasny gwint, bierz, ile chcesz.

– Po jednej sztuce wystarczy. Dzięki. – Schowała notesik i długopis do torebki.

– Nie ma za co, całe tony tego mamy.

– Dziękuję za informacje. Naprawdę jestem ci wdzięczna. Miło było cię spotkać, Johnny.

– Do licha, aleś mi zrobiła niespodziankę, wchodząc ni z tego, ni z owego przez te drzwi. – Zerknął na zegarek. – Za dziesięć minut mam przerwę na lunch. W sekcji gastronomicznej jest taka sympatyczna chińska knajpka. Masz czas? Ja stawiam. Pogawędzilibyśmy trochę, powspominali stare dobre czasy.

– Może innym razem. Teraz naprawdę trochę się śpieszę. Zawód na twarzy Jarvisa wywołał w niej lekkie poczucie winy. Posadziła Lisę z powrotem na kocyku i uścisnęła go serdecznie. Uśmiechnęła się, poczuwszy na świeżo umytych włosach jego przyśpieszony oddech. Czując pod dłonią jej plecy i miękkość biustu rozpływającą się po klatce piersiowej, Jarvis doznał błogostanu.

– Dobrze się ustawiłeś, Johnny – przyznała LuAnn, odsuwając się od niego. – Zawsze wiedziałam, że do czegoś dojdziesz.

Moje życie mogło się potoczyć inaczej – pomyślała – gdybym wcześniej poznała Johnny’ego.

Jarvis był już teraz w siódmym niebie.

– Naprawdę? Miło mi słyszeć, że o mnie myślałaś.

– Widzisz? Pełno we mnie niespodzianek. Trzymaj się, może tu jeszcze wpadnę.

Wzięła Lisę na ręce i skierowała się do drzwi. Mała, gaworząc rozkosznie, zaczęła pocierać pluszową zabawką policzek matki.

– Hej, LuAnn?

Zatrzymała się i odwróciła.

– Przyjmiesz tę pracę?

– Jeszcze nie wiem – odparła po chwili zastanowienia. – Ale jeśli przyjmę, to prawdopodobnie o tym usłyszysz.

Następny przystanek na trasie LuAnn stanowiła biblioteka publiczna, przybytek, w którym była częstym gościem, kiedy chodziła do szkoły, ale do którego od lat już nie zaglądała. Bibliotekarka powitała ją bardzo ciepło, zachwycając się córeczką LuAnn. Lisa, tuląc się do matki, rozglądała się z zaciekawieniem po zapchanych książkami półkach.

– Da. Da, uch.

– Lubi książki – powiedziała LuAnn. – Czytam jej codziennie.

– Ma twoje oczy – orzekła kobieta, przenosząc spojrzenie z matki na córkę i z powrotem. LuAnn pogłaskała delikatnie policzek Lisy.

Uśmiech znikł z warg bibliotekarki, kiedy nie zobaczyła obrączki na palcu LuAnn. Nie umknęło to uwagi LuAnn.

– To najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Niewiele mam, ale miłości tej malutkiej nigdy nie zabraknie.

Kobieta uśmiechnęła się niewyraźnie i pokiwała głową.

– Moja córka też jest samotną matką. Staram się jej pomagać, jak mogę, ale to niełatwe. Pieniędzy wciąż mało.

– Mnie nie musi pani tego mówić. – LuAnn wygrzebała z torby na pieluchy butelkę z rozrobionym mlekiem w proszku, które dostała od przyjaciółki, i wsunęła ją w rączki Lisy. – Jeśli uda mi się kiedyś dociągnąć do końca tygodnia z sumą, którą właśnie mam, uznaję to za cud.

Kobieta pokręciła ze smutkiem głową.

– Powiadają, że pieniądze są źródłem wszelkiego zła, ale często próbuję sobie wyobrazić, jak by to było nie martwić się o nie. I nie potrafię. A ty?

– Ja potrafię. Wyobrażam sobie, że to musi być bardzo przyjemne uczucie.

Kobieta roześmiała się.

– No dobrze, czym mogę ci służyć?

– Przechowujecie tu kopie rozmaitych starych gazet na takich kliszach, prawda?

Kobieta skinęła głową.

– Na mikrofilmach. W tamtej salce. – Wskazała na drzwi w głębi czytelni.

LuAnn zawahała się.

– Potrafisz obsługiwać przeglądarkę mikrofilmów? Jeśli nie, mogę ci pokazać. To nic trudnego.

– Byłabym wdzięczna. Dziękuję.

Weszły do pustej i ciemnej sali. Kobieta zapaliła górne światło, posadziła LuAnn przed jednym ze stojących tu terminali i wybrała na chybił trafił szpulę z mikrofilmem. Załadowała ją szybko i na podświetlonym ekranie pojawiła się stronica gazety. Kobieta, operując wprawnie pokrętłami, zaczęła przesuwać tekst linijka po linijce. LuAnn śledziła każdy jej ruch. Przewinąwszy kilka stron gazety, kobieta wyjęła szpulę i wyłączyła przeglądarkę.