Z fotografii zamieszczonych na pierwszej stronie patrzyły na niego dwie twarze. Jedną znał, druga była mu obca. Przebiegł szybko wzrokiem artykuł i spojrzał znowu na zdjęcia. Z plakietką prasową zawieszoną na szyi oraz z małym notesem i długopisem wystającymi z kieszonki koszuli, zaspany Thomas Donovan wyglądał tak, jakby przed chwilą wysiadł z samolotu gdzieś na drugim końcu świata, gdzie rzuciło go jakieś ważne wydarzenie.
Kobieta ze zdjęcia obok stanowiła ostry kontrast z rozmemłaną powierzchownością dziennikarza. Elegancka suknia, profesjonalnie ułożona fryzura i nienaganny makijaż, a w tle niemal surrealistyczny luksus: przyjęcie, na którym sławni i bogaci zbierają pieniądze dla gorzej potraktowanych przez los. Z artykułu można się było dowiedzieć, że Roberta Reynolds, stała uczestniczka takich akcji, została brutalnie zamordowana. Tylko jeden wiersz artykułu wspominał, skąd wziął się majątek Reynolds: dziesięć lat wcześniej wygrała na loterii sześćdziesiąt pięć milionów dolarów. Najwyraźniej pomnożyła znacznie ten majątek. Teraz sama jej posiadłość była o wiele więcej warta.
Mordercą był podobno niejaki Thomas Donovan. Widziano go, jak kręcił się w pobliżu jej domu. Na automatycznej sekretarce zamordowanej nagrany był głos Donovana proszącego o spotkanie. Że do tego spotkania doszło, świadczyły odciski palców dziennikarza zabezpieczone na karafce z wodą i na szklance w domu Reynolds. W lesie, jakąś milę od domu kobiety, znaleziono pistolet, z którego ją zastrzelono, oraz należącego do niej porzuconego mercedesa. Odciski palców pozostawione zarówno na pistolecie, jak i w samochodzie, należały do Donovana. Zamordowaną znaleziono na łóżku. Ślady wskazywały, że leżała na nim jakiś czas skrępowana, a więc zbrodni dokonano najwyraźniej z premedytacją. Rozesłano już list gończy za Donovanem i policja była przekonana, że wkrótce go aresztuje.
Riggs jeszcze raz przeczytał cały artykuł i złożył gazetę. Wiedział, że policja podjęła fałszywy trop. To nie Donovan zabił Reynolds. I było niemal pewne, że Donovan również nie żyje. Riggs westchnął głęboko. Musi powiedzieć o tym jakoś LuAnn.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DRUGI
Tęgi, pięćdziesięcioparoletni mężczyzna zatrzymał się przed drzwiami eleganckiego domu na przedmieściach Georgetown. Miał bladą cerę i równo przystrzyżony wąsik. Obrzucił wzrokiem sąsiednie posesje, podciągnął spodnie, wepchnął w nie koszulę, po czym nacisnął dzwonek.
Otworzyła mu Alicja Crane. Wyglądała na zdenerwowaną i niewyspaną.
– Słucham?
– Alicja Crane?
– Tak.
Mężczyzna pokazał legitymację.
– Hank Rollins, wydział zabójstw okręgu Fairfax, Wirginia. Alicia patrzyła niezdecydowanie na fotografię mężczyzny i przymocowaną do legitymacji odznakę.
– Nie bardzo wiem, w czym…
– Czy jest pani znajomą Thomasa Donovana?
Alicja zamknęła oczy i przygryzła wargę.
– Tak – szepnęła.
Rollins zatarł ręce.
– Mam do pani kilka pytań. Albo zaprosi mnie pani do środka, zanim tu zamarznę, albo możemy to załatwić na posterunku. Jak pani woli.
Alicja natychmiast otworzyła drzwi szerzej.
– Naturalnie, przepraszam. – Wprowadziła go do living roomu. Kiedy rozsiadł się na sofie, zaproponowała kawę.
– Z miłą chęcią, proszę pani.
Ledwie zniknęła za drzwiami, Rollins zerwał się z sofy i rozejrzał szybko po pokoju. Jego uwagę przykuła natychmiast fotografia, na której Donovan otaczał ramieniem Alicję Crane. Wyglądała na zrobioną niedawno. Para na zdjęciu sprawiała wrażenie bardzo szczęśliwej.
Wchodząc z powrotem do pokoju z dwoma filiżankami kawy i dzbanuszkiem śmietanki na tacy, Alicja zastała Rollinsa z tą fotografią w rękach.
Postawiła tacę na stoliku.
– Nie mogę znaleźć cukru. Gosposia wyszła coś załatwić. Wróci za godzinę, a ja zazwyczaj… – Jej wzrok padł na fotografię.
– Można? – Wyciągnęła rękę.
Rollins oddał jej szybko zdjęcie.
– Przejdę od razu do rzeczy, pani Crane. Chyba czytuje pani gazety?
– Mówi pan o tym steku łgarstw? – Oczy zabłysły jej na chwilę.
– Cóż, przyznam, że to na razie tylko robocza hipoteza, ale wiele przemawia za tym, że Robertę Reynolds zabił Thomas Donovan.
– Mówi pan o jego odciskach palców i pistolecie?
– To śledztwo w sprawie zabójstwa w toku, pani Crane, a więc nie mogę zdradzać pani szczegółów, ale owszem, o tym mówię.
– Thomas muchy by nie skrzywdził.
Rollins poprawił się na sofie, sięgnął po filiżankę z kawą i dolał do niej trochę śmietanki z dzbanuszka.
– Ale był u Roberty Reynolds – podjął.
Alicja założyła ręce.
– Naprawdę?
– Nie wspominał pani, że zamierza się z nią spotkać?
– Nic mi nie mówił.
Rollins zastanawiał się przez chwilę.
– Proszę pani, natknęliśmy się na pani nazwisko, przesłuchując automatyczną sekretarkę w jego mieszkaniu. Pani głos na nagraniu zdradza zdenerwowanie, mówi mu pani, że to, czym się zajmuje, jest niebezpieczne. – Alicja nie połknęła haczyka. – Poza tym ktoś przeszukał jego mieszkanie. Zniknęły wszystkie zapiski i materiały przechowywane na dyskietkach.
Alicję przeszedł dreszcz, mocniej ścisnęła poręcze fotela, w którym siedziała.
– Może upije pani choć łyk kawy, pani Crane. Nie najlepiej pani wygląda.
– Nic mi nie jest. – Sięgnęła jednak po filiżankę i upiła parę łyczków. – No dobrze, skoro twierdzi pan, że mieszkanie Thomasa zostało przeszukane, to znaczy, że ktoś jeszcze jest w to zamieszany. Powinniście zrobić wszystko, by ustalić, kto to był, i aresztować go.
– Zgadzam się z panią, ale muszę mieć jakiś punkt zaczepienia. Wie pani zapewne, że pani Reynolds była bardzo prominentną członkinią społeczności i już wywierane są na nas naciski, by szybko znaleźć jej zabójcę. Rozmawiałem z pewnym dziennikarzem z „Tribune”. Powiedział mi, że Donovan pracował nad artykułem o ludziach, którzy wygrali na loterii. A Roberta Reynolds do nich należała. Nie jestem dziennikarzem, ale tam, gdzie w grę wchodzą takie pieniądze, może się też znaleźć motyw morderstwa.
Alicja uśmiechnęła się przelotnie.
– Chce mi pani coś powiedzieć?
Natychmiast spoważniała i pokręciła głową.
– Pani Crane, w wydziale zabójstw pracuję od narodzin mojego najmłodszego syna, a on ma już własne dzieci. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale widzę, że coś pani przede mną ukrywa, i chciałbym się dowiedzieć, co to takiego. Morderstwo to poważna sprawa. – Rozejrzał się po elegancko urządzonym pokoju. – Mordercy i ci, którzy im pomagają, kończą w pomieszczeniach, którym daleko do tego.
– Co mi pan imputuje? – żachnęła się Alicja.
– Niczego pani nie imputuję. Przyszedłem tu, bo porządkuję fakty. Słyszałem pani głos nagrany na automatyczną sekretarkę Donovana. Powiedział mi po pierwsze, że bała się pani o niego, i po drugie, że bardzo dobrze pani wiedziała, dlaczego się o niego boi.
Alicja nerwowo splatała i rozplatała dłonie. Kilka razy zamknęła i otworzyła oczy. Rollins czekał cierpliwie.
Zaczęła mówić szybko, jakby chciała wyrzucić z siebie wszystko naraz. Rollins notował.
– Thomas postanowił napisać o loterii, bo był przekonany, że kilka czołowych firm inwestycyjnych wyłudza od wygrywających pieniądze i topi je w nietrafionych przedsięwzięciach albo pobiera za swoje usługi tak wysokie prowizje, że wygrywający, zamiast zyskiwać, tracą, i to czasem wszystko, co wygrali. Był też oburzony, że rząd patrzy na ten proceder przez palce. Poza tym wielu wygrywających nie orientuje się zupełnie w prawie podatkowym i nieświadomie popada w konflikt z fiskusem, a ten, ściągając potem bezwzględnie wszelkie zaległości, pozostawia ich bez środków do życia.