– Niczego nie dotykaj. – Przytrzymała się framugi, żeby nie upaść.
– Nie chciałem cię tak przestraszyć – rzekł Jackson ze szczerym ubolewaniem. – Widzisz, są sytuacje, w których czuję się swobodniej, nie będąc sobą. – Uśmiechnął się blado.
– Nie podoba mi się to. O mało zawału nie dostałam. Podniósł się szybko, podszedł do niej, otoczył ręką w talii i podprowadził do sofy. Poklepał ją czule po dłoni.
– Przepraszam, Alicjo. Naprawdę.
Alicja spojrzała znowu na to, co pozostało po detektywie z wydziału zabójstw.
– Co to wszystko ma znaczyć, Peter? Po co zadawałeś mi te pytania?
– Musiałem się upewnić, ile wiesz. Musiałem się dowiedzieć, co ci powiedział Donovan.
Wyrwała mu rękę.
– Thomas? Skąd wiesz o Thomasie? Od trzech lat nie widzieliśmy się ani nie zamieniliśmy słowa.
– Czy to tak długo? – mruknął wymijająco. – Niczego ci nie brakuje, prawda? Jeśli tak, to wystarczy, że poprosisz.
– Twoje czeki przychodzą z dokładnością szwajcarskiego zegarka – powiedziała z nutką goryczy. – Ale ja nie potrzebuję już pieniędzy. Za to wolałabym cię częściej widywać. Wiem, że jesteś bardzo zajęty, ale stanowimy przecież rodzinę.
– Wiem. – Patrzył w podłogę. – Obiecałem kiedyś, że będę o ciebie dbał. I dotrzymuję słowa. Rodzina to rodzina.
– Skoro już o rodzinie mowa, to rozmawiałam wczoraj z Rogerem.
– No i co tam u naszego dekadenckiego, marnotrawnego młodszego braciszka?
– Jak zwykle prosił o pieniądze.
– Mam nadzieję, że mu ich nie wysłałaś. Dostał ode mnie tyle, że powinno mu wystarczyć do końca życia. Pozostawało mu tylko rozsądnie nimi gospodarować.
– Przecież wiesz, jaki on jest. – Posłała bratu lekko spłoszone spojrzenie. Widząc, że Jackson chce coś powiedzieć, czym prędzej dorzuciła: – Wiem, że zabroniłeś mi tego robić, ale nie mogłam przecież dopuścić, żeby wyrzucono go na ulicę.
– A dlaczego? To by mu dobrze zrobiło. Nie powinien mieszkać w Nowym Jorku. Za drogo tam.
– Nie dałby sobie rady. Nie jest taki silny jak ojciec.
Jackson wzdrygnął się wewnętrznie na wspomnienie ojca. Czas nie wyleczył zaślepienia siostry pod tym względem.
– Dajmy temu spokój. Szkoda czasu na rozmowę o Rogerze.
– Powiedz mi, o co tu chodzi, Peter.
– Kiedy poznałaś Donovana?
– Czemu pytasz?
– Odpowiedz, proszę, na pytanie.
– Blisko rok temu. Napisał sążnisty artykuł o ojcu i jego senatorskiej karierze. To był cudowny, porywający tekst.
Jackson pokręcił z niedowierzaniem głową. A więc ona tak to widzi: zupełnie na odwrót.
– Zadzwoniłam więc do Thomasa, żeby mu podziękować. Umówiliśmy się na lunch, potem na kolację, i tak to się zaczęło. Jest cudownie. Thomas to szlachetny człowiek ze szlachetnym celem w życiu.
– Coś jak ojciec? – Usta Jacksona wykrzywił ironiczny uśmieszek.
– Tak, jest do niego bardzo podobny – podchwyciła skwapliwie.
– Jaki ten świat mały. – Jackson pokręcił głową.
– Co przez to rozumiesz?
Jackson wstał i rozrzucił ramiona, obejmując tym gestem cały pokój.
– Jak myślisz, Alicjo, skąd wzięło się to wszystko?
– No jak to, z rodzinnych pieniędzy, oczywiście.
– Z rodzinnych pieniędzy? Nie było żadnych rodzinnych pieniędzy. Rozeszły się. Co do centa.
– O czym ty mówisz? Wiem, że ojciec miał swego czasu jakieś przejściowe kłopoty finansowe, ale wybrnął z nich. Jak zawsze.
Jackson patrzył na nią z pogardą.
– Gówno tam wybrnął, Alicjo. Przez całe życie nie zarobił ani centa. Cały nasz rodzinny majątek zgromadzony został na długo przed jego przyjściem na świat. On go tylko roztrwonił. Mój posag, twój posag. Przepuścił go na siebie, na swoje durne mrzonki o wielkości. Był pozerem i nieudacznikiem.
Alicja zerwała się i dała mu w twarz.
– Jak śmiesz! Wszystko, co masz, zawdzięczasz jemu!
Jackson rozcierał powoli policzek. Cerę miał bladą i gładką, jakby całe życie spędził w klasztorze.
– Dziesięć lat temu ustawiłem loterię krajową – powiedział cicho. Wpatrywał się ciemnymi, błyszczącymi oczami w jej drobną, zdumioną twarz. – Stąd pochodzą wszystkie twoje pieniądze, wszystko, co masz. Dostałaś je ode mnie. Nie od twojego drogiego, poczciwego tatusia.
– Co ty opowiadasz? Jak możesz…
Nie dokończyła, Jackson pchnął ją na sofę.
– Od dwunastu zwycięzców loterii, tych samych, w których sprawie prowadził dochodzenie Donovan, zebrałem blisko miliard dolarów. Wziąłem te pieniądze w depozyt i zainwestowałem je. Pamiętasz znajomości dziadka wśród elity z Wall Street? On rzeczywiście zarabiał pieniądze. Pielęgnowałem te kontakty przez wiele lat w bardzo specyficznym celu. Dysponując zebraną od zwycięzców loterii fortuną, którą Wall Street uznało za rodzinne pieniądze, stałem się jednym z najbardziej hołubionych klientów. Negocjowałem najlepsze warunki, przyznano mi prawo pierwokupu wszystkich nowych ofert publicznych, pewniaków. To dobrze strzeżony sekret bogaczy, Alicjo. Oni pierwsi ciągną ze wszystkiego profity: pakiet, który tuż przed wypuszczeniem na rynek kupuję, płacąc po dziesięć dolarów za akcję, dwadzieścia cztery godziny po debiucie kosztuje już siedemdziesiąt dolarów za akcję. Odsprzedaję go drobnym ciułaczom, zgarniam swoje sześćset procent zysku i czekam na następną okazję. To tak, jakbyś sama drukowała sobie pieniądze; wszystko zależy od tego, kogo znasz i co od siebie wnosisz. Kiedy dajesz miliard dolarów, to wierz mi, noszą cię na rękach. Bogaci stają się jeszcze bogatsi, biednemu to nie grozi.
W trakcie tego monologu Jackson coraz bardziej się podniecał, gestykulował z coraz większym ożywieniem, wzrok miał nawiedzony. Słuchającej i obserwującej go Alicji zaczęły drżeć usta.
– Gdzie Thomas? – wykrztusiła ledwo dosłyszalnie.
Jackson zamilkł, odwrócił wzrok, oblizał suche wargi.
– On nie był dla ciebie, Alicjo. Nie był ciebie ani trochę wart. Oportunista. I jestem przekonany, że najbardziej kochał to, co posiadasz. Wszystko to, co ci dałem.
– Nie był? Nie był dla mnie? – Alicja wstała. Jej twarz była blada jak papier, głos się łamał. – Gdzie on jest? Co ty mu zrobiłeś?
Jackson patrzył na nią bez słowa. Szukał w jej twarzy czegoś, co kompensowałoby zawód, jaki mu sprawiała. Od lat pielęgnował w sercu idylliczną wizję swojej jedynej siostry, z którą prawie się nie widywał, wynosił ją na piedestał. Stojąc z nią teraz oko w oko, stwierdzał, że przez wszystkie te lata żył iluzją, mającą się nijak do rzeczywistości.
– Zabiłem go, Alicjo – powiedział spokojnie. Podjął już decyzję.
Stała przez chwilę nieruchomo, potem nogi się pod nią ugięły. Chwycił ją na ręce, zanim osunęła się na podłogę, i ułożył na sofie.
– Nie przejmuj się tak, Alicjo. Zapewniam cię, że są na świecie inni mężczyźni. Możesz nadal szukać wśród nich ojca. Donovan nim nie był, ale jestem pewny, że się nie zniechęciłaś. – Nawet nie próbował kryć sarkazmu.
Ona go jednak nie słuchała. Łzy płynęły jej po policzkach. Nie zważał na to. Mówił dalej, przechadzając się przed nią tam i z powrotem niczym profesor przed jednoosobową klasą.
– Będziesz musiała wyjechać z kraju, Alicjo. Wykasowałem wiadomość, którą zostawiłaś na automatycznej sekretarce Donovana, a więc policja nie pójdzie na razie tym tropem. Ponieważ jednak wasz związek trwał rok, ludzie o nim wiedzą. W końcu policja do ciebie zapuka. Wszystko zorganizuję. O ile pamiętam, bardzo ci się podoba Nowa Zelandia. A może do Austrii. Byliśmy tam kilkakrotnie w dzieciństwie, pamiętasz? Bardzo dobrze się bawiliśmy.