Выбрать главу

Jacksonowi nie drgnęła nawet powieka.

– Dziękuję, że mi powiedziałeś, Horace – odparł spokojnie. – Pewnie jakieś nieporozumienie.

Uścisnął Parkerowi dłoń, odwrócił się i odszedł ulicą. Zdumiony Parker został przed swoim budynkiem z plikiem studolarowych banknotów w ręce. Rozejrzał się ukradkowo, schował pieniądze do kieszeni i ponownie zajął stanowisko przed drzwiami.

Jackson, skryty w cieniu zaułka, patrzył z drugiej strony ulicy w okna swojej nadbudówki. Widział w nich przesuwające się wolno sylwetki. Był tak oburzony tym bezczelnym najściem na swój dom, że usta zaczęły mu drżeć. Nawet mu w głowie nie postało, że trafią kiedyś do jego osobistego sanktuarium. Jak, u diabła, mogło do tego dojść? Ale nie czas teraz to roztrząsać. Wyszedł z zaułka, skręcił w przecznicę i zadzwonił z pierwszej napotkanej budki telefonicznej. Dwadzieścia minut później podjechała limuzyna. Zadzwonił z niej do brata i kazał mu natychmiast wyjść, jak stoi, z mieszkania. Umówił się z nim pod St. James Theatre. Nie wiedział, jak policji udało się ustalić jego tożsamość, ale zdawał sobie sprawę, że w każdej chwili mogą też zapukać do Rogera Crane’a. Wpadł jeszcze po pewne niezbędne mu akcesoria do małego mieszkanka, które wynajmował pod fałszywym nazwiskiem. Na rachunek jednej z firemek wchodzących w skład jego korporacji utrzymywał na lotnisku La Guardia prywatny odrzutowiec z pełną załogą. Zadzwonił z limuzyny do dyżurnego pilota i kazał mu jak najszybciej zgłosić w wieży kontrolnej plan lotu. Nie zamierzał tracić czasu, kręcąc kciukami młynka w poczekalni. Limuzyną podjadą prosto pod samolot. Przedtem zabrał brata spod St. James Theatre.

Roger był od Jacksona o dwa lata młodszy i trochę rozlazły, ale tak samo żylasty. Miał również takie same czarne włosy oraz delikatne rysy twarzy. Ciekawiło go, naturalnie, co tak nagle kazało bratu odnowić z nim kontakt.

– Własnym uszom nie wierzyłem, kiedy ni z tego, ni z owego usłyszałem w słuchawce twój głos – powiedział. – Co się stało, Peter?

– Cicho bądź, muszę pomyśleć. – Jackson siedział jakiś czas w milczeniu, potem odwrócił gwałtownie głowę i spojrzał na młodszego brata. – Oglądałeś wiadomości?

Roger pokręcił głową.

– Rzadko włączam telewizor. A co?

Najwyraźniej nie wiedział jeszcze o śmierci Alicji. To dobrze. Jackson nie odpowiedział na pytanie brata. Usiadł wygodnie i zaczął analizować w myślach nieskończenie wiele scenariuszy.

Do lotniska La Guardia dojechali w pół godziny. Wkrótce potem lecieli już na południe, zostawiając za sobą sylwetkę Manhattanu.

FBI rzeczywiście zapukało do mieszkania Rogera Crane’a, z tym że trochę się spóźniło. Jednak agentów bardziej, niż nieobecność lokatora tego lokalu, zaintrygowały odkrycia poczynione podczas wizyty w nadbudówce Petera Crane’a.

Masters i Berman, myszkując po ogromnym apartamencie, natknęli się na charakteryzatornię i archiwum Jacksona oraz na jego skomputeryzowane centrum operacyjne.

– Ja cię kręcę – mruknął Berman, stojąc z rękami w kieszeniach w progu i patrząc na maski, pojemniki z akcesoriami do makijażu, wieszaki uginające się pod mnóstwem ubrań.

Masters w rękawiczkach przewracał z zainteresowaniem stronice albumu z wycinkami prasowymi. Wokół uwijali się jak w ukropie technicy zabezpieczający dowody.

– Wychodzi na to, że Riggs miał rację – powiedział Masters. – Jeden facet. Może jednak jakoś z tego wybrniemy.

– I co teraz?

– Bierzemy się za Petera Crane’a. Obstawiamy lotniska oraz dworce kolejowe i autobusowe. Zarządzamy blokadę wszystkich ważniejszych arterii wyjazdowych z miasta. Uprzedzisz ludzi, że to bardzo niebezpieczny osobnik i mistrz kamuflażu. Roześlij też, gdzie się da, fotografie faceta, ale wątpię, żeby coś z tego wynikło. Odcięliśmy go co prawda od bazy wypadowej, ale dysponuje ogromnym zapleczem finansowym. Powiedz ludziom, żeby unikali niepotrzebnego ryzyka, jeśli uda nam się go zapędzić do narożnika. Niech strzelają przy najmniejszym podejrzanym ruchu z jego strony.

– A co z Riggsem i Tyler? – spytał Berman.

– Dopóki trzymają się od tego z dala, nic. Jeśli zadrą z Crane’em, niczego nie gwarantuję. Nie będę dla ich ratowania narażał swoich ludzi. Moim zdaniem miejsce LuAnn Tyler jest w więzieniu. I tu mamy na nią haka. Możemy ją wpakować za kratki albo zagrozić, że to zrobimy. Myślę, że będzie siedziała cicho. Idź zobaczyć, jak im idzie zabezpieczanie dowodów.

Berman wyszedł z pokoju, a Masters usiadł i zaczął czytać charakterystykę LuAnn doczepioną do jej zdjęcia. Kiedy kończył, wrócił Berman.

– Myślisz, że Crane zajmie się teraz tą Tyler? – spytał Berman.

Masters nie odpowiedział. Wpatrywał się w fotografię LuAnn Tyler wklejoną do albumu. Rozumiał już, dlaczego wybrano ją na zwyciężczynię loterii. Dlaczego wybrano ich wszystkich. Wiedział teraz, kim była LuAnn Tyler i dlaczego zrobiła to, co zrobiła. Była nędzarką bez perspektyw, samotnie wychowującą dziecko. Żadnej nadziei na odmianę losu. Był to wspólny mianownik dla wszystkich osób wybranych na zwycięzców – żadnej nadziei. Takich właśnie ludzi wyszukiwał ten człowiek. Na twarzy Mastersa odbijały się przepełniające go emocje. W George’u Mastersie zaczynało się budzić, i to z niejednego powodu, poczucie winy.

Dochodziła już północ, kiedy Riggs i LuAnn wchodzili do recepcji motelu. Po załatwieniu formalności meldunkowych Riggs zadzwonił do George’a Mastersa. Agent, który wrócił właśnie z Nowego Jorku, zdał mu szczegółową relację, co wydarzyło się od ich ostatniej rozmowy. Riggs odłożył słuchawkę i spojrzał na zdenerwowaną Lu Ann.

– Co się stało? Co ci powiedzieli?

Riggs pokręcił głową.

– Tak jak się spodziewałem. Jacksona nie było w domu, ale znaleźli tam tyle obciążających dowodów, że wystarczy tego na posłanie go za kratki na resztę życia i jeszcze, trochę. Z albumem ze wszystkimi zwycięzcami loterii włącznie.

– A więc naprawdę był spokrewniony z Alicją Crane.

Riggs kiwnął ponuro głową.

– Był jej starszym bratem. Jackson to Peter Crane. A przynajmniej wszystko na to wskazuje.

– A więc zamordował własną siostrę – wyszeptała LuAnn.

– Na to wygląda.

– Dlatego, że za dużo wiedziała? Z powodu Donovana?

– Tak myślę. Nie mógł ryzykować. Zjawia się u niej ucharakteryzowany albo nie. Wyciąga z niej, co go interesuje, może nawet mówi, że zamordował Donovana. Kto wie, jak z tym było. Spotykała się z Donovanem. Straciła głowę, zagroziła, że powiadomi policję. A więc ją zamordował.

LuAnn wzdrygnęła się.

– Jak myślisz, gdzie on teraz jest?

Riggs wzruszył ramionami.

– Masters mówi, że sądząc po tym, jak mieszka, facet może palić forsą w piecu. Może się udać w milion miejsc, przybrać milion różnych twarzy i tożsamości, pod którymi tam dotrze. Niełatwo będzie go dopaść.

– I wywiązać się z naszego układu? – dodała lekko sarkastycznym tonem LuAnn.

– Podsunęliśmy Fedom trop. Są teraz w jego „światowej” centrali. Mówiąc, że im go dostarczymy, niekoniecznie musiałem mieć na myśli, że do gmachu Hoovera w przewiązanym wstążką pudełku. Moim zdaniem my swoje już zrobiliśmy.

LuAnn westchnęła.

– Czyli sprawa załatwiona? Z FBI? I z Georgią?

– Musimy jeszcze dopracować pewne szczegóły, ale w zasadzie tak, chyba tak. Nagrałem bez ich wiedzy przebieg spotkania w gmachu Hoovera. Mam na taśmie zgodę Mastersa, dyrektora FBI oraz prokuratora generalnego występującego tam w imieniu, ni mniej, ni więcej, tylko samego prezydenta Stanów Zjednoczonych, na warunki układu, który zaproponowałem. Teraz muszą grać z nami czysto. Ale nie będę owijał w bawełnę. Urząd podatkowy solidnie uszczupli stan twojego konta bankowego. Nie chcę być złym prorokiem, ale po tylu latach kumulowania się kar za zwłokę i karnych odsetek niewiele może ci na nim zostać, o ile w ogóle nie puszczą cię w skarpetkach.