LuAnn dech w piersiach zaparło. Patrzyła na niego oniemiała, w głowie słyszała echo słów, które przed chwilą wypowiedział. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Milczenie pierwszy przerwał Riggs.
– Wiem, że gorszego momentu nie mogłem już sobie wybrać, ale chciałem, żebyś to wiedziała.
– Och, Matthew – udało jej się w końcu wykrztusić. Głos jej drżał, wszystko w niej drżało.
– Na pewno nieraz już to słyszałaś. Od facetów prawdopodobnie lepiej ode mnie pasujących…
Zakryła mu usta dłonią. Pocałował jej palce.
– Owszem, mówili mi to inni mężczyźni – odezwała się po chwili schrypniętym głosem. – Ale dzisiaj po raz pierwszy naprawdę słuchałam.
Pogłaskała go po włosach i poszukała w ciemnościach ustami jego warg. Całowali się powoli, namiętnie, rozbierając się nawzajem pośród dotyków i pieszczot. LuAnn łzy płynęły po twarzy. Walczyły w niej o dominację strach z poczuciem niewysłowionego szczęścia. W końcu wyrzuciła z głowy wszelkie myśli i pozwoliła się ponieść czemuś, czego przez tyle lat, w tylu krajach szukała. Przywierała do niego z całych sił, jakby zdawała sobie sprawę, że być może jest to jej ostatnia szansa. Kochali się długo, by w końcu zasnąć jedno w ramionach drugiego.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIĄTY
Charlie przetarł kułakami zaspane oczy. Patrzył na telefon. Już dwie godziny temu LuAnn zdała mu relację z rozwoju sytuacji, a on wciąż nie mógł zasnąć. A więc Jackson nazywał się w rzeczywistości Peter Crane. Informacja ta jemu osobiście nic nie dawała, ale na pewno pomoże bardzo władzom w ujęciu tego człowieka. Z drugiej jednak strony, jeśli Jackson już wie, że został zdemaskowany, to jest na pewno wściekły. I Charlie nie chciałby, żeby w zasięgu tego dżentelmena znalazła się teraz któraś z bliskich jego sercu osób.
Dźwignął się z kanapy. Kolana dokuczały bardziej niż zwykle. Dawały o sobie znać długie godziny spędzone za kierownicą. Nie mógł się już doczekać, kiedy zobaczy LuAnn. Do Riggsa też już się zaczynał przekonywać. Facet chyba naprawdę przypadł LuAnn do serca. Skoro tak… Byłby to istny cud.
Zajrzał do śpiącej w sąsiednim pokoju Lisy. Patrząc na delikatne rysy dziewczynki, jak zwykle nie mógł się nadziwić jej podobieństwu do matki. Też będzie wysoka. Jak szybko zleciało tych dziesięć lat. A gdzie rzuci ich los w przyszłym tygodniu? Czy dla niego za tydzień będzie jeszcze przy nich miejsce? Na scenie pojawił się Riggs i może to on przejmie teraz po nim pałeczkę. LuAnn na pewno zabezpieczy go finansowo, ale to już nie będzie to. Tam, u diabła. Przecież tych dziesięć szalonych lat spędzonych u ich boku to i tak więcej, niż sobie zasłużył.
Dzwonek telefonu brutalnie przerwał jego rozmyślania. Spojrzał na zegarek. Dochodziła druga nad ranem. Chwycił za słuchawkę.
– Charlie?
W pierwszej chwili nie rozpoznał głosu.
– Kto mówi?
– Matt Riggs.
– Riggs? Gdzie LuAnh? Wszystko u niej w porządku?
– Nawet lepiej niż w porządku. Mają go. Aresztowali Jacksona. – W głosie Riggsa słychać było nieskrywaną radość.
– Boże Wszechmogący! Alleluja! Gdzie?
– W Charlottesville. FBI obstawiła agentami lotnisko i wszedł im z bratem prosto w ręce. Chyba przyleciał porachować się z Lu Ann.
– Z bratem?
– Rogerem. FBI nie wie jeszcze, czy był w to wszystko zamieszany, ale to się wyjaśni. Najważniejsze, że mają Petera Crane’a. Wzywają LuAnn na jutro rano do Waszyngtonu, by złożyła zeznania.
– Jutro? To co będzie z naszym spotkaniem?
– Właśnie w tej sprawie dzwonię. Spakujcie się z Lisą i przyjeżdżajcie do Waszyngtonu. Spotkamy się w gmachu Hoovera. Ulica Dziewiąta róg Pennsylvania Avenue. Spodziewają się tam was. Wszystko załatwione. Jeśli ruszycie od razu, zdążymy może jeszcze zjeść wspólne śniadanie. Mam ochotę to uczcić.
– A FBI? To oskarżenie o morderstwo?
– Wszystko załatwione, Charlie. LuAnn została oczyszczona z zarzutów.
– Wspaniale, Riggs. To najwspanialsza wiadomość od nie wiem kiedy. Gdzie LuAnn?
– Rozmawia z drugiego aparatu z FBI. Przekaż Lisie, że mama przesyła jej całusy i nie może się już doczekać, kiedy ją zobaczy.
– Powtórzę. – Charlie odłożył słuchawkę i bez zwłoki zabrał się do pakowania. Ależ chciałby widzieć minę Jacksona, kiedy zgarniało go FBI! Kutas jeden. Wpadł na pomysł, że wyniesie bagaż do samochodu i dopiero potem obudzi Lisę. Niech mała sobie jeszcze pośpi, póki może. Jak usłyszy o matce, długo nie będzie mogła zmrużyć oka. Wyglądało na to, że Riggs jednak się spisał.
Z sercem lekkim jak piórko, objuczony dwiema torbami, Charlie otworzył drzwi frontowe.
I zamarł. W progu stał mężczyzna w czarnej kominiarce i mierzył do niego z pistoletu. Charlie z dzikim rykiem wściekłości rzucił w niego torbą, wytrącając mu pistolet z ręki. Potem złapał mężczyznę za maskę, wciągnął do domku, pchnął na ścianę i zanim tamten oprzytomniał, siedział już na nim, okładając fachowo wielkimi jak bochny pięściami.
Mężczyzna zwiotczał szybko pod tym gradem potężnych ciosów i znieruchomiał. Charlie, czując za plecami obecność kogoś jeszcze, obejrzał się.
– Witaj, Charlie. – Jackson zamknął za sobą drzwi. Rozpoznając ten głos, Charlie rzucił się na nowego intruza z szybkością, która zaskoczyła Jacksona. Dwie strzałki z paralizatora utkwiły w piersi Charliego, ale niemal w tym samym momencie na podbródku Jacksona wylądowała ogromna pięść, odrzucając go na drzwi. Jednak Jackson dalej naciskał spust, rażąc ciało Charliego prądem elektrycznym.
Charlie klęczał i wytężając wszystkie siły, próbował wstać. Pragnął wziąć tego człowieka w obroty, skatować go tak, żeby nie mógł już nikogo skrzywdzić. Na próżno. Próbował się do niego podczołgać. Cały swój wysiłek podporządkował jednemu celowi: zniszczyć tego człowieka. Ale ciało nie reagowało na wysyłane przez mózg polecenia. Osuwając się powoli na podłogę, patrzył ze zgrozą na stojącą w drzwiach sypialni Lisę.
Chciał coś powiedzieć, chciał krzyknąć, żeby uciekała, uciekała co sił w nogach, ale z jego ust wydobył się tylko cichy, przeciągły jęk.
Patrzył z przerażeniem, jak Jackson, zataczając się, podbiega do Lisy i przyciska jej coś do ust. Dziewczynka szamotała się rozpaczliwie, ale na próżno. Wciągnęła noskiem opary chloroformu i po chwili leżała już na podłodze obok Charliego.
Jackson otarł sobie krew z twarzy i bez ceremonii poderwał na nogi swojego wspólnika.
– Wsadź ją do samochodu, ale tak, żeby nikt nie widział – warknął.
Mężczyzna kiwnął w oszołomieniu głową. Jeszcze nie w pełni doszedł do siebie po kontakcie z pięściami Charliego.
Charlie patrzył bezradnie, jak wynosi nieprzytomną Lisę. Potem przesunął oczy na Jacksona, który klęczał przy nim, rozcierając sobie ostrożnie podbródek.
– Aresztowali Jacksona – odezwał się głosem Riggsa. – Mają go. Mam ochotę to uczcić. – I wybuchnął śmiechem.
Charlie milczał. Leżał nieruchomo, patrzył, czekał.
– Wiedziałem, że mój telefon uśpi twoją czujność – podjął Jackson własnym już głosem. – Otwierać drzwi, nie sprawdziwszy uprzednio, czy droga wolna, bez gotowej do użycia broni? Cóż za zaniedbanie! A do tej pory tak się pilnowałeś, z taką sumiennością sprawdzałeś, czy nie jesteście śledzeni. Wiedziałem, że tak będzie. I dlatego już pierwszej nocy po przyjeździe do Charlottesville zakradłem się do garażu w Wicken’s Hunt i w kolumnie kierownicy każdego stojącego tam wozu, z rangę roverem włącznie, zainstalowałem nadajniki. Są to urządzenia skonstruowane specjalnie na potrzeby armii z wykorzystaniem techniki globalnej nawigacji satelitarnej. Nie ma takiego miejsca na ziemi, w którym mógłbyś się przede mną ukryć. Były bardzo drogie, ale warte swojej ceny. Po spotkaniu z LuAnn wiedziałem już, że wyśle gdzieś z tobą Lisę, a musiałem przecież znać dokładnie miejsce waszego pobytu na wypadek, gdybym potrzebował Lisy do ostatniej odsłony. Uwielbiam podejście strategiczne, a ty? Tak rzadko się je stosuje. No i okazało się, że będę dziecka potrzebował. Dlatego tu jestem.