– No wiesz, Matt, nie wolno mi schodzić z posterunku.
– Postoję tu za ciebie, Billy, nie bój się nic. – Riggs wygrzebał z kieszeni trochę drobnych. – Trzymaj, sobie też coś kup. Pamiętam, jak po naszym ostatnim meczu w kosza sam spałaszowałeś całą pizzę. – Otaksował wzrokiem słuszną posturę Billy’ego. – Jeszcze mi tu zmizerniejesz.
Billy wziął ze śmiechem pieniądze.
– Ty wiesz, jak człowieka zbajerować.
Kiedy tylko za Billym zasunęły się drzwi windy, Riggs wywołał ich z sali. Sprowadzili Charliego schodami awaryjnymi na dół, a potem, biorąc go między siebie, pobiegli w strugach deszczu do samochodu. Chmury wisiały nisko i było już ciemno, a widoczność z każdą minutą się pogarszała.
Niedługo potem jechali już drogą Dwudziestą Dziewiątą. Charlie, korzystając z okazji, zrelacjonował im przebieg wydarzeń w motelu, nie pomijając faktu, że Jackson nie był sam. Skończywszy, pochylił się na tylnej kanapie i wsunął głowę między dwa przednie fotele.
– No to jaki mamy plan? – Skrzywił się z bólu, kiedy samochód podskoczył na dziurze w jezdni.
LuAnn skręciła na stację benzynową i zatrzymała się.
– Dzwonię do niego – oświadczyła, wyciągając z kieszeni karteczkę z numerem telefonu.
– I co potem? – spytał Riggs.
– Jego spytam – odparła.
– Dobrze wiesz, co powie – wtrącił Charlie. – Umówi się z tobą na spotkanie. Tylko on i ty. A jak tam pójdziesz, to cię zabije.
– A jak nie pójdę, zamorduje Lisę.
– On i tak może to zrobić – mruknął Riggs.
LuAnn spojrzała na niego.
– Nie zrobi tego, jeśli najpierw ja jego załatwię. – Wróciła myślami do ostatniego spotkania z Jacksonem w chacie. Była od niego silniejsza. Czyli tu miała nad nim niewielką, bo niewielką, ale zawsze przewagę. Tylko że on też o tym wiedział. Zobaczyła to w jego oczach. A to znaczyło, że nie zmierzy się już z nią w walce wręcz. Będzie musiała o tym pamiętać. Skoro on umie się przystosowywać do rozmaitych warunków, to ona też to potrafi.
– LuAnn, wierzę w ciebie – odezwał się Riggs – ale z tym facetem nie ma żartów.
– On ma rację, LuAnn – podchwycił Charlie.
– Dzięki, że mnie uprzedziliście, chłopcy. – Nie czekała, co odpowiedzą. Wyciągnęła z worka telefon komórkowy i wystukała numer. Zanim w słuchawce odezwał się sygnał, spojrzała jeszcze na nich. – I nie zapominajcie, że ja obie ręce mam zdrowe.
Riggs namacał w kieszeni kolbę pistoletu. Tym razem musi lepiej celować.
LuAnn, podyktowawszy numer swojego telefonu komórkowego, rozłączyła się i czekała. Nie patrzyła na nich. Po trzech minutach telefon zadzwonił. Odebrała.
– Uprzedzam – rozległ się w słuchawce głos Jacksona – że w swoim telefonie mam zainstalowane urządzenie, które poinformuje mnie w ciągu pięciu sekund, czy mój aparat jest namierzany. Jeśli tak, natychmiast się rozłączam i podrzynam gardło twojej córce. Mówię to na wypadek, gdybyś dzwoniła z posterunku policji.
– Nie jestem na policji i nikt cię nie namierza.
Milczał przez kilka sekund. Widziała go oczyma wyobraźni, jak wpatruje się w swoje urządzenie z nadzieją, że przyłapie ją na kłamstwie.
– Widzę, że nie poszłaś na łatwiznę. Moje gratulacje – odezwał się w końcu usatysfakcjonowany.
– Gdzie i kiedy? – spytała Lu Ann.
– A powitanie? A wymiana uprzejmości? Gdzie twoje maniery? Czyżby stworzona takim kosztem księżniczka tak nagle obniżyła loty? Jak kwiatek bez wody? Bez słońca?
– Chcę porozmawiać z Lisa.
– Przykro mi z powodu wujka Charliego – powiedział Jackson.
Siedział na podłodze w niemal kompletnych ciemnościach. Trzymał słuchawkę tuż przy ustach, mówił powoli, siląc się na beztroski ton. Chciałby jej panika wciąż rosła, żeby poczuła, iż on całkowicie kontroluje sytuację. Chciał ją doprowadzić do takiego stanu, że kiedy przyjdzie pora, posłusznie podda się karze. Chciał, żeby przyszła potulnie do swojego kata.
LuAnn ani myślała powiedzieć Jacksonowi, że Charlie siedzi w tej chwili za nią i marzy tylko o tym, żeby wydusić z niego życie.
– Chcę porozmawiać z Lisa!
– A skąd wiesz, czy już jej nie zabiłem?
– Co? – wykrztusiła.
– Możesz z nią porozmawiać, ale skąd będziesz wiedziała, że to nie ja naśladuję jej głos? „Mamusiu, mamusiu – mógłbym powiedzieć. – Pomóż mi”. Tak mógłbym powiedzieć. Jeśli więc chcesz z nią porozmawiać, to proszę bardzo, ale to nie będzie o niczym świadczyło.
– Ty sukinsynu!
– To chcesz z nią porozmawiać czy nie?
– Tak – powiedziała LuAnn błagalnie.
– Znowu maniery. Tak, i co dalej?
Zawahała się. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić i zebrać myśli.
– Tak, proszę – dorzuciła.
– Zaczekaj. Zaraz, gdzie ja zostawiłem tego dzieciaka?
Riggs starał się podsłuchiwać. LuAnn, nie mogąc się od niego opędzić, otworzyła w końcu drzwiczki i wysiadła z wozu. Nasłuchiwała z natężeniem jakichkolwiek odgłosów w tle.
– Mamo, to ty, mamo?
– Kochanie, dziecko, to ja, twoja mama. Boże, kochanie, tak mi przykro.
– Ach, wybacz, LuAnn, to wciąż ja – powiedział Jackson – Och mamo, mamusiu, jesteś tam? – zawołał znowu głosem Lisy.
LuAnn była tak wstrząśnięta, że nie mogła dobyć z siebie słowa.
Jackson znowu odezwał się swoim prawdziwym głosem. Mówił z takim naciskiem, że jego słowa wprost wżerały się w ucho:
– Dam ci ją do telefonu. To naprawdę będzie ona. Możecie sobie uciąć swoją emocjonalną pogawędkę matki z córką. A kiedy skończycie, powiem ci dokładnie, co masz robić. Jeśli w jakimkolwiek stopniu odejdziesz od moich instrukcji…
Nie dokończył. Nie musiał. Przez chwilę słuchali tylko nawzajem swoich oddechów. Dwa pociągi wymknęły się spod kontroli i zderzą się niebawem w zdradliwej otchłani. LuAnn próbowała bezskutecznie przełknąć gulę, która rosła jej w krtani. Wiedziała, co on robi. Co robi z jej psychiką. Ale zdawała też sobie sprawę, że nie ma na to rady. W każdym razie teraz.
– Rozumiesz?
– Tak. – I w tym momencie usłyszała w tle odgłos, który przywołał na jej twarz uśmiech i grymas jednocześnie. Spojrzała na zegarek. Piąta po południu. Uśmiechnęła się szerzej, oczy jej zabłysły. Nadzieją.
Po chwili rozmawiała już z Lisa, zadawała jej szybko pytania, na które tylko Lisa mogła znać odpowiedzi. Obie pragnęły desperacko objąć się poprzez rozdzielającą je ciemność.
Kiedy skończyły, znowu odezwał się Jackson. Wydał jej instrukcje, powiedział, gdzie i kiedy. Słuchała jednym uchem, skupiając się na odgłosach w tle. Zakończył wymownym: „Do zobaczenia wkrótce”.
LuAnn wyłączyła telefon i wróciła do samochodu. Jej spokój, zważywszy na okoliczności, wprawił w osłupienie Riggsa i Charliego.
– Mam do niego zadzwonić jutro o dziesiątej rano – powiedziała. – Powie mi, gdzie się spotkamy. Jeśli przyjdę sama, wypuści Lisę. Jeśli poweźmie choć cień podejrzenia, że ktoś ze mną jest, zabije ją.
– Czyli ty za Lisę – mruknął Riggs.
Popatrzyła po twarzach obu mężczyzn.
– Właśnie tak.
– LuAnn…
– Właśnie tak – powtórzyła z naciskiem.
– Skąd wiesz, że ją puści? – wtrącił się Charlie. – Jemu nie można ufać.