ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY
– No, załatwione – powiedział Riggs, odkładając z nabożeństwem słuchawkę. Siedzieli w jego domowym biurze – LuAnn, Charlie i Lisa. Na zewnątrz prószył śnieg. Zbliżało się Boże Narodzenie.
– I jak sprawy stoją? – spytała LuAnn.
LuAnn i Charlie byli już w pełni sił. Riggs dawno pozbył się temblaka, ostatnio zaś zdjęto mu gips z ręki, w której pocisk Jacksona uszkodził kość. Ale nadal poruszał nią z trudem.
– Nie najlepiej. Urząd podatkowy wyliczył, ile jesteś im winna z racji zaległych podatków, kar za zwłokę i odsetek za ostatnie osiem lat.
– No i?
– I poszło na to wszystko, co miałaś. Gotówka, akcje, wszystkie twoje nieruchomości, z Wicken’s Hunt włącznie. – Zdobył się na uśmiech. Starał się złagodzić jakoś wstrząs wywołany przygnębiającymi wiadomościami. – A i tak zabrakło sześćdziesięciu pięciu centów. Dołożyłem z własnej kieszeni, nie musisz zwracać.
Charlie parsknął.
– To ci prezent pod choinkę. A reszta tych, co wygrali na loterii, zatrzymała swoje pieniądze. To niesprawiedliwe.
– Oni płacili podatki, Charlie – zauważył Riggs.
– Ona też płaciła.
– Dopiero po powrocie do kraju i tylko pod nazwiskiem Catherine Savage.
– Wcześniej nie mogła. Gdyby spróbowała, powędrowałaby prawdopodobnie do więzienia za morderstwo, którego nie popełniła.
– Tak, to rzeczywiście argument nie do odparcia.
– Przecież oni wszyscy też wygrali w nieuczciwy sposób – zauważył Charlie.
– Ale rząd nie ma zamiaru trąbić o tym na cały świat. Zarabiają na tej loterii miliardy. Gdyby prawda wyszła na jaw, to źródełko mogłoby wyschnąć, nie uważasz?
– A te miliony, które rozdaliśmy instytucjom charytatywnym, nie wzięto ich pod uwagę? – spytał gniewnie Charlie.
– Urząd podatkowy przyklasnął wspaniałomyślności LuAnn, ale powiedzieli, że nie mogą tego uwzględnić, ponieważ nie składała zeznań podatkowych. Mówię wam, że to wcale nie jest taki zły interes. Za te podatki mogła powędrować na długie lata do więzienia. Co prawda uratowałaby chyba wtedy czcić pieniędzy. Ale wisiało nad nią jeszcze jedno bardzo poważne zagrożenie. Szeryf Harvey tak łatwo się nie poddaje.
– Wierzyć się nie chce. Po tym wszystkim, co przeszła i zrobiła. Rozbiła światowy syndykat zbrodni Crane’a i co? Ci z FBI wychodzą na bohaterów, rząd konfiskuje cały jego majątek – wielomiliardowy zastrzyk dla skarbu państwa – a ją puszczają z torbami. Nawet klepnięcia w plecy. To niesprawiedliwe!
LuAnn położyła rękę na ramieniu zdenerwowanego Charliego.
– W porządku, Charlie. Te pieniądze mi się nie należały. I chciałam spłacić wszystkie długi. Teraz pragnę tylko być z powrotem LuAnn Tyler. Powiedziałam to Matthew. Ale nikogo nie zamordowałam. Wszystkie zarzuty wobec mnie zostały oddalone, tak? – poszukała wzrokiem potwierdzenia u Riggsa.
– Tak. Federalne, stanowe, wszystkie. Jesteś czysta jak łza.
– I biedna jak mysz kościelna – dorzucił zgryźliwie Charlie.
– Czyli sprawa załatwiona, Matthew? Nie będą się już mnie czepiali? Mówię o urzędzie podatkowym. Czy jestem im jeszcze coś winna?
– Wszystkie dokumenty już podpisane. Nic już do ciebie nie mają. Sprawa jest zamknięta. Skonfiskowali wszystkie twoje konta bankowe, zajęli dom. Zresztą nawet gdyby znowu się do ciebie przyczepili, czego nie zrobią, to nie masz już pieniędzy.
– Może tu będziemy się mogły wprowadzić, mamo – odezwała się Lisa, spoglądając pytająco na Riggsa. – To znaczy na jakiś czas – dorzuciła szybko.
LuAnn uśmiechnęła się do niej. Opowiedziała córce wszystko. W życiu nie przeprowadziła trudniejszej rozmowy, ale zrzuciwszy z siebie wreszcie to brzemię, poczuła niewysłowioną ulgę. Lisa przyjęła to cudownie. Teraz przynajmniej ich wzajemne stosunki mogły układać się normalnie.
Riggs spojrzał na LuAnn z niepewnym uśmieszkiem.
– Też o tym myślałem. – Urwał. – Można was na minutkę przeprosić? – zwrócił się do Charliego i Lisy.
Wziął LuAnn za rękę i wyprowadził z pokoju. Tamci odprowadzili ich wzrokiem, a potem wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
Riggs posadził LuAnn przy kominku, sam stanął przed nią.
– Bardzo bym chciał, żebyście się wszyscy tutaj wprowadzili. Miejsca jest mnóstwo. Ale… – Spuścił wzrok.
– Ale co? – spytała.
– Myślałem o czymś bardziej trwałym.
– Rozumiem.
– Widzisz, zarabiam nieźle, i teraz, kiedy nie masz już pieniędzy. – Przekrzywiła głowę i prychnęła. – Bo widzisz, bardzo się bałem, że pomyślisz sobie, że zależy mi tylko na twoim majątku. Od zmysłów odchodziłem. To było jak blokada drogi, której nie można objechać. Nie pomyśl tylko, iż ja się teraz po prostu cieszę, że nie jesteś już bogata. Byłbym szczęśliwy, gdyby udało ci się zatrzymać te pieniądze. Ale teraz, kiedy ich już nie masz, chciałbym wiedzieć… – Zaciął się znowu, przerażony głębią wód, na które odważył się wypłynąć.
– Kocham cię, Matthew – powiedziała po prostu LuAnn.
Z twarzy Riggsa znikło całe napięcie. Nie wyglądał już na przerażonego. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek był tak szczęśliwy.
– Ja też cię kocham, LuAnn Tyler.
– Byłeś w Szwajcarii? – spytała.
Spojrzał na nią zaskoczony.
– Nie. Czemu pytasz?
– Zawsze chciałam spędzić tam miesiąc miodowy. Tak tam romantycznie, tak pięknie. Zwłaszcza w okresie świąt Bożego Narodzenia.
Riggs sprawiał wrażenie zakłopotanego.
– Widzisz, kochanie, ciężko pracuję, ale to małe miasteczko, drobnych przedsiębiorców budowlanych nie stać na takie rzeczy. Przykro mi. – Oblizał nerwowo wargi. – Zrozumiem, jeśli po tylu latach opływania w dostatku, nie będziesz mogła tego zaakceptować.
W odpowiedzi LuAnn otworzyła torebkę i wyjęła karteczkę z numerem konta w szwajcarskim banku. Konto otwarto, wpłacając sto milionów dolarów. Jackson dotrzymał słowa. Zwrócił kapitał, którym obracał przez dziesięć lat. Te pieniądze tam były, czekały. Zarabiały. Sześć milionów dolarów rocznie samych odsetek. Mimo wszystko zatrzymała swoją loteryjną wygraną. I tym razem nie miała z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia. Uważała, że na to zapracowała. Przez dziesięć lat próbowała stać się kimś, kim nie była. Była bardzo bogata i bardzo nieszczęśliwa. Przez resztę życia zamierzała być sobą i cieszyć się tym. Miała piękną, zdrową córkę i dwóch mężczyzn, których kochała. Koniec z uciekaniem, koniec z ukrywaniem się. Los naprawdę był dla niej łaskawy.
Uśmiechnęła się do Riggsa i pogłaskała gopo twarzy.
– Wiesz co, Matthew?
– Co?
– Myślę, że damy sobie jakoś radę – powiedziała i pocałowała go [1].