Jackson roześmiał się.
– LuAnn, moja droga, teraz wszyscy będą chcieli od ciebie pieniędzy.
– Nie, to coś innego. On chciał połowy mojej wygranej.
– Słucham? Bzdura!
– Wcale nie. On… on miał pewne informacje na mój temat, wiedział o czymś, co mi się przytrafiło, i groził, że mnie wyda, jak mu nie zapłacę.
– Boże, a cóż takiego ci się przytrafiło?
LuAnn spojrzała w okno.
– Mogę wziąć sobie coś do picia?
– Nie krępuj się.
Z ciemności wyłonił się palec obleczonej w rękawiczkę dłoni, wskazując na drzwiczki lodówki. LuAnn, nie spoglądając w kierunku Jacksona, otworzyła je i wzięła sobie colę.
Pociągnęła długi łyk, otarła usta i podjęła:
– Zanim zatelefonowałam do pana, że przyjmuję propozycję, coś mi się przytrafiło.
– Czy chodzi o te dwa trupy w twojej przyczepie? I o narkotyki? O to, że szuka cię policja? A może o coś innego, co również próbowałaś przede mną zataić?
Nie odpowiedziała od razu. Bawiła się nerwowo trzymaną w rękach puszką coli, a na jej twarzy malowało się zdumienie.
– Z narkotykami nie miałam nic wspólnego. A tamten mężczyzna chciał mnie zabić. Tylko się broniłam.
– Powinienem się zorientować, że coś się stało, kiedy nagle zapragnęłaś czym prędzej opuścić miasteczko, zmienić nazwisko i tak dalej. – Pokręcił ze smutkiem głową. – Moja biedna LuAnn. Ja w tych okolicznościach chyba też jak najszybciej wyniósłbym się z miasta. No i kto by o to podejrzewał naszego małego Duane’a. Narkotyki! Straszne. Ale wiesz co, jestem wyrozumiały z natury, i puszczę ci to w niepamięć. Było, minęło. Ale… – tu ton Jacksona zdecydowanie stwardniał – nie próbuj więcej niczego przede mną ukrywać. Proszę cię, dla twojego własnego dobra.
– Ale ten mężczyzna…
– To już załatwione – przerwał jej niecierpliwie Jackson. – Nie będziesz mu musiała dawać żadnych pieniędzy.
Wbiła wzrok w ciemność, jej twarz ponownie wyrażała zdumienie.
– Ale jak pan to zrobił?
– Słyszę to na każdym kroku: „Jak pan to zrobił?” – Jackson mówił przyciszonym głosem, był wyraźnie rozbawiony. – Ja potrafię wszystko, LuAnn, jeszcze się nie zorientowałaś? Wszystko. Przeraża cię to? Jeśli nie, to powinno. Czasami przeraża nawet mnie.
– Ten mężczyzna powiedział, że kazano mu mnie zabić.
– Naprawdę?
– Ale potem go odwołano.
– Coś takiego.
– Z tego, co mówił, wynika, że odebrał ten odwołujący telefon, kiedy zadzwoniłam do pana z informacją, że się zgadzam.
– Życie jest pełne zbiegów okoliczności, nieprawdaż? – wymruczał kpiąco Jackson.
Przez twarz LuAnn przemknął cień wyzwania.
– Ja nie dam sobie w kaszę dmuchać, panie Jackson, potrafię się odgryźć, i to mocno. Żebyśmy się rozumieli.
– Sądzę, że doskonale się rozumiemy, LuAnn. – Z ciemności dobiegł ją szelest papieru. – Ale nie da się ukryć, że to komplikuje nam sprawy. Kiedy powiedziałaś, że chcesz zmienić nazwisko, myślałem, że uda się jeszcze załatwić wszystko nad stołem.
– Co to znaczy?
– Podatki, LuAnn. Musimy brać pod uwagę kwestię podatków.
– Myślałam, że zatrzymuję całą sumę. Że rząd nic do tych pieniędzy nie ma. Tak mówią we wszystkich reklamach loterii.
– To niezupełnie prawda. Kampania reklamowa wprowadza ludzi w błąd. Swoją drogą, rząd sprytnie to obmyślił. Wygrana wcale nie jest wolna od podatku. Jest jak najbardziej opodatkowana, z tym że z zawieszeniem. Ale tylko na jeden rok.
– Co to, u diabła, znaczy?
– To znaczy, że w pierwszym roku zwycięzca nie odprowadza od wygranej ani podatku federalnego, ani stanowego, ale tylko dlatego, że przesunięto mu ich spłatę na następny rok. Musi uiścić cały podatek, tyle tylko że nie od razu. Nie nalicza mu się oczywiście żadnych kar za zwłokę ani karnych odsetek, ale tylko pod warunkiem, że rozliczy się z fiskusem w następnym roku podatkowym. Zgodnie z obowiązującym prawem podatek od wygranej rozkładany jest na równe raty spłacane przez dziesięć lat. Na przykład, dochodowy podatek federalny i stanowy od stu milionów dolarów wyniósłby około pięćdziesięciu milionów dolarów, czyli połowę całej sumy. Zauważ, że ze swoim dochodem plasujesz się teraz w najwyższym przedziale skali podatkowej. Dzieląc to przez dziesięć lat, dostajemy ratę roczną w wysokości pięciu milionów dolarów. Mało tego. Wszelki dochód uzyskany z kapitału jest już opodatkowany na ogólnych zasadach, czyli bez żadnego odroczenia. A przyznam ci się, LuAnn, że mam w związku z tym kapitałem plany, wielkie plany. W nadchodzących latach sporo zarobisz, jednak będą to niemal w całości pieniądze podlegające opodatkowaniu – dywidendy, odsetki od kapitału, zysk z oprocentowanych obligacji, tego rodzaju dochody. W normalnej sytuacji nie byłoby z tym żadnego problemu, ponieważ szanujący prawo obywatele, którzy nie ukrywają się przed policją pod przybranym nazwiskiem, wypełniają po prostu zeznania podatkowe, płacą uczciwie swoje podatki i żyją z czystym sumieniem. W twoim wypadku sprawa się komplikuje. Gdyby moi ludzie wypełnili twoje roczne zeznanie podatkowe na nazwisko LuAnn Tyler, wpisując do niego twój aktualny adres i inne dane osobowe, to czy nie sądzisz, że natychmiast złożyłaby ci wizytę policja?
– A nie mogę płacić podatków pod swoim nowym nazwiskiem?
– To na pozór genialne rozwiązanie, ale urząd podatkowy ma skłonności do brania pod lupę bardzo młodych osób, które w swoim pierwszym zeznaniu rocznym deklarują dochody z tyloma zerami. Mogłoby ich zainteresować, co wcześniej robiłaś i jakim sposobem ni z tego, ni z owego stałaś się bogatsza od samego Rockefellera. Tu chyba też nie obyłoby się bez wizyty policji, a co jeszcze bardziej prawdopodobne, smutnych panów z FBI. Nie, odpada.
– No to co zrobimy?
Brzmienie głosu Jacksona, kiedy się teraz odezwał, kazało LuAnn mocniej przytulić do siebie Lisę.
– Zrobisz dokładnie tak, jak powiem, LuAnn. Masz zarezerwowane miejsce w samolocie, który wywiezie się z kraju. Nigdy już nie wrócisz do Stanów Zjednoczonych. Ta mała jatka w Georgii skazała cię na życie w ciągłym ruchu. Obawiam się, że na zawsze.
– Ale…
– Nie ma żadnego ale, LuAnn, tak zrobisz. Rozumiesz?
LuAnn wyprostowała się i uniosła dumnie głowę.
– Mam teraz tyle pieniędzy, że sama mogę o sobie decydować – powiedziała z godnością. – Nie lubię, jak mi mówią, co mam robić.
– Naprawdę? – Dłoń Jacksona zacisnęła się na kolbie pistoletu spoczywającego w otwartym neseserze. Jeden szybki ruch, i matka z córką zginą. – To może sama wydostaniesz się z kraju? Chcesz spróbować?
– Dam sobie radę.
– Nie o to chodzi. Zawarłaś ze mną układ, LuAnn. Spodziewam się, że będziesz go honorowała. Zobaczysz, że na dłuższą metę nasze interesy są zbieżne. Chyba że jesteś głupia i nie chcesz ze mną współpracować. Jeśli tak, to zaraz zatrzymuję wóz, wyrzucam cię razem z dzieckiem na ulicę i dzwonię na policję, żeby cię aresztowali. Wybieraj. Decyduj. Teraz!
LuAnn, speszona takim postawieniem sprawy, rozejrzała się z rozpaczą po wnętrzu limuzyny. Jej wzrok zatrzymał się w końcu na Lisie. Córeczka wpatrywała się w nią dużymi, wilgotnymi oczami. Malowało się w nich całkowite oddanie. LuAnn wzięła głęboki oddech. Jaki w końcu miała wybór?
– Dobrze.
Jackson zaszeleścił znowu papierami.
– Mamy akurat tyle czasu, żeby przebrnąć przez te dokumenty. Musisz parę z nich podpisać, ale pozwól, że najpierw przybliżę ci podstawowe sprawy. Spróbuję to zrobić możliwie najprzystępniej. Wygrałaś sto milionów dolarów z kawałkiem. Pieniądze te przelane zostały na specjalne konto depozytowe otwarte na twoje nazwisko przez Komisję Loteryjną. A przy okazji, załatwiłem ci numer ubezpieczenia społecznego na twoje nowe nazwisko. To ci znacznie ułatwi życie. Po podpisaniu przez ciebie tych dokumentów moi ludzie będą mogli przenieść pieniądze z konta depozytowego na inne, nad którym mam pełną, niczym nieskrępowaną kontrolę.