Выбрать главу

Wpatrywał się w jedyne nieskreślone nazwisko z listy zwycięzców loterii. Informator powiedział mu, że osoba ta nie składała dotąd żadnych zeznań podatkowych, a jeśli już, to pod innym nazwiskiem. Mało tego. Osoba ta znikła zaraz po odebraniu wygranej. Donovan przypominał sobie mgliście okoliczności tego zniknięcia. Dwóch zamordowanych – jej chłopak z rolniczej Georgii i jakiś mężczyzna. W grę wchodziły narkotyki. Przed dziesięciu laty ta sprawa zbytnio go nie zainteresowała. Pamiętał tylko, że kobieta zniknęła zaraz po wygraniu stu milionów dolarów, a wraz z nią pieniądze. Teraz patrzył na jej nazwisko na liście: LuAnn Tyler, i jego ciekawość rosła. Poszukiwana w sprawie o morderstwo musiała zmienić tożsamość. Z wygranymi pieniędzmi bez trudu mogła rozpocząć nowe życie.

Donovan uświadomił sobie nagle, że chyba wie, jak ustalić nową tożsamość LuAnn i może nie tylko to. Przez jego twarz przemknął przelotny uśmiech. Spróbować nie zawadzi.

Nazajutrz Donovan zadzwonił do szeryfa z Rikersville w stanie Georgia, rodzinnego miasteczka LuAnn. Roy Waymer zmarł przed pięcioma laty. Tak się składało, że obecnym szeryfem był Bill Harvey, wuj Duane’a. Harvey stał się bardzo rozmowny, kiedy Donovan nawiązał do tematu LuAnn.

– Zabiła Duane’a – powiedział gniewnie. – I to ona wciągnęła go w te narkotyki, bez dwóch zdań. Rodzinie Harveyów się nie przelewa, ale swój honor mamy.

– Mieliście od niej jakieś wiadomości przez te dziesięć lat? – spytał Donovan.

Bill Harvey dłuższą chwilę nie odpowiadał.

– No… przysłała trochę pieniędzy – wydusił z siebie w końcu.

– Pieniędzy?

– Staruszkom Duane’a. Od razu mówię, że się o to nie prosili.

– A przyjęli je?

– Mają już swoje lata i bieda u nich aż piszczy. Zresztą człowiek się nie wypina na takie pieniądze.

– Ile tego było?

– Dwieście tysięcy dolarów. Jeśli to nie dowód, że LuAnn sumienie gryzie, to ja już nic nie wiem.

Donovan gwizdnął cicho.

– Próbowaliście ustalić, skąd te pieniądze wysłano?

– Ja nie byłem jeszcze wtedy szeryfem, ale Roy Waymer próbował. Wziął sobie nawet do pomocy paru chłopaków z miejscowego FBI. Bez rezultatu. Paru innym osobom z okolicy też przysłała pieniądze, ale i oni nie wiedzieli skąd. Zupełnie jakby była duchem albo co.

– Coś jeszcze?

– Tak, jak pan ją kiedyś spotka, to niech pan jej powie, że rodzina Harveyów nie zapomniała, chociaż to już tyle lat. Mamy rachunki do wyrównania. Prędzej czy później ściągniemy ją do Georgii i spędzi tu z nami parę miłych chwil. Od dwudziestu lat do dożywocia. Za morderstwo nie ma przedawnienia. Dobrze mówię?

– Powtórzę jej, szeryfie, dzięki. Ach, jeszcze jedno. Czy mógłby mi pan przesłać kopię akt tej sprawy? Protokół z autopsji, przyjęte hipotezy, ustalenia poczynione w śledztwie, tego rodzaju rzeczy?

– Naprawdę spodziewa się pan ją odnaleźć po tylu latach?

– Zajmuję się takimi sprawami od trzydziestu lat i jestem w tym dobry. W każdym razie spróbuję.

Donovan podał Harveyowi FedExowski numer i adres redakcji „Tribune”, rozłączył się i skreślił kilka notatek. Tyler nosi teraz inne nazwisko, to pewne. Musi je ustalić, zanim ruszy jej tropem.

Przez cały następny tydzień sprawdzał dokładnie każdy szczegół z życia LuAnn. W „Rikersville Gazette” wyszukał zawiadomienia o śmierci jej rodziców. Nekrologi zawierają mnóstwo cennych informacji: miejsca urodzin, nazwiska krewnych i inne dane, które mogą się okazać bardzo pomocne. Jej matka urodziła się w Charlottesville w Wirginii. Donovan przeprowadził rozmowy z krewnymi wymienionymi w nekrologach, a ściślej z tymi, którzy jeszcze żyli, ale niczego konkretnego się od nich nie dowiedział. LuAnn nigdy nie próbowała się z nimi skontaktować.

Następnie zabrał się do odtwarzania wydarzeń ostatniego dnia pobytu LuAnn w kraju. Rozmawiał osobiście z funkcjonariuszami nowojorskiej policji i agentami nowojorskiego oddziału FBI. Szeryf Waymer zobaczył ją w telewizji i natychmiast powiadomił policję w Nowym Jorku, że LuAnn jest poszukiwana w Georgii w związku z podwójnym morderstwem i handlem narkotykami. Ci obstawili niezwłocznie wszystkie dworce autobusowe, stacje kolejowe i lotniska. Blokady dróg w siedmiomilionowym mieście nie było sensu zarządzać. Nie natrafili jednak na ślad poszukiwanej, co zbulwersowało wielce FBI. Od znającego sprawę agenta Donovan dowiedział się, że Biuro nie mogło zrozumieć, jak dwudziestoletnia kobieta z siedmioma klasami szkoły podstawowej, z zabitego deskami miasteczka w Georgii, a do tego z dzieckiem na ręku, zdołała się przemknąć przez zarzuconą sieć. Żaden wyrafinowany kamuflaż i fałszywe dokumenty nie wchodziły w grę, tak przynajmniej sądzili. Nie miałaby czasu na podjęcie takich kroków, bo policja rozpoczęła obławę zaledwie pół godziny po jej występie w telewizji. A do tego zniknęły pieniądze. Byli w FBI tacy, którzy podejrzewali, że ktoś jej pomagał. Ale tego tropu nie podjęto, bo Biuro, zaangażowane w prowadzenie innych, ważniejszych spraw, nie miało na to ani czasu, ani ludzi. W końcu uznano oficjalnie, że LuAnn Tyler nie opuściła kraju, lecz po prostu wyjechała z Nowego Jorku samochodem albo metrem i zaszyła się gdzieś na prowincji, ewentualnie przedostała się do Kanady. Nowojorska policja powiadomiła szeryfa Waymera o niepowodzeniu akcji i na tym się skończyło. Teraz sprawa znowu wypływała. Donovan był bardzo zaintrygowany. Przeczucie mówiło mu, że LuAnn wydostała się jednak z kraju. Że udało się jej jakoś przemknąć przez kordon policji i FBI. Jeśli wsiadła do samolotu, to czeka go sporo pracy.

Mógł jednak zawęzić obszar poszukiwań. Znał dokładnie dzień, znał nawet przedział czasowy tego dnia. Zacznie od próby ustalenia punktu, w którym LuAnn mogła przekroczyć granicę. Najpierw skoncentruje się na samolotach, które przed dziesięciu laty w tym przedziale czasowym startowały z lotniska Kennedyego w rejsy międzynarodowe. Jeśli to nic nie da, prześledzi loty międzynarodowe z LaGuardii, a potem z Newark. Od czegoś trzeba zacząć. Lotów międzynarodowych jest znacznie mniej niż krajowych. Gdyby musiał sprawdzać loty krajowe, to chyba przyjąłby inną taktykę. Po prostu za dużo ich było. Brał się już do roboty, kiedy przyszła paczka od szeryfa Harveya.

Donovan zaszył się w swoim boksie i żując kanapkę zaczął przeglądać akta. Fotografie z autopsji, jak na tego rodzaju fotografie przystało, były makabryczne, ale nie odebrały apetytu staremu dziennikarzowi. W swojej trzydziestoletniej karierze widział już gorsze rzeczy. Po godzinie odłożył akta i zrobił kilka notatek. Jego zdaniem nie było dowodów na to, że LuAnn Tyler ponosi winę za to, za co chciał ją aresztować szeryf Harvey. Powęszył trochę na własną rękę w Rikersville. Duane Harvey miał tam opinię leniwego nicponia, którego życiowe ambicje ograniczały się do żłopania piwa, uganiania się za kobietami i niewnoszenia niczego wartościowego do dorobku cywilizacyjnego ludzkości. Z drugiej strony kilka osób, z którymi rozmawiał, opisało LuAnn Tyler jako ciężko pracującą, uczciwą kobietę i kochającą, troskliwą matkę. Osierocona wcześnie przez rodziców, radziła sobie w zaistniałych okolicznościach, jak mogła. Donovan widział ją na fotografiach, zdobył nawet kasetę wideo z konferencji prasowej sprzed dziesięciu lat, na której zaprezentowano ją jako zwyciężczynię loterii. Owszem, była atrakcyjna, ale pod tą urodą coś się kryło. Nie przebrnęłaby przez te lata tylko dzięki swoim fizycznym przymiotom.

Skończył kanapkę i pociągnął łyk kawy. Duane Harvey był strasznie pocięty. Drugi mężczyzna, Otis Burns, również zginął od ran zadanych nożem w klatkę piersiową. Poza tym stwierdzono u niego poważny, ale niezagrażający życiu uraz głowy i wyraźne ślady szamotaniny. Na roztrzaskanym aparacie telefonicznym zabezpieczono odciski palców LuAnn. Ale nie było w tym nic niezwykłego. Mieszkała tam przecież. Jedna osoba zeznała, że widziała ją tamtego ranka w samochodzie Otisa Burnsa. Z zebranych materiałów dowodowych Donovan wyciągnął wniosek zupełnie przeciwny do tego, co utrzymywał szeryf Harvey. Z tych dwojga to Duane handlował narkotykami i został przyłapany na jakiejś machlojce. Burns był prawdopodobnie jego dostawcą. Człowiek ten był wielokrotnie notowany w sąsiednim okręgu Gwinnett, za każdym razem w związku z narkotykami. Burns przyjechał pewnie wyrównać rachunki. Czy LuAnn wiedziała o procederze uprawianym przez Duane’a, trudno było zgadnąć. Pracowała w zajeździe dla ciężarówek aż do dnia, w którym wypełniła kupon loterii, a potem znikła, by pojawić się na krótko w Nowym Jorku. A więc jeśli nawet wiedziała, czym zajmuje się Duane, to nie czerpała z tego żadnych korzyści. Z ustaleń śledztwa nie wynikało niezbicie, czy była tamtego ranka w przyczepie i czy miała coś wspólnego ze śmiercią któregoś z mężczyzn. Zresztą Donovana jedno i drugie mało obchodziło. Nie widział powodu, dla którego miałby sympatyzować z Duane’em Harveyem albo Otisem Burnsem. Nie wiedział jeszcze, co myśleć o LuAnn Tyler. Wiedział tylko, że chce ją odnaleźć. Bardzo tego chce.