Выбрать главу

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY

– Zaprosiłaś go na lunch?! – Charlie patrzył na LuAnn z mieszaniną gniewu i frustracji. – Raczysz mi zdradzić, czemu to zrobiłaś? A na początek powiesz mi może, po co tam, u licha, pojechałaś?

Rozmawiali w gabinecie Charliego. LuAnn stała obok wielkiego biurka, Charlie siedział za nim. Obracał w palcach grube cygaro, które odwinął z celofanu, ale nie przypalał, zbulwersowany informacją o porannej wycieczce LuAnn.

LuAnn patrzyła na niego wyzywająco.

– Nie mogłam tu bezczynnie siedzieć.

– Mówiłem ci, że sam się tym zajmę. Co, już mi nie ufasz?

– Oczywiście, że ufam, Charlie, nie o to chodzi. – LuAnn spuściła trochę z tonu, przysiadła na poręczy fotela i pogładziła przyjaciela po przerzedzających się włosach. – Pomyślałam sobie, że jeśli spotkam się z Riggsem, zanim ten zdąży cokolwiek przedsięwziąć, przeproszę go i skłonię, żeby nie mieszał się do naszych spraw, to wszystko się jakoś ułoży.

Charlie pokręcił głową i skrzywił się, bo w tym momencie łupnęło go w lewej skroni. Odetchnął głęboko i otoczył LuAnn ręką w talii.

– LuAnn, odbyłem dzisiaj rano bardzo owocną rozmowę z Johnem Pembertonem.

– Z kim?

– Z tym agentem od nieruchomości. Facetem, który sprzedał nam ten dom. Nieważne. Otóż Pemberton zna w tym miasteczku wszystkich i doskonale wie, co się tu dzieje. W tej chwili tropi w naszym imieniu osobnika z hondy.

LuAnn odsunęła się od niego gwałtownie.

– Chyba mu nie powiedziałeś…

– Uraczyłem go zmyśloną historyjką. Przełknął ją bez mrugnięcia okiem. Zdążyliśmy oboje nieźle opanować tę sztukę, prawda?

– Czasami wydaje mi się, że aż za dobrze – mruknęła ponuro LuAnn. – Coraz mi trudniej oddzielić prawdę od fikcji.

– Rozmawiałem też z Pembertonem o Riggsie. Próbowałem dowiedzieć się czegoś o jego przeszłości, zorientować, co to za jeden.

– Nie był gliniarzem. Pytałam go i zaprzeczył.

– Wiem, pomyliłem się.

– No więc jak z nim, u licha, jest? I po co ta cała tajemniczość?

– Pemberton podejrzewa, że Riggs był szpiegiem na usługach rządu.

LuAnn zrobiła wielkie oczy.

– Szpieg? Taki jak ci z CIA?

– Diabli go tam wiedzą. Tacy faceci nie rozgłaszają, kto ich zatrudniał. Nikt nic pewnego o nim nie wie, nawet Pemberton.

LuAnn wzdrygnęła się na wspomnienie o informacjach na swój temat, które Riggs tak szybko zebrał. To by się zgadzało. Ale nadal nie była do końca przekonana.

– I teraz stawia płoty w Wirginii. Myślałam, że szpiegom nie pozwalają przechodzić w stan spoczynku.

– Za dużo się naoglądałaś filmów sensacyjnych. Nawet szpiedzy zmieniają pracę i odchodzą na emeryturę, zwłaszcza teraz, kiedy skończyła się zimna wojna. Poza tym wywiad ma wiele specjalizacji. Nie we wszystkich chodzi się w trenczu, z pistoletem w rękawie, i planuje zamachy na dyktatorów obcych państw. Mógł być zwyczajnym urzędasem i oglądać w biurze zdjęcia satelitarne Moskwy.

LuAnn wróciła pamięcią do spotkania z Riggsem w jego domu. Ta jego swoboda w obchodzeniu się ze strzelbą, ten zmysł obserwacyjny i znajomość broni palnej. I wreszcie zimna krew oraz pewność siebie. Pokręciła zdecydowanie głową.

– Nie wygląda mi na urzędnika.

Charlie westchnął głęboko.

– Mnie też nie. No i jak poszło?

LuAnn cofnęła się pod ścianę, oparła o framugę i zahaczyła kciukami za szlufki dżinsów, w które się po powrocie przebrała.

– Zdobył już garść informacji o mnie i o hondzie. Jeśli chodzi o te dotyczące mnie, to wszystkie pochodzą z mojego spreparowanego życiorysu, a więc od tej strony jesteśmy kryci.

– A co z hondą?

LuAnn pokręciła głową.

– Wynajęta w Waszyngtonie. Chyba na fałszywe nazwisko. To prawdopodobnie ślepa uliczka.

– Szybko działa ten Riggs. Skąd to wszystko wiesz?

– Przeprowadziłam małe rozpoznanie w jego gabinecie. Nakrył mnie i postraszył strzelbą.

– Boże, LuAnn, jeśli on rzeczywiście był szpiegiem, to masz szczęście, że nie odstrzelił ci głowy.

– Nie myślałam, że to będzie takie ryzykowne. Dopiero w trakcie się okazało.

– Ty i to twoje zamiłowanie do igrania z losem. Wtedy w Nowym Jorku też poszłaś na losowanie. Powinienem się za ciebie ostrzej wziąć. Coś jeszcze?

– Przyznałam mu się, że rzeczywiście zaniepokoił nas ten incydent z pościgiem i że staramy się go wyjaśnić.

– I co on na to, uwierzył? – spytał sceptycznie Charlie.

– Przecież mówiłam prawdę, Charlie – zaperzyła się. – Całą mnie ciarki przechodzą, kiedy mam po temu okazję, a nieczęsto się ona nadarza.

– Dobrze już, dobrze. Nie chciałem cię urazić. Boże, rozmawiamy jak stare małżeństwo.

LuAnn uśmiechnęła się.

– Bo jesteśmy starym małżeństwem. Mamy tylko trochę więcej niż inni wspólnych sekretów.

Charlie posłał jej uśmiech i wreszcie przypalił sobie cygaro.

– A więc naprawdę uważasz, że Riggsa mamy z głowy? Że nie będzie tu węszył?

– Myślę, że jest bardzo zaintrygowany, i wcale mu się nie dziwię. Ale obiecał, że nie będzie drążył dalej sprawy, i ja mu wierzę. Sama nie wiem, dlaczego, ale wierzę.

– A co z tym zaproszeniem na jutrzejszy lunch? Jak rozumiem, chcesz go lepiej poznać?

LuAnn studiowała przez chwilę twarz Charliego. Czy tylko jej się wydawało, czy dostrzegała cień zazdrości? Wzruszyła ramionami.

– W ten sposób będziemy go mieli na oku i może dowiemy się o nim czegoś więcej. Może on też ma coś do ukrycia. Wszystko na to wskazuje.

Charlie wydmuchnął kłąb cygarowego dymu.

– Jeśli zatem z Riggsem sprawa załatwiona, to pozostaje nam tylko gość z hondy.

– Mało ci?

– Lepsze to niż dwa zmartwienia naraz. Jeśli Pembertonowi uda się go namierzyć, to może wypłyniemy na spokojne wody.

LuAnn popatrzyła na niego nerwowo.

– Jakie masz względem niego zamiary?

– Jeszcze się nie zdecydowałem. Chyba zagram z nim w otwarte karty, zapytam wprost, czego chce. Jeśli pieniędzy, to zobaczymy, co się da zrobić.

– A jeśli nie chodzi mu tylko o pieniądze? Jeśli wie o loterii?

Charlie wyjął cygaro z ust i spojrzał jej w oczy.

– Nie chce mi się w to wierzyć. Ale jeśli wie, a szanse na to są jak jeden do miliarda, to jest jeszcze na świecie mnóstwo innych miejsc, w których możemy osiąść, LuAnn. Jeśli trzeba będzie, możemy stąd wyjechać choćby jutro.

– Znowu uciekać? – spytała ze znużeniem.

– Pomyśl o odwrotnej sytuacji. Niezbyt pociągająca. Podeszła i wyjęła mu cygaro z palców. Pociągnęła, wydmuchnęła powoli dym i oddała mu je.

– Kiedy Pemberton ma się z tobą skontaktować?

– Nie umawialiśmy się konkretnie. Może jeszcze dzisiaj, może za tydzień.

– Daj mi znać, kiedy się odezwie.

– Pierwsza się o tym dowiesz, milady.

LuAnn odwróciła się, żeby wyjść.

– Aha, czy ja też jestem zaproszony na ten jutrzejszy lunch? – zapytał Charlie.

Obejrzała się przez ramię.

– Liczę na twoją obecność, Charlie.

Uśmiechnęła się i wyszła. Charlie wstał i przez chwilę patrzył za nią, jak sunie z gracją korytarzem. Potem zamknął drzwi gabinetu, wrócił z cygarem w ustach za biurko i popadł w zadumę.

Riggs miał na sobie luźne spodnie i wzorzysty sweter, spod którego wyglądała krawędź kołnierzyka koszuli. Przyjechał pożyczonym jeepem cherokee, bo pickupa z uszkodzonym zderzakiem oddał do warsztatu. Jeep jakoś lepiej harmonizował z tym szykownym otoczeniem niż jego poobtłukiwana półciężarówka. Przygładził świeżo umyte włosy, wysiadł z cherokee i wszedł na schody prowadzące do drzwi frontowych. Ostatnio rzadko nosił garnitur, wkładał go tylko na spotkania towarzyskie w miasteczku. Uznał, że na dzisiejszą okazję taki oficjalny strój będzie zbyt pretensjonalny. Przecież to tylko lunch. I kto wie, może pani domu poprosi go, żeby coś na miejscu zreperował.