Pokojówka, która otworzyła drzwi, wprowadziła Riggsa do biblioteki. Riggs był ciekaw, czy jest obserwowany. Może tu też są kamery wideo, a Catherine Savage i jej przyboczny Charlie siedzą w jakimś pokoju zastawionym od podłogi po sufit monitorami telewizyjnymi, skąd go obserwują?
Rozejrzał się po przestronnym pomieszczeniu pełnym książek. Ciekawe, czy są tu tylko na pokaz. Bywał już u ludzi, którzy tylko po to je trzymali. Ale tutaj chyba tak nie było. Jego uwagę przyciągnęła kolekcja fotografii na obramowaniu kominka. Był na nich Charlie i dziewczynka bardzo podobna do Catherine Savage, ale na żadnym nie dostrzegał samej Catherine Savage. Dziwne, ale równie zagadkowa była też ta kobieta, a więc uznał to za coś w rodzaju konsekwencji.
Odwrócił się, kiedy otworzyły się dwuskrzydłowe drzwi. Pierwsze spotkanie z tą kobietą na stryszku stodoły nie przygotowało go na to drugie.
Złote włosy opadały kaskadą na poszerzane ramiona czarnej sukienki sięgającej do pół łydki i podkreślającej dyskretnie linie smukłego, zgrabnego ciała. Riggsowi przemknęło przez myśl, że strój ten byłby tak samo odpowiedni na targi stanowe, jak i na kolację w Białym Domu. Do tego czarne pantofelki na niskim obcasie. Kojarzyła mu się ze zwinną, umięśnioną panterą. Po chwili zastanowienia uznał urodę tej kobiety za niezaprzeczalną, ale i nie za idealną. Gdzież zresztą szukać ideałów? Zauważył jeszcze jeden znaczący szczegół: chociaż wokół jej oczu zaczynała się już tworzyć siateczka drobniutkich zmarszczek, to w kącikach ust nie było ani jednej, tak jakby w ogóle się nie uśmiechała.
Dziwne, ale ledwie widoczna blizna na szczęce czyniła ją w jego oczach jeszcze bardziej pociągającą. Może dlatego, że sugerowała jakieś dramatyczne przejścia w przeszłości.
– Cieszę się, że zdołał się pan wyrwać – powiedziała, podając mu rękę. Riggsa zdumiała siła jej uścisku. Odniósł wrażenie, że te długie palce połykają jego dużą, pokrytą odciskami dłoń. – Wiem, że przedsiębiorcy budowlani mają w ciągu dnia wiele niecierpiących zwłoki spraw. Nigdy nie macie czasu dla siebie.
Riggs obrzucił znaczącym spojrzeniem ściany oraz sufit biblioteki.
– Słyszałem, że przeprowadzała tu pani generalny remont.
– Charlie nad wszystkim czuwał. Ale moim zdaniem poszło to dosyć sprawnie. W każdym razie z efektu końcowego jestem zadowolona.
– Nie wątpię.
– Lunch będzie gotowy za pięć minut. Sally poda go na tylnej werandzie. Jadalnia jest obliczona na pięćdziesiąt osób i w trójkę czulibyśmy się w niej chyba trochę nieswojo. Napije się pan czegoś, zanim siądziemy do stołu?
– Nie, dziękuję. – Wskazał na fotografie. – To pani córka czy młodsza siostra?
Zarumieniła się.
– Córka – odparła, siadając na sofie. – Ma na imię Lisa i w tym roku skończyła dziesięć lat. Aż się wierzyć nie chce, jak ten czas leci.
Riggs spojrzał na nią taksująco.
– Musiała pani być bardzo młoda, kiedy ją urodziła.
– Młodsza, niżby wypadało, ale nie żałuję. A pan ma dzieci?
Riggs pokręcił głową i spuścił oczy na swoje dłonie.
– Jakoś się nie złożyło.
LuAnn zauważyła brak ślubnej obrączki, ale to o niczym jeszcze nie świadczyło, bo niektórzy mężczyźni jej nie nosili. Przemknęło jej przez myśl, że tym bardziej, ze zrozumiałych względów, nie będzie w niej chodził ktoś, kto pracuje codziennie rękami.
– A żona…
– Jestem rozwiedziony – wpadł jej w słowo. – Już od prawie czterech lat. – Włożył ręce w kieszenie i znowu przesunął wzrokiem po pomieszczeniu. Wyczuwał, że ona robi to samo. – A pani? – zapytał, znowu na nią spoglądając.
– Jestem wdową.
– Przepraszam.
Wzruszyła ramionami.
– To stare dzieje – powiedziała zwyczajnie. W jej głosie odezwała się jednak nutka świadcząca, że czas nie zatarł do końca żalu po tej stracie.
– Pani Savage…
– Proszę mi mówić Catherine. – Uśmiechnęła się figlarnie. – Wszyscy moi przyjaciele tak robią.
Też się uśmiechnął i usiadł obok niej.
– A gdzie Charlie?
– Wyjechał coś załatwić. Ale wróci na lunch.
– To twój wuj?
LuAnn kiwnęła głową.
– Jego żona zmarła dawno temu. Oboje moi rodzice też nie żyją. Właściwie tylko my zostaliśmy z całej rodziny.
– Twój zmarły mąż musiał być majętnym człowiekiem. Albo to ty jesteś bogata. Wybacz, jeśli brzmi to trochę obcesowo. – Riggs uśmiechnął się. – Ale albo ty, albo któreś z was wygrało na loterii.
Dłoń LuAnn zacisnęła się mimowolnie na krawędzi kanapy.
– Mój mąż był genialnym biznesmenem i umierając, pozostawił mnie dobrze zabezpieczoną finansowo. – Zdołała jakoś zapanować nad głosem.
– To widać – przyznał Riggs.
– A ty? Mieszkasz tu od urodzenia?
– No nie, myślałem, że po naszym wczorajszym spotkaniu prześwietlisz na wylot mój życiorys.
– Niestety, nie mam pod tym względem takich jak ty możliwości. Nawiasem mówiąc, nie sądziłam, że przedsiębiorcy budowlani mają taką wprawę w zdobywaniu informacji. – Patrzyła mu prosto w oczy.
– Sprowadziłem się tutaj przed pięcioma laty. Terminowałem u miejscowego budowlańca, który nauczył mnie zawodu. Kiedy trzy lata temu zmarł, rozkręciłem własny interes.
– Pięć lat. A więc żona mieszkała tu z tobą rok.
Riggs pokręcił głową.
– Rozwiedliśmy się ostatecznie cztery lata temu, ale wcześniej przez czternaście miesięcy byliśmy w separacji. Ona nadal mieszka w Waszyngtonie. Prawdopodobnie już tam zostanie.
– Ma coś wspólnego z polityką?
– Nie, jest prawniczką. Wspólniczką w wielkiej kancelarii. Ale ma paru klientów z politycznych kręgów. Robi karierę.
– No to musi być naprawdę dobra. W tym zawodzie nadal dominują mężczyźni. I nie tylko w tym.
Riggs wzruszył ramionami.
– Jest inteligentna i ambitna. Chyba przez to rozpadło się nasze małżeństwo. Przeszkadzało jej w karierze.
– Rozumiem.
– Nie jest to oryginalna historia, ale nic na to nie poradzę. Przeniosłem się tutaj i wcale tego nie żałuję.
– Wnoszę z tego, że lubisz swoją pracę.
– Czasami wychodzi mi bokiem, jak każda praca. Ale, owszem, lubię ją. Mam szczęście, wyrobiłem sobie dobrą markę i interes jakoś się kręci. Jak ci zapewne wiadomo, okolica jest zamożna i była taka, zanim ty się tu sprowadziłaś.
– Również odniosłam takie wrażenie. Cieszę się, że powiodła ci się zmiana zawodu.
Przetrawiał przez chwilę jej słowa, wydymając usta i zaciskając pięści. Potem zachichotał.
– Pozwól, że zgadnę. Słyszałaś pewnie, że byłem dawniej albo agentem CIA, albo międzynarodowym płatnym zabójcą, który nagle postanowił się ustatkować i przerzucił się na machanie młotkiem i piłowanie.
– Przyznam, że tej wersji z płatnym zabójcą nie słyszałam.
Uśmiechnęli się do siebie przelotnie.
– Widzisz, wystarczy powiedzieć ludziom całą prawdę, a przestaną spekulować.