Выбрать главу

– Czego pan chce? – wykrztusiła.

– Zaraz do tego przejdziemy. A ponieważ zanosi się na dłuższą rozmowę, radziłbym ci coś na siebie zarzucić. – Patrzył na nią znacząco.

LuAnn nie mogła oderwać oczu od niespodziewanego gościa. Nie wiedzieć czemu wolała stać przed nim półnaga, niż odwrócić się choćby na chwilę plecami. W końcu przełamała się i wyciągnęła z szafy krótki szlafrok. Przewiązała się ciasno paskiem w talii i odwróciła. Jackson już na nią nie patrzył. Rozglądał się po imponującym buduarze, zatrzymał na chwilę wzrok na ściennym zegarze, po czym podjął oględziny. Najwyraźniej jej nagie do połowy ciało – za ujrzenie którego wielu mężczyzn oddałoby wszystko – nie zrobiło na nim szczególnego wrażenia.

– Ładnie się urządziłaś. O ile dobrze pamiętam, ostatnio gustowałaś w brudnym linoleum i gratach ze śmietnika.

– Nie podoba mi się to najście.

Odwrócił się do niej z błyskiem w oku.

– A mnie się nie podoba, że zmuszony byłem rzucić wszystko i znowu śpieszyć ci z odsieczą, LuAnn. A przy okazji, jak mam się do ciebie zwracać, LuAnn czy Catherine?

– Wszystko mi jedno – warknęła. – I nie potrzeba mi żadnej odsieczy, a już na pewno nie z pańskiej strony.

Wstał z łóżka i taksującym spojrzeniem ocenił jej zmienioną powierzchowność.

– Bardzo dobrze. Co prawda ja zrobiłbym to lepiej, ale nie bądźmy drobiazgowi – orzekł w końcu. – Tak czy inaczej, prezentujesz się bardzo szykownie, bardzo wytwornie. Moje gratulacje.

– Ostatnio widziałam pana w sukience – zauważyła LuAnn. – Poza tym niewiele się pan zmienił.

Jackson nadal miał na sobie czarne ubranie, w którym był w chacie, i ucharakteryzował się tak samo jak na ich pierwsze spotkanie, z tym że teraz nie przydał sobie tuszy.

– Czyżbyś o tym nie wiedziała? – spytał z uśmiechem, który rozlał mu się po całej twarzy. – Pomijając inne moje cudowne właściwości, nigdy się nie starzeję. – Uśmiech zgasł tak szybko, jak się pojawił. – Porozmawiajmy. – Przysiadł znowu na krawędzi łóżka i wymownym gestem zaprosił LuAnn do zajęcia miejsca przy małym antycznym sekretarzyku stojącym pod ścianą. Posłuchała.

– O czym?

– Słyszałem, że miałaś gościa. Mężczyznę, który ścigał cię samochodem.

– Skąd pan, u diabła, o tym wie? – spytała gniewnie.

– Uparcie nie przyjmujesz do wiadomości faktu, że przede mną nic się nie ukryje. Na przykład to, że pomimo mojego wyraźnego zakazu wróciłaś do Stanów Zjednoczonych.

– Dziesięć lat upłynęło.

– Ciekawe, nie przypominam sobie, żebym ustalał jakąś datę wygaśnięcia tego zakazu.

– Nie może pan oczekiwać, że będę przez całe życie uciekała.

– Wprost przeciwnie, właśnie tego od ciebie oczekuję. Właśnie tego żądam.

– Nie może pan kierować moim życiem.

Jackson rozejrzał się znowu po pokoju i wstał.

– Jeszcze do tego wrócimy. Teraz opowiedz mi o tym człowieku.

– Potrafię to sama załatwić.

– Doprawdy? O ile mi wiadomo, popełniasz jedną gafę za drugą.

– Proszę wyjść! Wynoś się pan w cholerę z mojego domu!

Jackson pokręcił spokojnie głową.

– Czas nie ostudził ani trochę twojego temperamentu. Nieograniczony dopływ gotówki nie ma widocznie wpływu na maniery i takt, prawda?

– Idź pan do diabła.

Jackson wsunął rękę do kieszeni.

W tej samej chwili LuAnn porwała z sekretarzyka nóż do papieru i zamierzyła się nim.

– Potrafię cię tym zabić z odległości dwudziestu stóp. Za pieniądze można się wiele nauczyć.

Jackson pokręcił ze smutkiem głową.

– Wyszukałem cię przed dziesięciu laty, młodą dziewczynę z głową na karku, w bardzo trudnej sytuacji życiowej. Byłaś wtedy nędzarką z marginesu, LuAnn. I stwierdzam z przykrością, że stare odruchy trudno wykorzenić. – Wysunął powoli rękę z kieszeni. Trzymał w niej karteczkę. – Odłóż tę zabawkę. Nie będzie ci potrzebna. – Patrzył na nią ze spokojem, który ją paraliżował. – W każdym razie nie dzisiaj. – Rozłożył kartkę. – No więc tak. Słyszałem, że w twoim życiu pojawili się ostatnio dwaj mężczyźni. Jednym z nich jest niejaki Matthew Riggs. Drugi pozostaje na razie niezidentyfikowany.

LuAnn opuściła powoli rękę, ale nie wypuszczała z niej noża. Jackson spojrzał na nią znad karteczki.

– W moim interesie leży, żeby twoja tajemnica nie wyszła na jaw. Prowadzę rozliczne interesy i ponad wszystko cenię sobie anonimowość. Jesteś pierwszą w rzędzie kostek domina. Kiedy raz zaczną się przewracać, nie przestaną, aż padnie ostatnia. Tą ostatnią jestem ja. Rozumiesz?!

LuAnn poprawiła się na krześle i założyła nogę na nogę.

– Tak – burknęła.

– Wracając do Stanów, niepotrzebnie skomplikowałaś mi życie. Człowiek, który cię śledzi, zdemaskował cię częściowo, docierając do twojego zeznania podatkowego. Właśnie w obawie przed tym zabroniłem ci wracać.

– Chyba rzeczywiście nie powinnam – przyznała LuAnn. – Ale niech pan spróbuje co sześć miesięcy przenosić się do innego kraju, do innego obszaru językowego. I niech pan spróbuje to robić z małą dziewczynką.

– Rozumiem twoje trudności. Założyłem jednak, że wynagrodzi je z nawiązką pozycja jednej z najbogatszych kobiet świata.

– Sam pan powiedział, że za pieniądze nie można kupić wszystkiego.

– Nigdy wcześniej nie spotkałaś tego człowieka podczas swoich wojaży? Jesteś tego absolutnie pewna?

– Tak, bo zapamiętałam wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dziesięciu lat – powiedziała cicho.

Jackson przyglądał jej się uważnie.

– Wierzę ci. Czy masz powody przypuszczać, że on wie o loterii?

– Nie – odparła LuAnn po chwili wahania.

– Kłamiesz. Mów prawdę, bo zabiję wszystkich w tym domu, poczynając od ciebie.

Ta niespodziewana pogróżka rzucona spokojnym, beznamiętnym tonem zaparła jej dech w piersiach. Przełknęła z trudem ślinę.

– Miał listę. Listę z dwunastoma nazwiskami. Moim, Hermana Rudy’ego, Bobbie Jo Reynolds i paru innych osób.

Jackson przyswoił sobie natychmiast tę informację i spojrzał na kartkę.

– A ten Riggs?

– Co Riggs?

– Jego przeszłość jest niejasna.

– Każdy ma swoje sekrety.

Jackson uśmiechnął się.

– Touché. Nie niepokoiłoby mnie to w innych okolicznościach. Ale w zaistniałych wzbudza niepokój.

– Nie rozumiem.

– Riggs ma tajemniczą przeszłość i dziwnym trafem zjawia się akurat w chwili, kiedy ty potrzebujesz wsparcia. Słyszałem, że ci pomógł.

LuAnn patrzyła na niego pytająco.

– No tak, ale on mieszka tu już od pięciu lat, sprowadził się na długo przede mną.

– Nie o to chodzi. Nie sugeruję, że jest wtyczką. Sugeruję, że mógł być kiedyś zupełnie kimś innym, niż utrzymuje. A teraz przypadkowo zderza się z twoim światem. To mnie niepokoi.

– Nie sądzę, żeby to mogło być coś innego niż przypadek. Zleciłam mu wykonanie pewnych robót. To zupełnie naturalne, że tu był, kiedy tamten człowiek zaczął mnie ścigać.

Jackson pokręcił głową.

– Nie podoba mi się to. Widziałem go dziś wieczorem. – LuAnn wyraźnie zesztywniała. – W chacie. Z tej odległości. – Rozsunął ręce na dwie stopy. – Zastanawiałem się nawet, czy go na miejscu nie zabić. Nie miałbym z tym żadnych trudności.

LuAnn pobladła. Oblizała wargi.

– Nie ma powodu, żeby to robić.