Z ukrytej kieszeni walizki wyciągnął chiński nóż z krótką rękojeścią – przeznaczony do rzucania. Był tak ostry, że przecinał skórę przy najlżejszym dotknięciu gołą dłonią. Rzucało się nim, trzymając za idealnie wyważoną rękojeść z tekowego drewna. Jackson zaczął się przechadzać po pokoju, myślał. LuAnn była niezwykle szybka i zwinna. Zupełnie jak on. Tak, wyrobiła się przez te lata. Czego jeszcze się nauczyła? Jakie nowe umiejętności opanowała? Ciekawe, czy przeczuwała to co on: że pewnego dnia ich drogi znowu się skrzyżują i że będzie to jak zderzenie dwóch pociągów. Czy przygotowała się na taką ewentualność? Zamierzając się na niego nożem do papieru, ostrzegła, że potrafi nim zabić z odległości dwudziestu stóp. Przy jej szybkości ostrze weszłoby mu w serce, zanim zdążyłby zareagować.
Z tą myślą. Jackson obrócił się wokół własnej osi i cisnął nóż. Ostrze rozłupało na dwoje łebek kaczki i wbiło się na kilka cali w ścianę. Jackson ocenił na oko odległość: co najmniej trzydzieści stóp. Uśmiechnął się. LuAnn okazałaby rozsądek, gdyby go wtedy zabiła. Najwyraźniej sumienie jej na to nie pozwoliło. Sumienie stanowiło jej najsłabszą stronę, największym zaś atutem Jacksona był całkowity jego brak.
Jeśli dojdzie co do czego, właśnie to przeważy szalę.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY
LuAnn przyglądała się śpiącemu obok Riggsowi. Przeciągnęła się z cichym westchnieniem. Czuła się jak dziewica, kiedy się kochali. Był to nieprawdopodobnie dynamiczny akt, aż dziw, że łóżko wytrzymało. Pewnie jutro wszystko ich będzie bolało. Uśmiechnęła się na tę myśl, pogłaskała go po ramieniu i przytuliła się, zarzucając zgiętą w kolanie nogę w poprzek jego ud. Otworzył oczy i spojrzał na nią. Chłopięcy uśmiech rozjaśnił mu twarz.
– No co? – spytała z figlarnym błyskiem w oku.
– Próbuję sobie właśnie przypomnieć, ile razy wyjęczałem: „Och, najdroższa!”
Przesunęła dłonią po jego klatce piersiowej, a potem wbiła w nią paznokcie. Syknął z bólu i chwycił ją za nadgarstek.
– Moich: „O tak, o tak!” było chyba mniej, ale tylko dlatego, że nie mogłam złapać tchu.
Usiadł i zanurzył dłoń w jej włosach.
– Przy tobie czuję się i młody, i stary zarazem.
Pocałowali się. Riggs opadł z powrotem na poduszkę, a LuAnn złożyła głowę na jego piersi. Zauważyła bliznę na brzuchu.
– Niech zgadnę. Stara wojenna rana?
Zdziwiony, spojrzał najpierw na nią, a potem na bliznę.
– A, to… Nie, po prostu wyrostek.
– Naprawdę? Nie wiedziałam, że można mieć dwa wyrostki.
– Co?
Wskazała na bliznę po drugiej stronie brzucha.
– No nie, może dość tego oglądania i zadawania pytań. Porozkoszujmy się lepiej chwilą. – Powiedział to wesoło, ale wyczuła w jego tonie nakaz.
– Wiesz, jeśli będziesz tu przychodził codziennie budować studio, to może nam to wejść w nawyk, jak śniadanie. – LuAnn uśmiechnęła się i natychmiast ugryzła się w język. Czy jest na to jakaś szansa? Ta myśl ją przytłoczyła.
Odsunęła się od niego i spuściła nogi z łóżka.
Ta raptowna zmiana nastroju nie uszła uwagi Riggsa.
– Coś nie tak powiedziałem?
Obejrzała się. Patrzył na nią pytająco. Jakby zawstydzona nagle swoją nagością, chwyciła koc i owinęła się nim.
– Mam dzisiaj mnóstwo zajęć.
Riggs usiadł i też chwycił za koc.
– Bardzo przepraszam, jeśli zburzyłem ci rozkład dnia. Widzę, że moje okienko trwa od szóstej do siódmej rano. Kto następny w kolejce?
Wyrwała mu koc z ręki.
– No, nie zasłużyłam na to!
Riggs roztarł sobie kark i zaczął się ubierać.
– Wybacz. Ale nie umiem tak szybko jak ty zmieniać biegów. Wytrąciło mnie z równowagi to nagłe przejście od zmysłowych uniesień do informacji o obciążeniu pracą. Przepraszam, jeśli cię uraziłem.
Lu Ann obeszła łóżko i usiadła obok niego.
– Było mi cudownie, Matthew – powiedziała cicho. – Aż wstyd powiedzieć, jak długą miałam przerwę. – Zawiesiła głos. – Kilka lat.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Żartujesz.
Nie odpowiadała, on też nie miał ochoty przerywać milczenia. W ciszę, jaka zaległa, wdarł się dzwonek telefonu.
Po chwili wahania LuAnn sięgnęła po słuchawkę. Modliła się w duchu, żeby to był Charlie, a nie Jackson.
– Halo?
Głos nie należał do żadnego z nich.
– Musimy porozmawiać, pani Tyler – rzekł Thomas Donovan – i to dzisiaj.
– Kto mówi? – spytała łamiącym się głosem LuAnn.
Riggs spojrzał na nią czujnie.
– Nie tak dawno spotkaliśmy się przelotnie, kiedy wyjeżdżała pani od siebie. Potem widziałem panią jeszcze raz, wymykającą się z przyjacielem z mojej chaty.
– Skąd masz ten numer? Jest zastrzeżony.
Donovan zachichotał cicho.
– Pani Tyler, nie ma informacji niedostępnych, wystarczy wiedzieć, jak i gdzie ich szukać.
– Czego chcesz?
– Już mówiłem, porozmawiać.
– Nie mam ci nic do powiedzenia.
Riggs przysunął się bliżej i nadstawił ucha. LuAnn chciała go odepchnąć, ale nie ustąpił.
– Ma pani, ma. Ja też. Rozumiem pani reakcję sprzed kilku dni. Chyba źle to rozegrałem, ale było, minęło. Wiem ponad wszelką wątpliwość, że jest pani kluczem do jakiejś sensacyjnej historii i ja muszę ją odgrzebać.
– Nie mam ci nic do powiedzenia.
Donovan zawahał się. Niechętnie uciekał się do tej taktyki, ale nic innego nie przychodziło mu teraz do głowy. Zdecydował się.
– Może to panią przekona. Jeśli zgodzi się pani ze mną porozmawiać, dam pani czterdzieści osiem godzin na opuszczenie kraju, zanim podam do wiadomości publicznej, czego się od pani dowiedziałem. Jeśli odmówi pani, ujawnię wszystko, co już wiem, zaraz po odłożeniu słuchawki. – Zawiesił głos i po krótkiej wewnętrznej walce dorzucił: – Morderstwo nie ulega przedawnieniu, LuAnn.
Riggs gapił się na LuAnn szeroko otwartymi oczami. Odwróciła wzrok.
– Gdzie? – warknęła.
Riggs kręcił energicznie głową, ale LuAnn nie zwracała na niego uwagi.
– Spotkajmy się w publicznym miejscu – zaproponował Donovan. – W Michie’s Tavern. Na pewno wiesz, gdzie to jest. O pierwszej po południu. Tylko bądź sama. Za stary jestem na strzelaninę i samochodowe pościgi. Jeśli zobaczę z tobą twojego przyjaciela albo kogokolwiek, uznaję układ za zerwany i dzwonię natychmiast do szeryfa z Georgii. Zrozumiałaś?!
LuAnn cisnęła słuchawkę na widełki.
– Byłabyś mi łaskawa powiedzieć, co tu się wyprawia?! – spytał Riggs. – Kogo niby zamordowałaś?! Kogoś w Georgii?!
LuAnn, purpurowa na twarzy, wstała z łóżka, by je obejść. Riggs chwycił ją za rękę i bezceremonialnie przyciągnął do siebie.