– A wie coś o Georgii?
– Podejrzewam, że właśnie to go do mnie przyciągnęło. – LuAnn zauważyła z ulgą, jak Jackson kiwa nieznacznie głową. Najwyraźniej doszedł do tego samego wniosku. – Myślał chyba, że przyznam się do udziału w jakimś wielkim spisku.
Oczy Jacksona zabłysły ponuro.
– Wysuwał jakieś inne teorie, na przykład, że loteria została ustawiona?
LuAnn wiedziała, że najmniejsze zawahanie byłoby teraz katastrofalne w skutkach.
– Nie – zaprzeczyła stanowczo. – Ale był przekonany, że natrafił na wielki temat. Powiedziałam mu, że nie mam nic do ukrycia, a jak nie wierzy, to niech sprawdzi w tej firmie inwestycyjnej. Od razu spuścił z tonu. Powiedziałam też, że jak chce pójść na policję w Georgii, to proszę bardzo. Może już pora wyjaśnić tę sprawę.
– Chyba nie mówiłaś tego poważnie?
– Starałam się, żeby tak to odebrał. Pomyślałam sobie, że jak zacznę kręcić i się wypierać, to rozbudzę tylko jego podejrzliwość. Bo tak w ogóle to on jakby słyszał, że dzwonią, ale nie wiedział, w którym kościele.
– I na czym się skończyło?
– Podziękował mi, że poświęciłam mu czas, nawet przeprosił, że zawracał mi głowę. Powiedział, że może się jeszcze ze mną skontaktuje, ale raczej wątpi. – LuAnn znowu zauważyła, jak Jackson kiwa lekko głową. Szło jej lepiej, niż się spodziewała. – Potem przesiadł się z mojego wozu do swojego i tyle go widziałam.
Jackson nie odzywał się przez parę chwil, potem wstał powoli i bezgłośnie zaklaskał.
– Uwielbiam dobre przedstawienia i uważam, że popisowo to rozegrałaś, LuAnn.
– Miałam dobrego nauczyciela.
– Słucham?
– Przed dziesięciu laty. Na lotnisku, gdy przybrał pan dla siebie i dla mnie bliźniacze wcielenie. Powiedział mi pan wtedy, że najlepszy sposób na ukrycie się to wcale się nie ukrywać. Uciekłam się do tej zasady. Wystarczy mówić otwarcie, afiszować swoją chęć do współpracy, a wyprowadzi się w pole nawet najbardziej podejrzliwych ludzi.
– Jestem zaszczycony, że to wszystko pamiętasz.
LuAnn wiedziała, jak łasi na pochlebstwa są mężczyźni i że Jackson, choć ma się za takiego wyjątkowego, pod tym względem wyjątkiem nie jest.
– Nie tak łatwo pana zapomnieć – powiedziała. – Tak więc z Donovanem nie musi pan nic robić, jest nieszkodliwy. Proszę mi teraz opowiedzieć, czego dowiedział się pan o Riggsie.
Wargi Jacksona rozciągnęły się w uśmiechu.
– Byłem dzisiaj rano świadkiem twojego nieplanowanego spotkania z Riggsem na terenie posiadłości. Było na co popatrzeć. Jeśli wnioskować ze skąpości twojego stroju, panu Riggsowi sympatycznie dzień się zaczął.
LuAnn ukryła gniew, jaki wzbudził w niej ten przytyk. Teraz chodziło jej tylko o informacje.
– Tym bardziej powinnam wiedzieć o nim wszystko – odparła oschle.
– Zacznijmy od tego, że naprawdę nazywa się Daniel Buckman.
– Buckman? Dlaczego zmienił nazwisko?
– Zabawnie brzmi w twoich ustach to pytanie. Po co ludzie zmieniają nazwiska, LuAnn?
Pot wystąpił jej na czoło.
– Bo mają coś do ukrycia.
– No właśnie.
– Jest szpiegiem?
Jackson roześmiał się.
– Niezupełnie. Prawdę mówiąc, to jest niczym.
– Co to znaczy?
– Zmarli mogą być tylko zmarłymi i niczym więcej, prawda?
– Zmarli? – LuAnn zdrętwiała. Czyżby Jackson zabił Matta? Nie, to niemożliwe. Nogi się pod nią ugięły.
– Zdobyłem jego odciski palców – podjął Jackson – przepuściłem je przez bazę danych i komputer powiedział mi, że on nie żyje.
– To jakaś pomyłka.
– Komputer wierzy we wszystko, co mu się powie. Komuś zależało, żeby Riggs uchodził za zmarłego. Na wypadek, gdyby ktoś go szukał.
– Szukał? Kto?
– Wrogowie. Słyszałaś o Programie Ochrony i Relokacji Świadków?
– Nie. Co to takiego?
– Za długo mieszkałaś za granicą. To program realizowany przez rząd federalny. Ma chronić osoby zeznające na niekorzyść niebezpiecznych ludzi albo organizacji. Dostają nową tożsamość, nowe życie. Oficjalnie taki Riggs umiera. A potem pojawia się w jakimś małym miasteczku i rozpoczyna nowe życie pod nowym nazwiskiem. Może nawet ze zmienioną fizjonomią. Nie wiem tego na pewno, ale mam powody, by przypuszczać, że Riggs należy do tej wyselekcjonowanej grupy.
– Riggs… Buckman… był świadkiem? W jakiej sprawie?
– Któż to wie? Czy to zresztą ważne? Próbuję ci uświadomić, że Riggs jest przestępcą. A raczej był. Prawdopodobnie narkotyki albo coś w tym rodzaju. Może miał powiązania z mafią. Programem Ochrony Świadków nie obejmuje się pospolitych złodziejaszków.
– Riggs przestępcą. – LuAnn oparła się o ścianę, żeby nie upaść.
– Mam nadzieję, że z niczego mu się nie zwierzyłaś? Nie wiadomo, co z niego za ptaszek.
– Nie – wykrztusiła LuAnn.
– No więc, co możesz mi o nim powiedzieć?
– Niewiele tego. Nie wie nic ponad to, co już wiedział. Nie drąży sprawy. Uważa Donovana za potencjalnego porywacza. Na podstawie tego, co od pana usłyszałam, dochodzę do przekonania, że nie chce zwracać na siebie uwagi.
– Nie wątpię. To dla nas bardzo dobrze. Widzę, że wasza dzisiejsza randka była owocna.
– To nie pański interes – zaperzyła się. Wymiana informacji dobiegła końca i teraz nie zamierzała puścić tej aluzji płazem.
– Oj, twój pierwszy błąd podczas tej sesji. Nie wytrzymujesz bez popełnienia jakiejś gafy. – Wymierzył w nią długi palec. – Wszystko, co wiąże się z tobą, jest moim interesem. Stworzyłem cię. I czuję się za ciebie odpowiedzialny. Nie lekceważę tej odpowiedzialności.
– Dziesięć lat minęło! – wybuchnęła LuAnn. – Zarobił pan swoje pieniądze. Ja zarobiłam swoje. Nasze ścieżki się rozchodzą. Za trzydzieści sześć godzin będę już na drugim końcu świata. Pan pójdzie swoją drogą, ja swoją, bo jestem już tym wszystkim naprawdę zmęczona.
– Nie posłuchałaś mnie.
– Dziesięć cholernych lat stosowałam się do pańskich instrukcji. Dwadzieścia krajów, ciągłe oglądanie się za siebie. I podejrzewam, że tak już będzie do końca życia. – Patrzyli sobie długo w oczy.
– Kiedy wyjeżdżasz?
– Jak tylko się spakuję. Jutro rano już nas tu nie będzie.
Jackson potarł w zamyśleniu brodę.
– Powiedz mi coś, LuAnn… Powiedz mi, dlaczego nie miałbym cię teraz zabić?
Była przygotowana na to pytanie.
– Bo Donovanowi mogłoby się wydać dziwne, że zginęłam zaraz po rozmowie z nim. Teraz niczego nie podejrzewa. Ale mogę panu zagwarantować, że moja śmierć by to zmieniła. Potrzebne panu takie kłopoty?
Jackson stał chwilę z zaciśniętymi mocno ustami, potem wskazał na drzwi.
– Idź się pakować.
Teraz LuAnn wskazała na drzwi.
– Pan przodem.
– Wyjdźmy razem, LuAnn. Tak będzie lepiej.
Nie spuszczając z siebie oczu, ruszyli razem do drzwi.
W chwili, kiedy Jackson kładł dłoń na gałce, drzwi otworzyły się z impetem do środka. Ledwie zdążyli przed nimi uskoczyć.
W progu stał Riggs z pistoletem wymierzonym w Jacksona. Na jego widok Jackson chwycił LuAnn, skrył się za nią błyskawicznie i zaczął powoli opuszczać rękę.
– Matthew, nie! – krzyknęła LuAnn.