Выбрать главу

Na twarzy Manny'ego widać było sprzeczne odczucia – radość walczyła ze strachem. Pokręcił głową.

– Widzę, że przyjechał wujek Luis – powiedział. – Zgadza się?

– Tak! – odrzekła Isabel z entuzjazmem i roześmiała się. Zerkała na mnie ponad ramieniem Manny'ego, uśmiechając się i machając powoli rączką w odpowiedzi na powitanie. – Cassie wygląda śmiesznie.

– Cassiel – poprawiłam odruchowo. – Nie Cassie, tylko Cassiel.

Manny skrzywił się i lekko szturchnął córeczkę.

– Niegrzecznie mówić ludziom, że wyglądają śmiesznie, Ibby.

– Ale to przecież prawda! Jest biała jak śnieg i ma puszyste włosy. Dlaczego nie wygląda jak inni?

– Ibby!

Wysiłkiem woli zaśmiałam się słabo.

– Nie strofuj jej. Ona ma rację. Na pewno wyglądam dziwnie w jej oczach.

I w swoich własnych. Zwłaszcza we własnych…

– Cześć, braciszku.

Drzwi do domu, przesłonięte siatką na owady, otwarły się ze zgrzytem zawiasów, a facet, który w nich stanął, był nieco niższy od Manny'ego, za to znacznie szerszy w klatce piersiowej i barkach. Włosy miał lśniące, proste, opadające na ramiona. Nosił szarą koszulkę bez rękawów, odsłaniającą muskularne ręce, pokryte skomplikowanymi ciemnymi tatuażami.

Przedstawiały płomienie.

Widziałam już wcześniej jego zdjęcie stojące na kominku.

– Fatalnie wyglądasz, stary – stwierdził i wyciągnął w stronę Manny'ego pokrytą kropelkami zimnej wody butelkę z brązowego szkła. – Miałeś zły dzień w biurze?

– Można tak powiedzieć. – Manny postawił Isabel na ziemi, a ona pobiegła do swoich lalek. Manny zachowywał się z pewną rezerwą i zastanawiałam się, czy to z powodu tego przybysza, czy też może mnie. – Luis, poznaj Cassiel. Pewnie już o niej słyszałeś. – Odkręcił kapsel z butelki, którą podał mu Luis, i łapczywie pochłonął wielki łyk piwa.

Luis. Jego brat. Inny Strażnik, w dodatku o wiele silniejszy od Manny'ego; mogłam poczuć jego energię niczym żar na skórze, nawet z odległości kilku metrów. Był Strażnikiem Ziemi, tak jak jego brat. Zastanawiało mnie, dlaczego zrobił sobie taki ognisty tatuaż; wydawało się to dosyć dziwnym wyborem.

Pamiętałam również, że kiedy Manny znalazł się w sferze eterycznej, pojawiło mu się na ramionach widmo identycznych tatuaży. Kolejna zagadka… chyba że był to nieświadomy przejaw eterycznych pragnień, by dorównać swojemu bratu.

Luis miał wielkie brązowe oczy, które przypatrywały mi się intensywnie i z zaciekawieniem. Kiwnął mi nieznacznie na powitanie swoją opróżnioną do połowy butelką z piwem.

– Cześć, Cassiel – rzucił. – Pijesz browar?

– Tak – odrzekłam. W jego pytaniu kryło się wyzwanie, a ja nie miałam ochoty dawać za wygraną. Luis skinął głową i z kamienną miną sięgnął za drzwi, a potem podał mi butelkę. Weszłam na schodki ganku i wzięłam ją, odkręciłam kapsel, co, jak podejrzałam wcześniej, zrobił Manny, i wzięłam spory łyk.

Smak był paskudny. Zakrztusiłam się, zakasłałam i jakoś się powstrzymałam przed wypluciem resztki piwa wprost w twarz Luisa, na której czaił się chytry uśmieszek. Przełknęłam i obiecam sobie, że nie dam mu więcej powodu do śmiechu.

Drugi łyk przeszedł już łatwiej.

– Dzięki – powiedziałam.

– Ale z ciebie skurczybyk. – Manny zwrócił się do brata. – Wejdźmy do środka. Co ty tu, do licha, robisz, stary?

Pchnął lekko Luisa. Manny był z nich dwóch słabszy, ale brat pozwolił mu się wepchnąć do wnętrza domu.

Ruszyliśmy za Luisem.

Angela szykowała stół – na cztery osoby. Gdy mnie zobaczyła, szybko się odwróciła i dostawiła jeszcze jeden talerz, uśmiechając się przy tym na powitanie. Pomyślałam – choć nie nabrałam jeszcze wielkiej wprawy w odczytywaniu ludzkich min – że pomimo tego uśmiechu wydaje się zaniepokojona.

– Stary, czyś ty upadł na głowę? – zapytał Manny ostro, z hukiem zamykając za sobą drzwi z siatką na insekty, co zabrzmiało jak huk pioruna. – Nie powinieneś wracać do Albuquerque. Przecież o tym wiesz. Prosisz się o kłopoty.

Twarz Luisa wyrażała upór.

– Nie zamierzam pękać – powiedział. – I ty także nie powinieneś tego robić, Manny.

– Mam żonę i dziecko! Mam coś do stracenia, braciszku. Pomyśl o tym, zanim znów narobisz zamieszania. – Manny rzucił mi spojrzenie, jakby wykluczając mnie z tej rozmowy. Odeszłam w stronę drzwi, by poobserwować, jak Isabel bawi się na podwórku, energicznie przemawiając do swoich lalek, uczestniczących w jakimś przedstawieniu, które odgrywała. Jedna z nich upadła na trawę, a Isabel ustawiła dwie inne obok tamtej, naśladując ludzkie zatroskanie. Angela podeszła do okna, by sprawdzić, co z jej dzieckiem, a potem wróciła do kuchni.

A ja słuchałam rozmowy braci.

– To jest nadal terytorium Norteño, a oni cię z pewnością nie zauważą, gdy będziesz się rozbijał tą cholerną, rzucającą się w oczy ciężarówką – mówił Manny. – Jeśli chcesz nas odwiedzić, to przynajmniej uprzedź mnie, że przyjeżdżasz. Mamy tu własne problemy i tylko twoich nam jeszcze brakuje.

– Też się cieszę, że cię widzę, Manny – rzeki Luis zjadliwie. – Posłuchaj, przykro mi, ale cały tamten syf to już przeszłość, kapujesz? Norteño mają teraz większe zmartwienia, a ja od dawna już w tym nie siedzę.

– Wiesz, jak to jest: z tej gry nigdy się nie wypada. To bardzo pamiętliwi goście. – Manny był teraz mniej rozzłoszczony, ale potrafiłam wyłowić ponure nuty w jego głosie. – Pomyśl o Angeli i Ibby. Planuję wywieźć je stąd jeszcze w tym roku, bo dostałem podwyżkę od Strażników.

– Za to, że się nią zajmujesz? – Mówiąc nią, oczywiście miał na myśli mnie. Uznałam, że wspomnienie o mnie oznaczało ponowne dopuszczenie do rozmowy, więc zwróciłam się w ich stronę. Manny zerknął na mnie nerwowo; Luis nie. Wbił wzrok w brata, a umięśnione ramiona skrzyżował na piersi. – Cholera, bracie, jesteś pewny, że tego właśnie chcesz?

– Pytasz, czy Manny nie ma żadnych wątpliwości? – Z rozmysłem wzięłam kolejny łyczek piwa. Jego słodowy, gorzki smak teraz przeszkadzał mi już mniej. – Na pewno ma, ale udowodniłam, że potrafię być pomocna.

Tym razem Luis popatrzył na mnie i nie spodobał mi się wyraz jego twarzy. Poddawał mnie ocenie, a ja nie miałam zamiaru pozwalać się osądzać ludziom. Nawet Strażnikowi równie potężnemu, jak Luis.

– Jakieś kłopoty? – spytał Manny'ego. Ten pokręcił przecząco głową.

– Nie większe niż zwykle.

Zastanawiałam się, dlaczego Manny postanowił skłamać własnemu bratu, choćby przez niedopowiedzenie, ale milczałam. Ci dwaj mężczyźni przeszywali się wzrokiem, w pojedynku na siłę woli wprawiającym powietrze w zauważalne drżenie, wreszcie Luis wzruszył ramionami i jednym łykiem pochłonął pół zawartości butelki z piwem.

– Wiesz, gdzie mnie szukać, jeśli będę potrzebny.

Nie zaczekał, aż Manny mu odpowie, tylko odwrócił się i poszedł do kuchni, gdzie Angela przygotowywała posiłek. Isabel wpadła przed frontowe drzwi, wciąż ściskając w rączkach lalki, i również pobiegła do kuchni. Dochodziły stamtąd głosy, podniesione i cichsze, poprzetykane chichotem dziewczynki.

Manny w milczeniu dopił piwo, patrząc gdzieś w dal.

– To twój brat – powiedziałam.

– Tak – odparł. – Ale ze mnie szczęściarz.

5

Tego wieczoru wiele się dowiedziałam podczas posiłku, zwłaszcza gdy obecni zapadali w milczenie. Manny kochał swojego brata, ale łączyły ich jakieś sekrety, sprawy, których nawet Angela do końca nie rozumiała. Odzywałam się rzadko, woląc obserwować.

Jedliśmy tamale, czyli mielone mięso z sosem pomidorowym i papryką w kukurydzy, jak wyjaśniła mi Angela, ze szczegółami opowiadając, jak przyprawić wieprzowinę i jak ją zawijać w liście kukurydzy. Byłam jej wdzięczna, kiedy pospiesznie dodała, że przed jedzeniem należy odrzucić kukurydziane liście, których widok trochę mnie zaniepokoił. Potrawa stanowiła mieszaninę smaków i barw, a Ibby wlała mi na talerz ostry sos, błagając, żebym go spróbowała z mięsem i ryżem. Wyniośle odmówiłam, co wywołało salwę śmiechu, ale był to miły śmiech. Beztroski, a nie ponury.