Выбрать главу

– Szef.

Miał na myśli Strażnika Pogody, Scotta który okazał się taki niemiły w czasie naszego ostatniego z nim spotkania. Scott szedł w naszą stronę, a jego smutna twarz była zaczerwieniona z wściekłości.

Wysunęłam się przed Manny'ego, przyciągając rozzłoszczony wzrok Scotta, gdy ten się zatrzymał.

– Grozisz mi? – warknął. Nie zareagowałam ani nie poruszyłam się, tylko wiatr rozwiewał moje miękkie białe włosy wokół twarzy. Jakoś wyczuwałam, że mój spokój usadzi go skuteczniej niż jakakolwiek odpowiedź. – Manny! Każ jej zejść mi z drogi!

– Nie jestem jej właścicielem – powiedział Manny. – Potraktuj ją jak kobietę. I odzywaj się do niej z należy tym szacunkiem.

Scott najwyraźniej nie miał ochoty się tak poniżać, jednak sztywno skinął głową.

– Proszę, Cassiel.

Wytrzymałam bez ruchu na tyle długo, żeby poczuł się nieswojo, a potem cofnęłam się i stanęłam obok Manny'ego.

Ponownie musiałam wystąpić w obronie łudzi. To w twoim własnym interesie, powiedziałam sobie. Nic ponadto.

Jednakże część mnie nadal się nad tym zastanawiała.

– Co się tu wydarzyło, do cholery? – zapytał Scott. Manny był podminowany; mogłam wyczuć zdenerwowanie bijące od niego falami. Mimo wszystko zdołał za chować kamienny wyraz twarzy.

– Nie wiem – odparł. – Wygląda mi to na sprawkę dżinna albo jakiegoś Strażnika, ale potrzebna nam będzie pomoc Strażnika Ognia, żeby ustalić rzeczywistą przyczynę. Mogło dojść do zwyczajnego podpalenia przez jakiegoś człowieka albo do spięcia instalacji elektrycznej. Trudno powiedzieć.

Cokolwiek Scott myślał na ten temat, przełknął usłyszane słowa.

– Grety nie ma teraz w mieście, zajmuje się pożarem w pobliżu Santa Fe. Wróci rano. I przeprowadzi dochodzenie. – Urwał na kilka sekund, potem kiwnął głową w bok. – Możemy przez chwilę porozmawiać na osobności?

Manny podszedł do niego – choć znów bez entuzjazmu – i obaj odstąpili o kilka kroków. Zamęt, jaki panował na parkingu, chronił ich przed ludzkimi zmysłami, a moje były na tyle przytępione, że zdołałam wyłapać tylko kilka pojedynczych słów. To wystarczyło jednak, bym się zorientowała, że Scott starał się wmówić Manny'emu, że to efekt jakichś niedociągnięć z jego strony.

– Hej – odezwał się Luis i lekko dotknął mojego ramienia.

– Co? – Spojrzałam na niego spod ściągniętych brwi.

– Wyglądasz tak, jakbyś chciała wypruć Scottowi flaki. Pomyślałem, że powinienem ci o tym wspomnieć, na wypadek gdybyś nie do końca zamierzała się z tym zdradzać.

Chwilę trwało, zanim dotarł do mnie sens jego słów. Nie maskowałam uczuć tak dobrze, jak mi się zdawało, i napawało mnie to niepokojem. Jak ludzie radzili sobie ze złożonymi emocjami, które tak wyraźnie malowały się na ich twarzach i były widoczne w języku ich ciał? Sądziłam, że poczyniłam jakieś postępy, lecz najwyraźniej niedostateczne.

Luis popatrzył na swojego brata oraz Scotta z chłodnym błyskiem w oku.

– Ten gość to biurokratyczny dupek – stwierdził. – Jedyne czym może straszyć Manny'ego to kolejny bez sensowny raport. Biorąc pod uwagę to, jak niewielu Strażników obecnie się tu kręci, nie uznałbym tego za śmiertelne zagrożenie. – Przeniósł na mnie wzrok i znowu poruszyło mnie wspomnienie tamtego realistycznego, niepokojącego snu i wrażenie dotyku Luisa na mojej skórze. – Chyba że wiesz o czymś, o czym ja nie mam pojęcia.

– Coś wiem – powiedziałam.

– O tym pożarze?

– Wiem, że spowodowała go pewna Strażniczka – wyjaśniłam. – Jednak nie znam jej imienia. Zapewniono mnie, że to się nie powtórzy.

Być może Luis czegoś się spodziewał, ale na pewno nie tego.

– Co takiego? Skąd ci to wiadomo? Wzruszyłam ramionami.

– Od pewnego dżinna.

Otworzył, a następnie zamknął usta, wyraźnie szukając odpowiednich słów i ich nie znajdując. Był to ciekawy widok i przypatrywałam mu się z zainteresowaniem. W końcu Luis zdołał pozbierać myśli.

– Posłuchaj, mało mnie obchodzi, co ten dżinn ci na gadał… A poza tym od kiedy to oni znowu z tobą rozmawiają? Myślałem, że cię wyrzucili…

– Owszem.

Zbył tę odpowiedź.

– Bez względu na to, co usłyszałaś od tego dżinna, ktoś chciał, żebyśmy stali z Mannym przed tamtymi drzwiami, kiedy się otworzyły, a to znaczy, że chciał nas zabić. Może i jestem stuknięty, ale myślę, że mogą nie poprzestać na tej jednej próbie!

Wcześniej Quintus zapewniał mnie, że jego była pani nie ponowi ataku, ale możliwe, że nie znał wszystkich faktów… Albo że mnie okłamał. Zazwyczaj dżinny się wzajemnie nie oszukiwały, ale przecież nie należałam już do ich grona, nie byłam z nimi związana…

Nie spodobał mi się mdlący ucisk w żołądku, jakiego doznałam na tę myśl. Jeśli mnie okłamał, to nie zdołałam go przejrzeć. Było to bardziej niż niepokojące. To było druzgocące.

– Nie wiem – mój głos zabrzmiał cicho i słabo. – Nie wiem, czy potrafię to ustalić, Luis.

– Chcesz ocalić Manny'ego, prawda? On jest dla ciebie źródłem życiowej siły. Może więc to dobry pomysł popytać tu i tam. – Pełne usta Luisa ułożyły się w coś na kształt uśmiechu, ale jednak nie w prawdziwy uśmiech. – Nawet jeśli mało cię obejdzie, czy ja się usmażę.

– Obchodzi mnie – odparłam i zaraz pożałowałam, że to w ogóle powiedziałam, bo popatrzył na mnie, a je go oczy się rozszerzyły, jakby zobaczył coś więcej niż tylko irytującą, troszkę niepełnosprawną partnerkę swego brata.

Coś we mnie drgnęło, było to poruszenie, którego wcześniej nie znałam, jeśli nie liczyć wspomnianego snu. Coś pierwotnego, mrocznego i głębokiego, i sprawiło mi… przyjemność.

Odwróciłam oczy, wbijając je w ziemię i pragnąc, by to uczucie ustąpiło. Moją skórę ogarnęło nieznośne gorąco.

– Dobrze wiedzieć – rzucił Luis głosem sztucznie bez namiętnym. – Wygląda na to, że obrabianie tyłka mojemu bratu już się zakończyło. VamanosTo znaczy chodźmy.

Otworzył drzwi wozu Manny'ego od strony pasażera i podał mi rękę. Popatrzyłam na nią zmieszana, a potem bardzo delikatnie chwyciłam jego dłoń. Poprowadził mnie do auta i zanim puścił moją rękę, przesunął kciukiem po moich kostkach. Był to przelotny gest, albo raczej miał taki być, jednak przeszył mnie jak wiązka światła.

– Do zobaczenia – rzucił i zamknął drzwi wozu.

Kiedy w końcu uniosłam głowę, odchodził już, z rękami w kieszeniach. Kolejna nieopanowana fala żaru zapłonęła we mnie i zamieniła się gdzieś głęboko w lśniącą łunę.

Niepotrzebne mi to, powiedziałam sobie. Niepotrzebne mi komplikacje. Chcę tylko przeżyć.

Wyglądało jednak na to, że moje ciało ma na ten temat inne zdanie.

Z takim skupieniem wpatrywałam się w Luisa, że drgnęłam, kiedy Manny wsiadł od strony kierowcy, klapnął ciężko na siedzenie i trzasnął drzwiami tak, że aż cały wóz się zakołysał. Spojrzałam na niego, ale jego mina nadal niczego nie wyrażała. Sztywnymi rękami chwycił kierownicę, a kostki na jego dłoniach zbielały pod wpływem nacisku.

– Drań – odezwał się w końcu i przekręcił kluczyk, by uruchomić silnik. – Wynośmy się stąd.

– Dobrze się czujesz? – spytałam.

Rzucił mi pełne goryczy spojrzenie, mroczne i dzikie.

– Jasne. Po prostu świetnie. Niby dlaczego, do cholery, miałoby być inaczej?

Nie pytałam go już o nic więcej i siedzieliśmy w milczeniu, kiedy jechał za szybko, zbyt ryzykownie, przez całą drogę do domu.

6

Angela czekała przed domem na nasze przybycie – nie sądziłam, żeby Manny do niej zadzwonił, ale przypuszczałam, że mógł to zrobić Luis. Wyglądała na spiętą, ale udawała spokój. Gdy Manny wszedł po frontowych schodach, wstała, żeby go uściskać. Ujęła jego twarz w swoje dłonie, obdarzyła go przeciągłym, czułym spojrzeniem i powiedziała: