Выбрать главу

– Uciekajcie! – krzyknęłam do Stylesa i Cavanaugha. – Wsiadajcie do wozu!

Posłuchali mnie. Pobiegli przez dym i przez trawy, podążając we właściwym kierunku. Liczyłam, że nic złego ich nie spotka, lecz sama miałam inne problemy.

Luis zaniósł się kaszlem, przykuśtykawszy do mnie.

– Musimy stąd wiać! – wychrypiał. Przytaknęłam ruchem głowy.

– Ty pierwszy!

Choć nie miał na to specjalnej ochoty, puści się biegiem i od razu zniknął mi z oczu w gęstniejącym dymie. Sama teraz też kasłałam i ciekło mi z nosa i z oczu. Powietrze stało się przytrute i gęste.

Jednocześnie przebudziłam wszystkie uśpione zwierzęta, posługując się iskrą mocy, a trzy kuguary oraz jeden niedźwiedź przetoczyły się na łapy.

I wszystkie zwróciły się przeciwko mnie.

Coś zagłuszało w nich naturalne instynkty, które nakazywały szukać bezpieczeństwa z dala od ognia.

Stopniowo mnie okrążały.

Odczekałam, aż jedno ze zwierząt rzuci się na mnie a wtedy zrobiłam unik, odskoczyłam i rzuciłam się do ucieczki. Nie w stronę szosy – nie byłam pewna, czy Luis i policjanci znaleźli się w bezpiecznym miejscu, a nie chciałam narażać ich na ponowny atak.

Pobiegłam na północ, w kierunku drzew. Przepełniłam swoje mięśnie czystą, złotą energią Strażnika Ziemi, pędząc tak, że kuguary pozostawały o metry za mną. Dym mnie oślepiał, a od prawej strony czułam falę żaru, który aż parzył. Poczułam swąd swoich przypalonych włosów, żrący i mdlący fetor, i raptownie skręciłam w lewo, kiedy polizały mnie płomienie, które wyskoczyły tuż przede mną.

Nic to nie dało. Całe pole stało teraz w ogniu, który spychał mnie ku szosie szerokim, kurczącym się łukiem.

W rozpaczliwym odruchu rozmiękczyłam grunt pod stopami i zapadłam się w dołku miałkiego jak proszek piasku, wnikając głęboko w ziemię. Potem utwardziłam teren ponad sobą tak szybko, jak tylko potrafiłam, i poczułam dudnienie łap pędzących zwierząt, ścigających już teraz tylko mój cień.

Piasek i ziemia wokół mnie naciskały – chłodno, nieustannie i nieustępliwie. Starałam się temu nie opierać, koncentrując się na wstrzymanym oddechu i zachowaniu spokoju, spokoju i jeszcze raz spokoju. Sekundy upływały, powolne jak tortura. Liczyłam kolejne uderzenia serca.

Kiedy musiałam już zaczerpnąć świeżego powietrza, odwróciłam cały ten proces, stopniowo utwardzając piasek pod stopami i wyłaniając się z ziemi niczym zakurzona Afrodyta z różowymi włosami…

…Która znalazła się w poczerniałej, porośniętej resztkami wypalonych traw, dymiącej pustce, przypominającej skraj piekła. Pożar przeszedł nade mną i zmierzał ku szosie, pozostawiając za sobą tlące się zarośla oraz iskry i niewiele poza tym.

Po kuguarach i niedźwiedziach nie było śladu. Zgubiły mój trop i popędziły szukać schronienia pośród drzew lub też skręciły w stronę drogi.

Czułam się wyczerpana, poobijana i okopcona, kiedy niepewnie szłam ku linii pożaru i czarnych kłębów dymu. Zanim tam dotarłam, resztki traw przeobraziły się w pozwijane, spopielone pędy, wiatr miotał iskry ponad szosą, a pola po drugiej stronie drogi zajęły się ogniem. Gdy dym się rozwiał, rozproszony przez nieustanny wiatr, zobaczyłam, że wozowi patrolowemu nic się nie stało, jeśli nie liczyć na nim smug sadzy, a motocykl Victory również ocalał. Drzwi samochodu się otworzyły. Obaj policjanci byli cali i zdrowi. Tylko Luis gdzieś przepadł.

13

Szukałam, aż opuściły mnie siły, ale przepadł jak kamień w wodę. Nigdzie nie było nawet śladu jego ciała, Istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że Luisa złapały zwierzęta i zawlokły do lasu, jednak sądziłam, że za dobry z niego Strażnik Ziemi, aby tak zniknąć. I to bez walki.

Zupełnie jakby rozwiał się w powietrzu, tak jak wcześniej jego bratanica.

I zostałam teraz sama.

Przynajmniej jednak zasłużyłam sobie na podziw obu policjantów. Styles nie domagał się ode mnie żadnych wyjaśnień; po prosta zaakceptował to, co powiedziałam, pewnie zbyt porażony bestialskim porwaniem dziecka, by przejmować się zdolnościami, prezentowanymi przeze mnie czy przez Luisa. Mógł znaleźć, jak sądziłam, jakieś logiczne wytłumaczenie, aby nie zawracać tym sobie zbytnio głowy. Ludzie byli świetnie wyćwiczeni w sztuce umysłowego wypierania tego, co nie pasowało do uporządkowanego wizerunku ich świata.

Jednak jego partner z patrolu, Cavanaugh, najwyraźniej nie chciał tego tak łatwo przełknąć.

– Ale jak zmusiliście do posłuszeństwa takie kocisko? Przecież to cholerny kuguar, a nie jakiś pręgowany kotek, a ja gdy zabieram swojego kota do weterynarza, to zawsze mam przy tym podrapaną gębę.

Staliśmy na skraju szosy, wpatrzeni w ciemniejące pole. Zaniechałam przeczesywania terenu w poszukiwaniu zaginionego Strażnika i zwyczajnie czekałam.

Nie wiedziałam tylko, na co właściwie czekam. Może po prostu poczułam wyczerpanie z powodu utraty bliskich sobie osób.

– To proste – powiedziałam ze znużeniem w głosie. – Wszyscy weterynarze to potrafią. Punkty uciskowe.

– Punkty uciskowe? – powtórzył. – To chyba jakieś żarty. Oglądam programy na kanale Discovery i nigdy nie słyszałam o punktach uciskowych u kuguara. A poza tym te wielkie koty nie przypominają swoich afrykańskich krewniaków… Nie przemieszczają się sforami. To nie jest naturalne. A te niedźwiedzie… co tu się, do diabła, dzieje? Nigdy nie słyszałem, żeby czarne niedźwiedzie atakowały w taki sposób.

Ogień – wyjaśniłam. – Pożar wypędza zwierzęta na otwartą przestrzeń.

Na to od razu pokręcił głową. Przestraszona zwierzyna ucieka… Nie zatrzymuje się, żeby atakować wszystko na swojej drodze. Nie kapuję tego i nawet nie wiem, czy chcę tu coś zrozumieć. To pewnie coś jak sprawki CIA; mógłbym się dowiedzieć, ale przypłaciłbym to życiem, co?

Wtedy Styles odwrócił się i powiedział:

– Jesteś Strażniczką Ziemi. – Zaskoczona umilkłam na chwilę. Zresztą i tak nie spodziewał się odpowiedzi. – Chryste, nie do wiary.

– Skąd niby wiadomo, że…

Zareagował ostrym, wyrażającym złość gestem.

– Moja żona wystąpiła z szeregów Strażników jakieś dziesięć lat temu. Była Strażniczką Ognia. Poddano ją pewnemu zabiegowi, związanemu z zablokowaniem mocy.

W owej chwili świat nabrał dla mnie innego wymiaru. A jednak istniało jakieś powiązanie: Strażnicy. Dzieci Strażników.

– Czy wasz syn prezentował jakieś wyjątkowe zdolności?

– Nie, oczywiście, że nie. Ma dopiero pięć lat.

Manny i Angela także nie wspominali o szczególnych uzdolnieniach u Isabel, zresztą wyjątkowo rzadko przejawiały się one tak wcześnie.

Jednak nie było to niemożliwe. Sam Luis powiedział mi przecież, że u niego takie zdolności ujawniły się już w młodym wieku.

Styles przypatrywał mi się uważnie.

– Ten dzieciak, którego szukamy, to jego bratanica, tak? On jest Strażnikiem, co?

– Jego brat też nim był – odparłam. – Podobne predyspozycje są silnie uwarunkowane genetycznie, rodzinnie, choć występują również samoistnie. – Długo zajmowałam się badaniem fenomenu zdolności Strażników u ludzi, starając się odkryć, jakie talenty w sobie rozwijają i jak można im to uniemożliwić. I nie doszłam w tej sprawie do żadnych wniosków.

Drugi z policjantów, Cavanaugh, gapił się na nas tak, jakby nam wyrosły macki.

– Jaki znowu, do cholery, Strażnik? Mówicie o strażnikach więziennych? Chwila, czy mowa przypadkiem o tym stukniętym kryminaliście malarzu, którego pokazywali w dziennikach telewizyjnych na Florydzie?