Выбрать главу

Jednak póki żyłam, stanowiłam zagrożenie nie tylko dla niego i Isabel, ale dla każdego człowieka który oddycha. Nigdy nie przypuszczałam, że do tego dojdzie.

Nigdy nie wyobrażałam sobie, że Perła przetrwa, by na nowo sprowadzić mrok.

– Tak – szepnęłam. – Znajdziemy jakiś sposób.

A w razie konieczności po raz ostatni dokonam zabójstwa na rozkaz Ashana. On to wiedział… Ale najgorsze było to, i przerażało mnie nawet jako dżinna, że za dobrze znałam Ashana, by sądzić, iż jego plany ograniczały się tylko do mnie.

Byli i inni, którzy w odpowiednim czasie mogli spełnić jego życzenia.

Ludzkość miała więcej wrogów, nie tylko mnie.

Perlą przeniosła gdzieś Ranczo i zniszczyła wszystko, czego nie potrzebowała… także swoich wyznawców. Zabrała dzieci, lecz pozostawiła zwłoki dorosłych, których ciała zalegały w okolicy. Nie było już śladu po obozie, murach, budynkach. Zniszczyła wszystko.

Brutalna skuteczność, z jaką to uczyniła, wręcz szokowała.

Stałam pośród suchych, szumiących traw, gdy Ma'atowie zwozili martwe ciała i wiedziałam, że ona gdzieś się ukrywa. Gromadzi siły. Wznosi dla siebie nową fortecę.

I czeka.

– Wiem, że możesz mnie usłyszeć – szepnęłam do wiatru i trawy. – Wiem, kim jesteś, Perło. I się nie poddam.

Na to dobiegł mnie śmiech miliona drwiących głosów:

Doprowadzisz do zagłady tego świata, aby mnie powstrzymać, niszczycielko tego, co wieczyste? Popełnisz grzech wypędzenia mnie i przy okazji zniszczenia samej siebie?

Znajdziemy jakiś inny sposób, wróciły do mnie słowa Luisa. Teraz to on był dla mnie kimś realnym, z krwi i kości, i po prostu nie mogłam go zgładzić. I tak straciłam już zbyt wiele.

Cassiel, odezwało się szeptem milion głosów ofiar Perły. Ty strąciłaś już wszystko. Tylko jeszcze o tym nie wiesz.

Przełknęłam ślinę.

– Dopadnę cię.

No, proszę, śmiało, wyszeptała. Chodź, moja siostro, moja zabójczym. Tęsknię za twoim dotykiem.

Drgnęłam, kiedy dłoń Luisa znalazła się na moim ramieniu. Wziął mnie znowu w ciepłe ramiona.

– Nic tu nie ma – powiedział. – Prawda?

– Zabrała dzieci ze sobą.

– Potrafisz je wytropić? – Uniósł mi podbródek, abym spojrzała mu prosto w oczy. – Cassiel, co mamy teraz zrobić?

Zginąć, głos Perły rozległ się szeptem wśród traw.

– Nie poddamy się – odrzekłam. – Znajdziemy jakiś sposób.

Luis objął mnie i odprowadził do dżipa.

Droga powrotna do Albuquerque dłużyła się i miałam dużo czasu na przemyślenia.

Isabel.

Ważył się los sześciu miliardów ludzi, ale tylko dwoje z nich liczyło się dla mnie w tamtej chwili: Luis i Isabel.

Znajdę jakiś sposób.

Ciąg dalszy nastąpi…

Rachel Caine

***