Выбрать главу

Po dwóch latach znajomości, Listonosz przyniósł Ekspedientce pierwszy list wyznaczający jej randkę w korytarzu. A po trzech miesiącach Agent otrzymał odpowiedź. Odległości były niewielkie, poczta pracowała pełną parą, listy jednak szły bardzo długo — według nowej rachuby czasu.

6

Starsza Pani, czując przepływ nowych sił, wzięła się za porządki. We własnym domu dawno już tego nie robiła, gdyż uważała, że przeżyła już życie. Teraz jednak, gdy ujrżała przed sobą przyszłość, być może niewielką, lecz bądź co bądź nie gorszą niż u innych, postanowiła ją godnie przeżyć i całą duszą oddała się zajęciom gospodarskim.

Najważniejsze, że miała o kogo dbać. Ledwie otworzyła oczy, zaczynała gorączkowo myśleć: trzeba sprzątnąć gabinet Profesora, przygotować stanowisko pracy dla Fryzjerki, a jeszcze przedtem — obudzić Listonosza i wyprawić go w drogę, aby zdążył dostarczyć poranne gazety.

Budziła Listonosza, karmiła naprędce i odprowadzała do drzwi wiodących z jadalni do salonu. Następnie przecierała lustro Fryzjerki, ustawiała przed nim fotel i starannie układała przybory: grzebienie, nożyczki, szczypczyki, wałki. Po chwili zjawiała się Fryzjerka, zamieniała ze Starszą Panią kijka słów i zagłębiała się w fotelu czekając na klientów. Starsza Pani zaś spieszyła do gabinetu Profesora.

Sama nie mogła się nadziwić swojej energii. Mogła przez trzy miesiące z rzędu pucować podłogę, by uzyskać wspaniały połysk, przez tydzień czyścić kredens przywracając mu przyzwoity wygląd. Przed wszystkimi drzwiami rozłożyła chodniczki i surowo pilnowała, by każdy wycierał nogi przechodząc z pokoju do pokoju. Prace domowe nie mają początku ani końca i to w pewnej mierze upodabnia je do wieczności. Może dlatego młodzi mniej je lubią niż ludzie starsi, starsi zaś nabierają dzięki nim zbawczego poczucia, że wszystko to nigdy się nie skończy… Mogłoby się zdawać, że Starsza Pani-modelka prezentuje te cudze pokoje, tak jak niegdyś prezentowała cudze toalety. No, spójrzcie, nie macie ochoty tu pomieszkać? Najlepsze pokoje tylko u nas!

I tylko w bieżącym sezonie!

Albowiem żywot motyla trwa tylko jeden sezon.

7

Tak oto mijały lata i jak to z nimi bywa, pędziły jak szalone. W godzinach wolnych od wykładów Profesor pisał monumentalne dzieło: „Życie motyli w warunkach zamkniętego pomieszczenia”.

W owym wielkim świecie, w którym czas odmierzały ważkie lata, trwała wojna, tutaj — nikt o tym nie myślał, albowiem ludzie żyli w innym wymiarze. Przedtem też nie rozumowali w zbyt wielkich kategoriach i tam, gdzie nikt ich nie ograniczał, ograniczali sami siebie; życie w małym świecie miało tę zaletę, że uwalniało człowieka od większych burz. Profesor ograniczał się do entomologii, Ekspedientka — do sklepiku kolonialnego i rodziny, Fryzjerka — do salonu damskiego, za którym rozpoczynał się tajemniczy salon męski, pełen trwóg i niebezpieczeństw, jak każdy świat, którym rządzą mężczyźni, i nawet Agent handlowy, podróżując po całym ogromnym świecie, pozostawał w swym własnym — małym, jak pasażer, który nie opuszcza przedziału, bojąc się, że mu ukradną walizkę.

Wzięci w charakterze zakładników, stali się po raz pierwszy mimowolnymi uczestnikami obcych i niemiłych im spraw, które zwykle nazywali pogardliwie „polityką”. Któż z nich śmiałby utopić przedstawiciela władz okupacyjnych? Nie było mowy o topieniu kogoś, chodziło o to, żeby samemu utrzymać się na powierzchni — takie doświadczenie wynieśli z pływania w Morzu Życia.

Oczywiście różne to było doświadczenie. Duże — Starszej Pani i Profesora, nieco mniejsze — Fryzjerki, a całkiem.malutkie — Listonosza. Właściwie ani on, ani Studentka nie mieli w ogóle doświadczenia, oni dopiero wstępowali w Morze Życia i nie zdążyli jeszcze dotrzeć do jego głębin.

8

— Usiądźmy pod amplą — proponował Agent Ekspedientce. Siadali więc pod amplą, która siała na nich księżycowy blask. Przesiadywanie pod tym sztucznym księżycem przenosiło Ekspedientkę w dalekie lata, kiedy to i księżyc był inny, i ona była inna, i mężczyzna siedzący obok niej był zupełnie inny. Tamten mężczyzna, późniejszy współwłaściciel sklepu kolonialnego, późniejszy mąż i ojciec jej pięciorga dzieci, był wówczas jeszcze nikim, lecz właśnie wtedy był jej szczególnie drogi. Światło księżyca… Możliwe, że wszystkiemu winne jest światło, które czyni bliskim obcego człowieka. Później, gdy się rozproszy, okazuje się, że człowiek ten jest obcy, ale to właśnie trzeba będzie ukryć przed nim, przed sobą, przed innymi ze względu na wspólne dzieci, wspólną rodzinę, wspólny sklep kolonialny… Poza tym — nie istnieje nic wspólnego, a zwłaszcza to, co niegdyś przywidziało się w świetle księżyca…

Wzajemna skłonność Ekspedientki i Agenta od pierwszej chwili spotkała się z przychylnością i gorącym poparciem ze strony pozostałej ludności tego zamkniętego świata. Listonosz całkowicie poświęcił się ich korespondencji, tracąc na dostarczanie listów najwyżej jeden dzień. Profesor, by nie zakłócić ich sam na sam, przesiadywał długo w swoim gabinecie, starając się skoncentrować na ukochanej entomologii. Studentka wskrzeszała w pamięci zapomniane wiersze, odnoszące się do obecnej sytuacji i jak ulotki rozrzucała je po pokoju. A Fryzjerka — słów dla niej brak, nie oszczędzała siebie ani swej jedynej klientki, spóźnionego życia, które wymagało nieustannych kosmetycznych zabiegów.

A Starsza Pani-modelka, widząc dalej niż inni, po kryjomu szyła pieluszki. Aby owe pieluszki się przydały, trzeba by nie sześćdziesięciu, ba, nawet nie sześciuset lat według nowej rachuby czasu, prawdziwa miłość jednak nie lęka się podobnych przeszkód, więc Starsza Pani szyła pieluszki wierząc w prawdziwą miłość.

Sprawcy wszystkich tych poczynań siedzieli będąc ośrodkiem zainteresowania — które usiłowało być delikatne i nienatarczywe. Agent mówił:

— Czy nie wydaje się pani, że jesteśmy sami na świecie? Tylko pani, ja i ta ampla…

— Tak — odpowiadała mu Ekspedientka. — Tylko my oboje i dokoła ani żywej duszy…

Tymczasem jedna dusza ślęczała w gabinecie, druga przypominała sobie wiersze dla nich, a trzecia przygotowywała na zapas pieluszki… Cóż począć, miłość jest egoistyczna, niczego wokół nie zauważa, gdy siedzi pod amplą.

— Niech pan spojrzy — mówiła Ekspedientka wznosząc w górę oczy i wraz z nimi — marzenia i nadzieje. A tam, pod wieczornym sklepieniem sufitu, jej marzenia spotykały się z jego marzeniami, zaś noc już się zbliżała odgradzając ich od świata grubą ścianą, ściślej mówiąc — czterema grubymi ścianami…

9

Tak przeleciało trzydzieści lat i Starsza Pani zaniepokoiła się, czy zdąży uszyć pieluszki. W tym zamkniętym świecie lata upływały szczególnie szybko i Starsza Pani poczuła, że znów zaczyna się starzeć. Dawały o sobie znać choroby, pozostałość jeszcze tamtej, poprzedniej starości, i zdarzało się, że całymi miesiącami nie wstawała z łóżka, a kiedyś nawet przeleżała w nim cały rok.

Wspominała lata swej młodości… Młodość, chociaż ruchliwsza od starości, posuwa się jednak wolniej. A starość mknie jak na skrzydłach — choćby nawet starych i niemodnych — mknie, że trudno za nią nadążyć.

Zwłaszcza teraz daje się to odczuć. Zaledwie osiedlili się, zaczęli żyć, a tu już przemknęło trzydzieści lat. i pozostało już tylko trzydzieści. Czas motyli.

Życie Starszej Pani było długie i urozmaicone. W czasach młodości była modelką, potem bardzo krótko żoną, później kucharką, pokojówką, gospodynią… W końcu — po prostu Starszą Panią żyjącą ze swych oszczędności. Z wszystkich tych zawodów najbardziej lubiła pierwszy, dzięki któremu stawała się ośrodkiem zainteresowania. Nigdy później nikt już nie zwracał na nią uwagi. Dlatego w głębi duszy pozostała modelką, dochowując wiary swej młodości i urodzie. To bardzo trudne — dochowywać wiary młodości i urodzie, które nie są zdolne odwzajemnić się tym samym.