— To niemożliwe — odezwała się Fryzjerka. — Widziałam, jak pani pluskała się w wodzie — ostrożnie, żeby nie zniszczyć fryzury. Cały czas przyglądałam się pani, w pobliżu nie było żadnego oficera.
— A jednak zrobiłam to. Profesor pokręcił głową:
— To do pani niepodobne. Nie wierzę, by taka dobra dziewczyna była zdolna zabić człowieka.
— Mało mnie pan zna.
Profesor uśmiechnął się. Jak to — mało ją zna, skoro wysłuchała cyklu jego wykładów? Każdy człowiek ma inny sposób słuchania, toteż gdy chcesz kogoś poznać, uczyń go swoim słuchaczem.
— Po wyjściu z wody miała pani zupełnie suche włosy — twierdziła Fryzjerka. — Jak można utopić człowieka nie zamoczywszy nawet włosów?
Ale dziewczyna uparcie obstawała przy swoim — zupełnie jak Starsza Pani w dniach swej młodości, dlatego właśnie ona od razu to pojęła.
23
Agent, pragnąc wnieść w tę burzę emocji nieco zdrowego rozsądku, odezwał się:
— Zapewne miała pani powód, by go utopić? Może ubliżył pani, obraził jej godność?
Niczym wykładowca w czasie egzaminu, podsuwał jej właściwe odpowiedzi. Mimo wyraźnej wrogości, jaką mu okazywała, pragnął jej pomóc.
Studentka przyznała, że oficer istotnie obraził jej godność. Nie miał nic przeciwko niej samej, nie widział jej nawet. A mimo to obraził jej godność.
— Jakim sposobem? — nie mógł zrozumieć Agent. Zdrowy rozsądek ulotnił się i znowu wszystko zaczęło
się gmatwać. Jak można obrazić godność dziewczyny nie widząc jej i w ogóle nawet nie wiedząc o jej istnieniu?
Profesor powiedział, że już sam fakt okupacji obraża godność każdego człowieka. Oczywiście, nie w takim stopniu…
— A więc zrobiła to pani ze względów politycznych? — domyśliła się Fryzjerka. Miała obojętny stosunek do polityki, podobnie jak do okupantów — wszyscy oni strzygli się nie u niej, lecz w sąsiednim salonie.
— Bez względu na racje, jakie mną powodowały, sama poniosę odpowiedzialność za mój czyn. — Studentka zdecydowanie ruszyła do wyjścia. Starsza Pani jednak znalazła się tam przed nią i zagrodziła drzwi własnym ciałem.
— Zostanie pani tutaj!
— A to dlaczego?
— Dlatego, że to nie pani utopiła oficera.
— Skąd pani wie?
Starsza Pani uśmiechnęła się do swej przywróconej młodości.
— Wiem. Ponieważ to ja go utopiłam.
24
— Pani?! Proszę mnie nie rozśmieszać — przy pani reumatyzmie, zapaleniu korzonków nerwowych, kurczach… — Ekspedientka wyliczała wszystkie choroby, na które często uskarżała się Starsza Pani i z których każda była mocnym argumentem, powalającym cierpiącą, jak tylko może powalić choroba.
— Cóż to zapalenie korzonków? — broniła się Starsza Pani. — Trzeba było tylko zebrać siły…
Agent popatrzył na nią krytycznie.
— W pani wieku to nie takie proste.
Był młody i nie bawił się w delikatność, mówiąc o cudzym wieku. Ale Starsza Pani już nie ukrywała swoich lat, przeciwnie — nawet się nimi szczyciła. Dawały jej prawo wyjść jako pierwszej, zatrzymać tę młodość, poświęcając dla niej swoją starość. W ten sposób znów stawała się młoda.
Studentka objęła Starszą Panią.
— No, proszę… Proszę tam nie iść… i tak nikt pani nie uwierzy.
— Mnie? Niech tylko spróbują! Proszę mnie puścić. Przekonam ich, mam dowody…
— Jakie dowody?
— Nie słyszeliście? Powiem, że mi ubliżył… że obraził moją godność…
Śmiało może tak powiedzieć! Starsza Pani też ma godność, którą można obrazić.
— Kobiety! — zawołał Profesor. — Dlaczego bierzecie na siebie sprawy nie należące do kobiet? Czy oprócz was nie było tam mężczyzn? Czy któryś z nich nie mógł utopić oficera?
— Kogo pan ma na myśli? — oschłym tonem zapytał Agent.
Zapadło milczenie, z początku niezręczne i bezradne, później jednak stawało się coraz głębsze, coraz bardziej wymowne i zdeterminowane. Przerwał je głos Profesora:
— Mam na myśli siebie.
25
W chwili niebezpieczeństwa chrząszcz pokątnik złowieszczy staje na głowie i zaczyna chrobotać ostrzegawczo. Inne chrząszcze uciekają, on jednak zwleka, musi ostrzec wszystkich, którzy są zagrożeni. Staje więc na głowie i chrobocze…
— Co, nie wyglądam na to? Oderwany od życia naukowiec, mól książkowy, a tu nagle taka partyzantka. Tymczasem… — Profesor mówił szybko, inaczej niż na wykładach, jak gdyby w obawie, że lada chwila rozlegnie się dzwonek. — Od razu go zauważyłem. Gdy się rozebrał i wszedł do wody, popłynąłem za nim… Za młodu byłem nie najgorszym pływakiem, zresztą i teraz jeszcze… Słowem, postanowiłem go utopić…
— Ze względów politycznych? — znów domyślnie spytała Fryzjerka.
— Tak. i z państwowych. Co pani woli. Jak tylko go zobaczyłem, postanowiłem to zrobić. Wykorzystać owe niewykorzystane możliwości, o których mówił mój przyjaciel Psychiatra. Mimo że zajmuję się owadami, to jednak w człowieku tego nie lubię. Źle, jeśli człowiek staje się obiektem entomologii.
Wypiękniał nagle, nawet broda przestała go szpecić, co natychmiast spostrzegła Fryzjerka. Mówił jak natchniony. W oczach jego migotał odblask owego ognia, do którego leciał w tej chwili jak ćma. Tylko że ona nie wie, dokąd leci, a on wiedział.
Mówił o jakimś oddziale partyzanckim, z którym był związany i skąd otrzymał rozkaz zlikwidowania przedstawiciela władz okupacyjnych, nie tylko tego zresztą, lecz i wszystkich pozostałych.
— Wszystkich? — wykrzyknęła Fryzjerka.
— No, może nie wszystkich. Ja też nie działałem sam… Był nas cały oddział… Ale nie o tym teraz mowa. Wszedłem do wody z konkretnym zadaniem…
Spieszył się w obawie, że gdy przerwie na chwilę, cała ta opowiastka pęknie jak bańka mydlana, więc skwapliwie ją nadmuchiwał, malując wszystkimi kolorami tęczy.
— Profesorze, kochany Profesorze! — zawołała Studentka. — Jak pięknie pan mówi, to pański najlepszy wykład i Pan jest prawdziwym rycerzem, Profesorze!
— Prawdziwym mężczyzną — dodała Ekspedientka.
Tym samym jak gdyby wyróżniła Profesora, dając do zrozumienia, że spośród dwu obecnych w tym pokoju mężczyzn Agent nie zasługuje na to miano.
Dotknęły go te słowa. Szacunek nawet obojętnej mężczyźnie kobiety bynajmniej nie jest mu obojętny.
— Bzdura! — skwitował. — Ja jeden wiem, jak to było. Stało się to w moich oczach.
26
Tak, wszystko to stało się w jego oczach, ponieważ znajdował się najbliżej oficera. Nie Studentka, nie Starsza Pani, nie Profesor, lecz właśnie on, Agent.
Oficera po prostu złapał kurcz. Agent widział, jak jego twarz wykrzywiła się z bólu, jak otworzył usta, by zawołać o pomoc, lecz nie zdążył — zalała go fala. Jeszcze kilka razy wypływał na powierzchnię, błagalnie wytrzeszczając oczy na Agenta, ten jednak wolał trzymać się z daleka, by w razie czego uniknąć podejrzeń. Odpłynął nawet jeszcze dalej i napotkawszy po drodze Fryzjerkę, zaczął z nią rozmawiać, aby wszyscy widzieli, iż wspólnie zażywają kąpieli.
— Prościej byłoby go uratować — zauważyła Ekspedientka.